Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-01-2012, 11:38   #7
daamian87
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Jeśli sama obecność w mieście grupy najemnych krasnoludów kogoś nie zainteresowała bądź komuś to umknęło, to zachowanie Ignis i Filiana nie mogło zostać niezauważone. Dwójka młodych, jak na standardy brodatej rasy, postaci w towarzystwie ich pra-dziadka, sądząc po jego wyglądzie, ruszyła ulicami miasteczka. Chcieli zebrać informacje, które mogłyby pomóc im w realizacji zadania którego się podjęli.

W tym samym czasie Draug i Borgin pomagali karczmie Brandurga, wychylając kolejne kufle piwa. Towarzyszącym im Delg skupił się na wypytywaniu karczmarza o różne ważne bądź też nie, sprawy. Zdobył kilka ciekawych informacji, które mogły okazać się dość przydatne. Bądź też nie.

Dwójka roześmianych krasnoludów w towarzystwie wiekowego brodacza przemierzała uliczki Orlego Gniazda. Miasteczko nie wyróżniało się zbytnio spośród innych. Było w nim kilka sklepów, kuźnia, szewc oraz kilka innych punktów usługowych, niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania miasteczka tej wielkości. Vulfura zainteresowała jednak świątynia Tyra, do której bez słowa skierował swoje kroki. Jego młodzi towarzysze pogrążeni w dyskusji i wybuchach śmiechu nie zauważyli nawet zniknięcia wiekowego krasnoluda.

Kapłan pchnął masywne, drewniane drzwi wpuszczając do wnętrza nieco światła. I świeżego powietrza. Odór unoszący się wewnątrz przybytku Tyra był niesamowity. Krasnolud przeżył już niejedno, jednak taki smród spotkał po raz pierwszy w swoim długim życiu. Mimo to wszedł do środka, kręcąc z każdym krokiem swoim nosem i starając się nie myśleć o mieszaninie zapachów atakujących jego nos.

Mimo snopa światła wpadającego przez drzwi wnętrze skąpane było w ciemnościach. Lśniąca podłoga nie pasowała do atmosfery panującej w budynku.


Krasnolud powoli i ostrożnie zagłębiał się dalej i dalej. Każdy jego krok rozbrzmiewał po stokroć głośniej, niż powinien. Wzrok przyzwyczajony do ciemności rozpoznawał coraz więcej elementów wystroju. Liczne płaskorzeźby zdobiące ściany, miejsca przeznaczone do modlitw oraz drzwi prowadzące do miejsc niedostępnych dla zwykłych wiernych. Po za koncertem odgłosów wydawanych przez krasnoluda nie było słychać w świątyni nic innego. Aż do momentu, gdy powietrze przeszył dziwny, wysoki głos.
- Nie jesteś tu mile widziany.- krasnolud nijak nie mógł zlokalizować źródła owego głosu. Rozglądał się nieco zdezorientowany w poszukiwaniu swojego rozmówcy. W końcu zobaczył pod jedną ze ścian siedzącą ze skrzyżowanymi nogami sylwetkę mężczyzny. Im bliżej krasnolud był owego mężczyzny, tym smród był jeszcze bardziej intensywny. Krasnolud nie zainteresował się jednak zbytnio owym mężczyznom, zwiedzał za to w dalszym ciągu świątynię.
- Nie zabijaj ich.- usłyszał brodacz, kiedy kierował się już do drzwi.
- To nie ich wina.- dodał po chwili mężczyzna wpatrując się szeroko otwartymi oczyma w krasnoluda.
Vulfur odwrócił się w stronę mężczyzny i zobaczył, że ten wpatruje się w niego.
-Kogo masz na myśli?
- Tych, których niesłusznie oskarżono.- po tych słowach niezwykle szybko wstał i niemal podbiegł do Vulfura.
- Tyś mądry, nie głupi. Nie siej śmierci tam, gdzie nie jest potrzebna!- mówił coraz głośniej i głośniej.
-Nie wiem o kim mówisz, ale wiedz, że śmierć nie jest moim celem. - krasnolud starannie dobierał słowa, nie wiedział bowiem z kim ma doczynienia. Mężczyzna przejawiał zachowania paranoiczne, jednak nie brzmiało to jak paplanina kogoś niepoczytalnego.
- Nie każdy lis zje kurczaka, nie każdy wilk zje owcę! Pamiętaj, że drugie dno nie zawsze jest ostatnim!- wykrzykiwał kolejne słowa, dokładając do tego bogatą gestykulację rękoma. Kiedy zaczął skakać z jego bioder opadła opaska, zasłaniająca jego genitalia. Jemu to jednak zupełnie nie przeszkadzało, skakał nadal na około krasnoluda. Nagle uspokoił się i stanął na wprost brodacza.
- Strzeżcie się ciemności, w niej bowiem czai się śmierć w najczystszej postaci. I to, co w śmierci najgorsze. Życie!- dodał cicho tym razem.
Vulfur zazwyczaj miał jakąś odpowiedz na wszelkie sytuacje, które go spotykały. Ale w tym momencie na chwilę zaniemówił, oglądając groteskowy występ tego mężczyzny. Szczęśliwie ostatnie zdanie wypowiedział już na tyle spokojnie, że krasnolud doszedł do wniosku, że dotrze do niego to, co chce mu powiedzieć
-Świat opiera się na wielu dnach i nie jest to nic niezwykłego i doskonale wiem, że najszczersza prawda bywa tylko grą przed tym, jak faktycznie jest. A tobie przyjacielu proponuję wypocząć, bo widzę, że jestes wykończony. Dobrze ci zrobi pobyt w karczmie. Co powiesz na syty posiłek?
- Prawy z ciebie krasnolud. Mimo wieku wiele cię jeszcze czeka. Rad jestem, że dane mi było cię spotkać. Zajdź jeszcze do mnie kiedy, jak czas znajdziesz.- z uśmiechem pożegnał się z brodaczem zupełnie tak, jakby nie słyszał jego słów.
-Z pewnością to zrobię - odparł lekko zdezorientowany, skłonił się jednak i wyszedł ze świątyni. Gdy masywne drzwi zamknęły się za krasnoludem ze stłumionym odgłosem, Vulfur wyciągnął fajkę, nabił i odpalił. Naprawdę przedziwne sytuacje stawia przed nim Jasny Płaszcz. Rozmyślajać na tym, ruszył w poszukiwaniu swoich towarzyszy.


Filian wraz z Ignis dopiero po dłuższej chwili zorientowali się, że wiekowy krasnolud nie idzie wraz z nimi. Po chwilowej konsternacji stwierdzili że nie są w stanie odnaleźć swojego kamrata. Z drugiej strony, martwienie się o niego nie miało sensu. Mimo wieku potrafił o siebie zadbać, a z pamięcią nie miewał problemów, więc do karczmy zajmowanej przez swoich towarzyszy trafić na pewno potrafił.

Młode krasnoludy wróciły ze swojej misji ze zwieszonymi nosami. Nie udało im się dowiedzieć prawie niczego. Mało kto w ogóle chciał z nimi rozmawiać, o dzieleniu się informacjami już nie mówiąc. Na szczęście Delgowi udało się uzyskać odpowiedzi na kilka ze swoich pytań. A te mogły okazać się niezwykle przydatne w czekających grupę zadaniu.


Kolejna porcja piwa nie trafiła do gardła Drauga. Na ulicy rozbrzmiały liczne głosy i krzyki, o ulicę coraz głośniej uderzały końskie kopyta. Ze strzępków rozmów wywnioskować można było, że to grupa kupców która zmierzając do miasta została zaatakowana na trakcie. Trzy krasnoludy szybko wybiegły przed karczmę, gdzie ich domysły potwierdziły się. Na placu kilka metrów od wejścia do karczmy stało kilku kupców w poobrywanych szatach, kilku miało lekkie stłuczenia i kilka siniaków. Żaden z nich nie był jednak ranny. Nawet eskortujący karawanę wojownicy byli cali i zdrowi. Nie mieli broni, ale nic im nie było.

Całe zamieszanie zwiększyło się jeszcze bardziej, gdy do kupców przybył mężczyzn, z którym krasnolud miały nie-przyjemność rozmawiać w sprawie zadania. Maszerował na tyle szybko, na ile pozwalała mu na to jego tusza w towarzystwie sześciu strażników.
-Co tu się dzieje?!- wyraźnie poirytowany wrzasnął na pieklących się kupców. Ci słysząc zdenerwowany głos mężczyzny uciszyli się nieco i spotulnieli.
- Orki nas napadły na szlaku. Zabrali wszystki towar.- odpowiedział jeden z nich, młody, wysoki blondyn. Gruby podwładny burmistrza poczerwieniał na twarzy. Wściekłość się w nim gotowała. Swój wzrok zatrzymał na trzech krasnoluda.
- Co wy tu kurwa robicie! Mieliście załatwić te zielone pierdolone gówna!- wrzeszczał, kierując się w ich stronę. Za nim krok w krok postępowali strażnicy trzymający dłonie na broni.
- Ale kurwa po co! Pierdolone pokurcze, albo ruszycie dupska w tej chwili i pójdziecie odzyskać te towary, albo wpierdolę was do lochów i będziecie tam zdychać!- wrzeszczał niczym opętany, plując śliną na Delga i jego dwóch kamratów.
- W tej chwili wypierdalać mi z miasta i nie wracać bez głów tych jebanych orków.- tym razem o wiele ciszej powiedział ów mężczyzna, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył ponownie w stronę obrabowanych kupców.

Para krasnoludów oraz ich najstarszy kompan weszli na uliczkę na której znajdowała się karczma Brandurga prawie jednocześnie, choć z innych stron. Mieli okazję obserwować odchodzącego od grupy ich kamratów mężczyzny, od którego uzyskali zadanie dotyczące orków. Mimo iż nie widzieli całego zajścia, po minach towarzyszy mogli się domyślać co też się stało kilka chwil wcześniej.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline