Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-02-2012, 17:26   #207
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Dom Whinterspoonów był równie wymarły jak reszta osady. Jego właściciel spoglądał martwymi oczami na zatokę. Krwawa dziura z boku głowy i leżący przy opuszczonej w dół dłoni pistolet sugerowały, że sam zakończył swoje życie. Czy samobójstwo było właściwą drogą ucieczki? Czy Adumbrali mogli zająć martwe ciało? Może skoro byli w stanie kontrolować ciała mimo licznych obrażeń jakich doświadczały. Jednak czy dla trupa miało to jakieś znaczenie?
Samantha nigdy nie przypuszczała, że spoglądając na martwe ciało można być tak obojętnym. Czy człowiek może do wszystkiego się przyzwyczaić? A może po prostu człowieczeństwo umierało w niej kawałek po kawałku z każdą chwilą, gdy wzrastała jej wiedza i doświadczenie z obudzoną w tym miejscu siłą?
Może nie została naznaczona fizycznie, jak Solomon czy Lucy, ale w jej umyśle dokonywało się spustoszenie.

Bez słowa nieniepokojeni przez nikogo opuścili budynek, a potem także Bass Harbor. Gdy ostatnia wiadomość została odczytana ruszyli do miejsca ostatecznego przeznaczenia.
Chwila gdy po zapadnięciu zmroku latarnia na cyplu nadal trwała w ciemności była jedną z najstraszniejszych jakie przytrafiły się dziewczynie od chwili, gdy jej stopa stanęła na tej przeklętej wyspie.
Na szczęście po chwili światło rozbłysło i powoli przesunęło się rozświetlając kamienny krąg, który najwyraźniej był bramą do obcego świata. Sam nigdy nie interesowała się historią i tajemnicami starych kultur, które tak bardzo fascynowały wuja. W jej głowie kołatała się cały czas jedna myśl: ~Co ja tutaj właściwie robię?~ To Lucy powinna stać na jej miejscu. Przecież była nieustraszoną badaczką zamierzchłych czasów. To było jej życie. Jej cel. Jej przeznaczenie. Jednak w jakimiś dziwnym zwrocie przeznaczenia zamieniły się miejscami. Dlaczego? Czy ktokolwiek potrafił odpowiedzieć na odwieczne pytanie bytu?

Patrzyła jak opętani, wydając mrożące krew w żyłach dźwięki, ruszają w kierunku latarni i pomyślała o Dufrisie, który został skazany na samotną walkę ze zmasowanym przeciwnikiem. Czy miał jakąkolwiek szansę by mu się oprzeć? Oni też ruszyli naprzód mimo strachu, który usztywniał kolana, wzmagał bicie serca i zaciskał gardło niczym solidne stalowe szczęki.
Miała wrażenie jakby się rozdwajała. Jej instynkt samozachowawczy wołał z całych sił: ~Uciekaj Sam! Uciekaj!~, a jednocześnie szalona siła woli nakazywała nogom iść dalej bez oglądania się za siebie.
Gdy weszli pomiędzy czarne obeliski poczuła zimno oblewające jej ciało. Czy był to tylko kolejny objaw panicznego strachu, który cały czas przepełniał jej ciało? Po chwili uprzytomniła sobie, że tutaj rzeczywiście jest zimniej. Nienaturalnie, lodowato, zimno. Świat po drugiej stronie bramy był pewnie jakąś ciemną, lodową, pustynią. Nic dziwnego, że jego mieszkańcy chcieli się przenieść w bardziej przyjemne miejsce...
szkoda tylko, że wybrali sobie akurat Ziemię!
Szalone, dziwaczne myśli pozwalały jej zachować resztki rozsądku. Tylko dzięki nim nie przekroczyła jeszcze linii oddzielającej ją od szaleństwa. Samantha czuła, że jest jednak bardzo blisko otchłani. Nie musiała długo czekać na kolejny atak jej pobudzonej wyobraźni, a może nie było to tylko szaleństwo?

Gdy stary Indianin rozpoczął przygotowania do rytuału, a mężczyźni skupili się na obronie przed zbliżającymi się opętanymi spłynęła na nią kolejna wizja szalonego Holendra. Poczuła, jak wypełnia ją ten obcy, masochistyczny duch, który pojawił się wcześniej w sennych wizjach.
Tym razem jednak, w przeciwieństwie do poprzednich sytuacji nie śniła, była przytomna, a słowa wymawiane przez mężczyznę najwyraźniej wypowiadane były w języku angielskim. Tym razem zrozumiała je bez problemu, a ich sens uruchomił wszystkie nerwy w jej ciele.
Czy rzeczywiście dobrowolna ofiara zamykała ostatecznie bramę? Czy rzeczywiście musiała to być krew bliska temu, który miał z nią wcześniej do czynienia? Otworzył ja lub zamknął?
Poczuła elektryzujące podniecenie. Czy to dlatego przeżyła dwadzieścia lat wcześniej, bo przeznaczenie wyznaczyło jej tę chwilę by mogła ocalić innych? Być może poświęcić się dla świata? Jak niezwykła, podniecająca i kusząca myśl...

… po chwili spłynęło na nią otrzeźwienie.
Czy rzeczywiście krew i śmierć to metoda na powstrzymywanie zła? To raczej kojarzy się z jakimś paskudnym rytuałem przywołującym diabła lub demona! Może jej ofiara raczej zepsułaby wszystko czego próbował dokonać szaman? Ostatecznie otwarła bramę i sprowadziła na świat odwieczne zło?
To zdecydowanie bardziej wydawało się realne.
Zacisnęła zęby i zamknęła swe uszy na podszepty zła. Mieli zadanie do wykonania: Powstrzymać chmarę opętanych przed wejściem w kamienny krąg. Na tym miała się skupić. Najlepiej działały na nich ogniste płomienie. Musieli więc im sprawić prawdziwie gorącą kąpiel. Chwyciła dwie z pochodni przygotowanych przez Jamesa i zamachnęła się w kierunku nadchodzących Adumbrali.
Podjęła decyzję i miała zamiar wytrwać w niej do końca.
Do diabła z przeznaczeniem.
Ludzie byli kowalami własnego losu!
 
Eleanor jest offline