Skończyło się. Całkiem nagle i niespodziewanie - najpierw zginął von Geschwur, wielki Arcysiewca, potem drugi demon. Kultystki również leżały na zbryzganej krwią podłodze.
Jednym słowem - koniec. Cokolwiek planował Maximillian - nie udało się. Przynajmniej taką nadzieję miał Detlef. Można było teraz spokojnie poczekać na cud. Może, jako zbawcy świata, choćby w mikroskali, zostaną przyprowadzeni do fontanny jako pierwsi i nie będą musieli się przepychać między tłumami chętnych. A widać było, że niektórym z nich przyda się cud, w dodatku niejeden.
On sam też czuł się niespecjalnie. Dziwnie słabo, można by rzec. Przez moment stał bez ruchu, a potem wyciągnął z plecaka kawałek szmaty. Powoli i systematycznie zaczął czyścić ostrze rapiera. Co z tego, że przez jakiś czas nie będzie potrzebny? Tym bardziej trzeba o niego zadbać.
Rannymi nie zamierzał się zajmować. W końcu kapłanki miały dużo więcej umiejętności, niż on. A ewentualne znoszenie czy pomaganie w zejściu? Zapewne skończyłoby się na tym, że razem by zlecieli ze schodów.
Wsunął wreszcie rapier do pochwy i stanął z boku, starając się po prostu nie przeszkadzać. |