- Co to… - Nie zdążył dokończyć zdania, gdyż na statek wleciało kilka latających… Małp? Ryan potrząsnął głową z niedowierzaniem. Znaczy przypuszczał, że to są małpy – w życiu żadnej nie widział, jednak nasłuchał się dość od ludzi w karczmach portowych. Oprócz skrzydeł ich opis pasował idealnie do tego co teraz widział.
Uchylił się w ostatniej chwili, gdy jedna przeleciała tuż nad nim. Zdołał dostrzec, że są wyraźnie rozwścieczone – zastanawiał się co spowodowało tak wybuchową reakcję. Ciekawe czym jeszcze zaskoczy ich wyspa - na razie sprawiła im dość niemiłe powitanie.
Rozejrzał się wkoło – cały pokład zamienił się w małe pole walki. Wszędzie było pełno rozhisteryzowanych osadników.
- Sporo zamieszania jak na kilka zwierzaków… - Westchnął do siebie. Wtem dostrzegł szamoczącego się szypra. Wiedział, że jeśli ktoś mu zaraz nie pomoże to cały statek będzie w wielkim niebezpieczeństwie.
- Robinson, zbieramy się! – Klepnął towarzysza w ramię – Mamy robotę – Ruszył w stronę miejsca, gdzie znajdowało się koło sterowe.
Po drodze, zgarnął wiadro napełnione wodą – zostawione chyba przez jakiegoś majtka – i zaczął drzeć się na całe gardło. Zamierzał przepłoszyć albo chociaż skupić na sobie uwagę tych dziwnych stworzeń, a gdy nadarzy się sposobna okazja polać małpy wodą z wiadra. Liczył na to, że ich skrzydła przemokną uniemożliwiając im ponowne wzbicie się w powietrze. W ostateczności mógł też rzucić wiadrem w któreś zwierzę i dobyć broni, musiał być jednak pewien, że nie trafi przypadkowo sterującego statkiem marynarza. Najważniejsze było, żeby szyper mógł powrócić do swoich obowiązków.
__________________ "Przybywamy tu na rzeź,
Tu grabieży wiedzie droga.
I nim Dzień dopełni się,
W oczach będziem mieli Boga." |