Jednym uchem słuchająca kapitana i wciąż klęcząca nad wiadrem kobieta sprawiała wrażenie, jakby w ogóle nie zauważyła, że coś się dzieje, głównie dlatego, że przez pierwszą, dobrą chwilę, nie drgnęła zupełnie. Gdy jednak podniosła w końcu głowę, zauważyć można było, że zza pary grubych szkieł gogli na kreatury gapi się para wielkich, wytrzeszczonych w przerażeniu oczu. I zapewne gapiłaby się tak jeszcze długo, gdyby nie zarobiła w łeb od przypadkowego osadnika, przebiegającego obok niej.
Szczęśliwie, uderzenie silne nie było i zadziałało jedynie otrzeźwiająco. Nie zastanawiała się długo, przegapiwszy fakt, że jedna z istot wleciała do kuchni, Amerith runęła sprintem właśnie w tamtą stronę na poszukiwanie schronienia.
Jakże zaskoczoną miała minę, gdy zorientowała się, że kuchni daleko do zyskania miana bezpiecznego miejsca! Tym razem górę jednak wzięła kobieca natura i wrodzony pociąg do... patelni. Amerith złapała pierwszą z brzegu i mając baczenie na walczącego dzielnie Anthony'ego postanowiła wspomóc go w szlachetnym dziele pacyfikowania małpo-gacka. Dziewczyna wpasowała się na flankę i z potężnym zamachem spróbowała opuścić nietypowej latającej istocie żeliwną patelnię na łeb. |