Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2012, 15:12   #4
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację

Przykładowa historia postaci



Dzięki uprzejmości Velga poniżej przedstawiam Wam historię przykładowego mieszkańca Viseny, który chce odnaleźć karawanę.
Oczywiście jest to tylko jeden z wielu sposobów tworzenia historii bohatera, przytoczony by pokazać Wam jak można napisać kartę. Nie róbcie z poniższej historii kalki - potraktujcie raczej jako opowieść o znajomku Waszych bohaterów.
Velg i jego postać, rzecz jasna, nie będą grali z Wami.



Cytat:
Seran
syn Oskara (sołtysa)

Urodził się dwadzieścia pięć lat temu w rodzinie sołtysa Oskara. Był trzecim synem, więc już od początku było wiadome, że łodzi ani warsztatu nie odziedziczy – ojciec musiał więc dla niego szukać innego zajęcia. Tak się złożyło, że w owym czasie Visena nie miała kleryka Chauntei – poprzedni, nobliwy starzec, zmarł ze starości. Uwidziało się przeto sołtysowi, że w stosownym czasie odda swego syna na termin Nellenowi i Elenie. Kleryk Chauntei był przecież pracą godziwą i ważną dla osady... a nadto, syn mógłby wówczas przejąć chatynkę i kapliczkę nad którymi pieczę miał stary kapłan! Godziwa przyszłość zapewniona, spadek dla pozostałych synów nieuszczuplony i pobożne ręce do pracy w gospodarstwie. Długo rodzina się nie zastanawiała.

Termin Seran zaczął w wieku sześciu lat, a skończył w wieku lat piętnastu. Małżeństwo zanotowało, że chłopiec ma pojętny umysł – czytać się nauczył szybko, a jako dziesięciolatek umiał już powtórzyć słowa podstawowych liturgii. Nie oznaczało to, że był wdzięcznym uczniem – jak każdy nastolatek, przechodził przez trudny wiek, gdzie zaczynał kwestionować podstawy swego życia i stroić żarty wiary... lecz rózgi wnet wyleczyły go z religijnego dyletanctwa.

Gdzieś od jedenastego roku życia zakres jego obowiązków uległ powiększeniu – prócz pomocy przy ojcowskich połowach i nauki zaczął pomagać przy uroczystościach religijnych. Robił wówczas za akolitę Nellera i Eleny.

Gdy dochodził czternastu lat, na Visenę napadła banda orków i hobgoblinów. Spłonęło wtedy wiele domów, lecz w historii Serana epizod ten zapisał się bardziej jako początek przyjaźni z synami Damiela. Kiedy na wioskę opadła chmara plugawych istot, część wioskowej dzieciarni – jak Seran z potomstwem myśliwego – bawiła się na zewnątrz osady. Niechybnie grupka dzieci padłaby ofiarą tego najazdu, gdyby akolita nie wykazał przytomności umysłu i nie przypomniał sobie o okolicznej jaskini, gdzie gnieździł się niedźwiedź, nim Damiel go upolował. Zanim horda się zbliżyła, podrostki zdołały wbiec do jaskini i tam tłoczyły się, aż bitwa się skończyła. Nerwów najedli się co niemiara, lecz doświadczenie zbliżyło ich ze sobą.

Za swą postawę Seran nasłuchał się niemało pochwał i przez jakiś czas wydawało się, że zostanie cieszącym się szacunkiem kapłanem Matki Ziemi... a potem do wioski przybył Devon. Półelfi kapłan miał dużo więcej doświadczenia, więc z miejsca został wioskowym kapłanem bogini. Tym samym, Seran został jego uczniem. Równocześnie, stało się dla niego aż nazbyt jasne, że nigdy nie zastąpi swego mentora – ów zawsze już miał przerastać go doświadczeniem i miał wszelkie podstawy, aby przeżyć swego akolitę.

Od tego czasu minęło już dziesięć długich lat. Niewiele się jednak zmieniło – choć z biegiem czasu młodzik zdobył doświadczenie, które pozwoliłoby mu zostać samodzielnym kapłanem, ojciec urywał wszystkie próby dyskusji na ten temat. „Nie potrzebujemy kolejnej świątynki Chauntei w Visenie. Żadnego innego bóstwa zresztą też...” - tymi słowami zazwyczaj były ucinane seranowe indagacje o plany na przyszłość. Chłopiec stał się więc lokalnym kuriozum – wiecznym akolitą-pomocnikiem i najemną pomocą rolniczą.

Stopniowo, taka rola zaczynała go frustrować. Tak, szanował Devona... ale niektórzy z jego przyjaciół zdążyli już się ożenić – a jakie on miał widoki na korzystny ożenek czy ziemię i dom dla nowo założonej rodziny?

Aż wreszcie, nadeszło pamiętne lato...

***

- Czyli nie wrócą – słowa żony jego mentora podziałały na kleryka piorunująco.

Mieli nie wrócić? Damiel, którego serdeczny śmiech gościł go, gdy tylko odwiedzał jego synów? I Uhreg, o którym gadano, że strzały się go nie imają? I ichnie zapasy na zimę oraz nasiona na siew? Na Chaunteę, co się miało stać z Viseną...?! - to wydawało się praktycznie niemożliwe! Miał ochotę krzyczeć...

Niemniej, nic nie powiedział przy ojcu – bogowie świadkiem, że sołtys nie lubił, gdy potomstwo wykazywało nadmiar własnej inicjatywy. Miast tego, już godzinę później znalazł swoją drogę na zebranie młodzi, gdzie prym wiódł Sven.

Kiedy tylko podrostek skończył rozmawiać z ludźmi, Seran wystąpił przed szereg.

- Ja to widzę tak – niczemu się we wiosce nie przydamy. Jak zostaniemy, tylko żreć zapasy będziemy. A zasiew, zadania? Mogę błogosławić czarną ziemię, a wy ją orać, lecz nawet łaska Chauntei z niej nic nie wyrośnie. A jak pojedziemy, to nawet bez pomsty możemy jakoś zapasy znaleźć. Ot, tyle – w gruncie rzeczy poparł pomysł łobuza, choć ton jego przemowy był całkowicie inny. Svenowi mogło się to nie spodobać... nie dbał o to. Był sześć lat starszy i postury godnej, więc podrostek nie wzbudzał w nim jakiejś trwogi.

Oczywiście, nie zamierzał zdradzać swoich powodów. Boć nie tylko o pomstę za ojca przyjaciół i obronę wioski, choć ważną, chodziło – chciał też znaleźć miejsce dla siebie. W Visenie nie było miejsce dla dwóch świątyń bogini... a on nie chciał, aby do końca życia asystować Devonowi.

Była też przyczyna, której nie zdradziłby nawet przed sobą – Ulena, córka martwego myśliwego, którą całkiem nieźle poznał podczas częstych wypadów z damielowymi synami, miała bardzo piękne oczy. Jeśli... jeśli pomściłby jej ojca... może zechciałaby pojąć go za męża i opuścić Visenę wraz z nim?

O charakterze słów kilka: pogodny i przychylnie nastawiony do ludzi „kapłan-pan brat”. Jest w wiosce dość lubiany – upija się ze wszystkimi, jest pracowity i często bez słowa skargi pomaga przy pracach polowych... (oczywiście, nie za darmo) Nadto, w ramach swej posługi służy poradą na wszystkie tematy życiowe.

Oczywiście, jego dobroć nie jest bezwarunkowa. Ma dość wysoką samoocenę, co przenosi się na to, że nie znosi lekceważenia jego osoby. Zdołał już dogadać kilku ludziom – i mocno zaznaczyć, że nie interesuje go radzenie komuś, kto nie zamierza choćby wysłuchać, co ma do powiedzenia. Ponadto, nie waha się ostro krytykować ludzkiej głupoty, jeśli potrzeba.

Jest też dość religijny – acz nie można powiedzieć, aby był zanadto oddanym wyznawcą Chauntei. Teoretycznie docenia jej rolę w społeczności i żyje wedle jej wskazań... lecz wiara została mu wbita w rózgami, więc trudno mówić o jakiejś szczególnej gorliwości. Na dzień dzisiejszy nie roztrząsa jednak zasadności swojej wiary – wobec zmian w życiu nie jest jednak wykluczone, że niedługo wątpliwości powrócą.

O potencjalnym odgrywaniu słów kilka:
- postać jest z założenia dynamiczna; wiara w Chaunteę jest w koncepcie głównie dlatego, że Visena raczej nie ma kapłanów bóstw bardziej egzotycznych. W zamierzeniach byłoby z pomocą MG zmienić później bóstwo – na coś bardziej pasującego do awanturniczego żywota; stąd wątpliwości dot. wiary.
- postać ma charakter przyjazny ludziom. Nie powstydzi się ostro skrytykować innych postaci, ale ma: 1) być w miarę rozsądna i otwarta na dialog, 2) zamierzać pracować z innymi, a nie obok nich, 3) mieć jakiś ideał pracy drużynowej (mieszczący się zresztą w religii) i nie zamierza robić drużynie świństw za plecami.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 07-02-2012 o 10:02.
Sayane jest offline