-
To może od początku - powiedział Leo i wziął jedną z serwetek. -
jako detektyw mam sporo informacji, ale to co najważniejsze nie odwiedzałem się z policyjnych akt - zaczął rysować mazać długopisem po delikatnym papierze. -
Wszystkie ofiary miały wśród znajomych przynajmniej jednego Nieśmiertelnego. Jedna była moją długoletnią przyjaciółką, resztę informacji wydusił dla mnie znajomy z Europy. Myślę że tu nie chodzi o naszych śmiertelnych przyjaciół, ale ktoś usiłuje znaleźć nas - skończył rysować i położył swoje dzieło na środku stolika by każdy mógł się mu przyjrzeć.
-
Zawsze wnętrzności ofiary był ułożone w taki znak. Na pewno sprawcą nie jest misiek z wyobraźnią. Nawet cyrkowy zwierzak czegoś takiego nie ułoży.
-
Nie wiem co to za symbol, ale wracając do naszego biegającego trupa. Sam brałem udział w sekcji i poza tym że gość był martwy za nim się na mnie rzucił nie było w nim nic dziwnego. Żyndach anomalii. Dopiero później do mnie dotarło: "Hej przecież przewrócił się dopiero jak dostał płazem miecza przez łeb, prawda?". Obejrzałem swoją broń i przypomniałem sobie, że parzcież była zamówiona przez papieża Aleksander VI dla jego kapitana straży przybocznej,a dokładniej wybryku jego nastoletniego wtedy syna Cezara, to jest mojej skromnej osoby. Miecz jest poświęcony, w rękojeści ją jakieś kosteczki świętego, a na ostrzu jest wyryty tekst "Exorcismo Diabolica". I jak bardzo jestem ateistą, zacząłem nagle wierzyć w opętanie.