Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2012, 15:55   #467
emilski
 
emilski's Avatar
 
Reputacja: 1 emilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodze
Luca z jednej strony z chęcią opowiadał o wszystkich zdarzeniach, które miały miejsce w tamtym szpitalu, a z drugiej był jakiś nieswój, co Walter nie do końca rozumiał, bo w końcu osiągnął swój cel podróży: odnalazł brata, za którego zaginięcie obwiniał sam siebie. Ale w jego słowach dało się słyszeć potężny ładunek żalu. Żalu za Leonardem i rozgoryczenia, że zginął z rąk przyjaciół.

Ale dla Walta najważniejszy był fakt uratowania Domenico, bo był to dowód na to, że z siostrą Emily też się uda.

Tylko czy jej takie zapewnienie wystarczy? Czy ma jeszcze siłę?

Twarze, które patrzyły na księgowego były zmęczone. On był zmęczony. Było ich coraz mniej. Leonard, Amanda. Biedaki...

Mahuna... nawet on nie dał rady.

Kurwa... Ileż on by dał, żeby był pełnosprawny. Żeby miał obie dłonie, żeby mógł im się jeszcze przydać, podnieść na duchu, pokazać jak walczyć.

Pojawienie się arabskiej kawalerii jeszcze bardziej go przybiło. Pogratulował co prawda Dwightowi zdolności rekrutacyjnych, ale ciężko było mu dźwigać ciężar ich witalności, sprawności i siły.

Do tego atak o zmierzchu. Pora, która wysysa z niego pozostałe mu jeszcze moce.

Miał różne pomysły, jak wykorzystać swoją niemoc: chciał zrobić ze swojej uciętej ręki rękojeść do śmiercionośnego ostrza, chciał stanąć na wzgórzu ze snajperką. Wszystkie te pomysły wybił mu z głowy Mansur. Ma rację, jedyna rada dla Walta, to maksymalna ilość nabitej już broni i dzika walka do samego końca. Tak też zrobił, a wolny czas, pozostały do wyruszenia poświęcił na trening przeładowywania jedną ręką. Osiąganie coraz większej biegłości w tej sztuce, pozwoliło mu na chwilę zapomnieć o swojej ułomności. Cieszył się jak dziecko, z każdej sekundy mniej, jakiej potrzebował na przeładowanie magazynków. Powoli zaczynał odczuwać, unoszący się w powietrzu zapach walki, który przynosił mu spokój i skupienie.

Nie czuł smutku z powodu straty towarzyszy. Traktował to, jako cenę, jaką trzeba zapłacić za zwycięstwo. Każda walka niesie za sobą ofiary. Ofiary, które trzeba pomścić. Z jedną ręką, czy z dwiema. W towarzystwie gwiazd, czy w całkowitej ciemności. Czuł, jak budzi się w nim coś, co pierwszy raz obudziło się podczas wojny. Coś, co długo było utrzymywane w uśpieniu, żeby można było wieść zwyczajne miejskie życie. Coś, co tańczyło wewnątrz jego duszy dziki taniec zabijania. Coś, co zamierza uwolnić całkowicie właśnie dziś o zmierzchu.
 
__________________
You don't have to be weird, to be weird.

Ostatnio edytowane przez emilski : 08-02-2012 o 21:08. Powód: zmiana w opisie
emilski jest offline