Czas płynął w Talabheim niezwykle leniwie, jako że topniał bezpowrotnie, jak wosk świecy trawionej przez Płomień, Stark nie marnował go za wiele. Po ostatnich podróżach w sakwie niewiele się Karli ostało, a i na nauki trochę grosza zebrać trzeba mu było. Gdy tylko dowiedział się gdzie mieści się Kapituła jego Wiaru, skierował do niej swoje kroki.
Magister Donnegut mimo swej poczciwej postury wzbudzał w Carolusie wielki szacunek i uznanie. Jak dotąd chłopak spotykał wyłącznie swojego mistrza, a innych, wyższych stopniem wtajemniczenia kłaniał się w pas nisko gdy przechodzili korytarzem. Rozmowa z Donnegutem wydawała mu się być jak spowiedzią u samego Teclisa, tak więc, gdy oficjalnym przywitaniem zadość się stało, zapytał z przejęciem.
–Czcigodny mistrzu! Wędrówkę mą z Altdorfu rozpoczałem nie dalej jak parę tygodni temu i jako że przed moi wtajemniczeniem kompanów tu zostawiłem, wiedziony przyjaźnią uznałem, że Talabheim moim pierwszym przystankiem będzie! -
przerwał tu by wysłuchać komentarza Maga, by Magister nie uznał go za niewychowanego. Mężczyzna skinął jednak tylko ręką, pokazując by Stark opowiadał dalej.
- Z wielka pokora chciałbym świadczyć miastu Talabheim swoje usługi Panie, oczywiście nie jako latarnik; - Stark uśmiechnął się, próbując rozluźnić nieco atmosferę, jednak na wyraźny brak reakcji rozmówcy, zbladł i spoważniał pytając dalej-
ale słyszałem, że w Szczurowisku i Łojówkach każda pomoc się przyda. - Na razie zleceń nie mam bo w Talabheim spokój, to fort nie do zdobycia. Czasem strażnicy zapuszczają się w głąb Talabastionu, to i o Piromantów wypytują. Polecę ciebie z pewnością, gdy będą organizowane jakieś wyprawy. Tymczasem rozglądnij się po mieście skoro żeś jest nowy.
Franz Donnegut odesłał młodzieńca do Północnych Wrót, wskazując mu jedną z gościnniejszych knajpek w mieście. I chociaż standardy lokalu znacznie odbiegały od tych jakie widział w Wurzen, gdy szukali panny Luizy, Starkowi zdawały się i te, nie przeszkadzać.
* * *
Spotkanie z Jansem wprawiło młodego maga w dobry nastrój. Jans stał się bowiem bardziej rozpoznawalną personą. Nie pineło kilka dni, a z znów sączyli powo w jednej z karczm w łojankach. Każdy z byłych grabarzy jednak zdawał się mieć jakieś swoje sprawy, które wypełniały ich dzień,tak, że czasu na wspólne wypady nie było tak wiele. Stark zaszywał się więc w swoim lokum na piętrze, i z utęsknieniem wypatrywał posłańca z kapituły.