Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-02-2012, 13:49   #469
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Udało się. Cudem chyba tylko, ale uszli z życiem.
Dla niej ważniejszy był fakt, że Luca Siciliano znalazł swojego brata. Żywego i w jako takim zdrowiu. Choc ostatnimi czasy przestawała w to wierzyć, zdarzenie owo odkurzyło jej wiarę w to, że w podobnym stanie znajdzie Teresę. Byli już przecież blisko.



- Nie ma mowy - odpowiedziała Arabowi, na jego niedorzeczną propozycję, by została z tyłu. Jej jasne oczy błyszczały złością. - Możesz sam jechać z dzieckiem w bezpieczne miejsce. Nie po to przebyłam całą tą drogę, żeby teraz schować się pod kocem i niańczyć dziecko. Z całym szacunkiem, Luca, dla Ciebie i twojego brata.
Luca właśnie zabierał się żeby coś powiedzieć, ale po wybuchu Emily zeszło z niego powietrze. Arab uśmiechnął się w odpowiedzi. Powiedział coś przysłuchującym się wojownikom a ci zaśmiali się. W ich śmiechu dało się słyszeć odrobinę szacunku. Kiwnął głową.
- Walka, która nas czeka, będzie trudna. Ale widzę, że droga, którą przebyłaś, była trudniejsza. Jeśli się upierasz, możesz jechać. Chyba, że któryś z tych mężczyzn jest twoim mężem i nakaże ci inaczej. Zasłoń tylko twarz, byś urodą nie rozpraszała moich wilków. Święta księga nie toleruje niezamężnych kobiet z odkrytą twarzą. A my słuchamy jej słów.
Skinęła głową.
- Dobrze. Wiedz jednak, że robi to przez wzgląd na szacunek dla waszej kultury. Nie dlatego, że ktoś mi nakazał.
Skinął ponownie głową, a w jego oczach pojawił się prawdziwy wyraz szacunku. Widać było, że ceni sobie odwagę i mówienie tego, co człowiek myśli. Wbrew przeciwnościom losu. Nie powiedział już nic więcej w tej sprawie. Wyraźnie on pogodził się z decyzją cudzoziemskiej kobiety. I chyba zmienił zdanie co do jej roli w nadchodzącej walce. Może znał się na ludziach na tyle dobrze, by wiedzieć, kiedy należy odpuścić. Może potrafił dostrzec w niej siłę charakteru, której nie powstydziłby się niejeden mężczyzna.
Dwight stał nadal na samej krawędzi stoku, pozornie nie przysłuchując się wymianie zdań. Jednak gdy rozmowa dobiegała końca, odwrócił się bokiem i uśmiechnął się. Nic jednak nie powiedział, bawiąc się w rozłupywanie w palcach bryłek piachu.
Luca siedział na łasze piachu i tępo gapił się na Waltera. Nieopodal Domenico zabawiał się obsypywaniem piachem kozy. Rozmowy dorosłych, których nie rozumiał znudziły chłopca. Oddalił się trochę, choć często zerkał na brata.
- Niech i tak będzie. - pokiwał Hiddink głową godząc się z losem - W sumie … jest tam machina do zniszczenia, a nikt nie zna się tak na psuciu urządzeń jak kobiety.
Stwierdził ze śmiertelną powagą.
- Gdzie nie pomoże dynamit, tam Emily da radę.
Powiedział z kamiennym obliczem w myśl zasady, że sarkazm to gatunek humoru, którego nie uprawia się chichocząc , jak jakaś gimnastyczka.
Uwagę Herberta puściła mimo uszu. Być może ciężkie, seksistowskie żarty były jego jedynym sposobem na utrzymani jasności umysłu? Mało ją to obeszło. Z czyichś rąk przyjęła wodę i ostrożnie, żeby nie zalać sztywnego od krwi frontu koszuli, wypiła.
Na myśl o nadchodzącej nocy czuła dreszcze.

*

-Widzisz, Em, Luca odnalazł brata. Tobie też się uda - Walt uśmiechnął się do niej, gdy wszyscy inni zajęli się przeglądem uzbrojenia.
- Wiem - powiedziała bez śladu uśmiechu. Wyraz jej twarzy zdradzał napięcie.- Wiem, że ona tam jest.
- Żywa - powiedział Walt, bawiąc się magazynkami pistoletów. - Cała i zdrowa. Już niedługo będziecie razem.

Zajął się swoimi magazynkami, aby po chwili znowu się odezwać, ale nieco zmienionym głosem
- Mam nadzieję, że jak to wszystko się skończy, nie zapomnisz o mnie...
Patrząca wcześniej w przestrzeń gdzieś przed sobą Emily, gwałtownie obróciła się w stronę rozmówcy. Przykucnęła przed nim, zaglądając w ciemne oczy mężczyzny.
- Walter - w uspokajającym geście palcami dotknęła wierzchu jego dłoni. Szukała słów, ale żadne nie zdawał się dość dobre. Wychyliła się do przodu i wargami musnęła usta Choppa. Ten dziwny mężczyzna stał się w całym tym piekle jej drogim przyjacielem.
- Poradzimy sobie. Kiedy nadejdzie moment, poradzisz sobie. To tylko noc, Walt. Wiem, że widziałeś straszne rzeczy, ale jeśli nie damy z siebie wszystkiego, te okropieństwa staną się rzeczywistością całego świata. Jesteśmy ostatnim, co oddziela ludzkość od morderczego szaleństwa.
Walter uśmiechnął się do niej.
- Gdyby nie ty, już dawno bym zwariował - na chwilę odłożył pistolety. - Nie wiem, czy już ci to mówiłem, ale jesteś taka piękna - znowu się uśmiechnął.
Jego wyznanie zabrzmiało wśród otaczających ich okoliczności tak absurdalnie, że Emily parsknęła śmiechem, szybko zarażając nim Walta. Napięte tygodniami nerwy w końcu odpuściły, czuła jak histeryczny chichot wyzwala ją z okowów strachu o własne życie.

- Masz szczęście - wydusiła w końcu, grzbietem dłoni ocierając łzy - że nie mam lusterka!
 
__________________
Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me
hija jest offline