Przeszukanie pobojowiska niewiele dało. Zwłoki był zamarznięte na kość. Trzeba było rąbać je na kawałki, aby choć ruszyć je z miejsca. Krasnolud nawet nie próbował. Mutanci czy zwierzoludzie nie mieli ze sobą nic, dla czego warto było się babrać w ich trupach. W większości nie nosili pancerza a ich broń była tak kiepskiej jakości, że szanujący się krasnolud wstydziłby się z nią pokazać.
W końcu Duingan uznał, że czas ruszać. Bez trudu odnalazł swoje ślady. Głębokie bruzdy w śniegu, często nosiły ślady krwi, kluczył zygzakiem między drzewami. Zabójca był wdzięczny losowi, ze nie musiał sam siebie oglądać w takim stanie. Wilk niespiesznie podążał z nim.
Po paru godzinach forsownego marszu, dotarł do miejsca potyczki, gdzie zszedł ze szlaku. Ciała zwierzoludzi leżały tam, gdzie padli, ale ich broń, podobnie jak jego topór i plecak ktoś zabrał. W śniegu wyraźnie widać było ślady sań, koni i ludzi. Tropicielem nie był, ale domyślił się, że to jego były pracodawca wyruszył w drogę i minął to miejsce. Musiał tu być niedawno, pewnikiem wyruszyli rano, więc mieli nad nim kilka godzin przewagi. Ironią losu było to, że mogli być w Middenheim, przed krewkim krasnoludem. Duingan przyspieszył kroku. Jeśli dogoniłby ich przed zmrokiem, będzie mógł liczyć na posiłek i schronienie przy ognisku. Co prawda będzie trzeba pewne rzeczy odszczekać, ale jednak.
*****
Dogonił ich znacznie szybciej, choć jego nadzieje, też się przy tym rozwiały. Szlak w tym miejscu prowadził obok ściany lasu, po lewej stronie mając otwartą przestrzeń. Pierwsze zobaczył sanie. Przewrócone, częściowo zniszczone, leżały smętnie na boku. Kiedy podszedł bliżej, dostrzegł pierwsze ciała. Konie i ludzie. Pracownicy i obstawa Folkera. Duingan sprawdził, czy ktoś przeżył, ale na pobojowisku były tylko trupy. Naliczył siedem ciał, co oznaczało, że brakuje trzech. Folkera, jego żony i jednego z ludzi. Co ciekawe ani ludzie ani ładunek nie były zrabowane. Duingan odnalazł nawet broń zabitych wcześniej zwierzoludzi, ale jego topora niegdzie nie było. - Przynajmniej będzie co zeżreć w razie czego. -
Mruknął sam do siebie i spojrzał na Wilka. Ten węszył za czymś na skraju drogi. Kiedy krasnolud do niego podszedł, zobaczył ślady na śniegu wiodące w głąb lasu. Były wśród nich ludzki ślady ale i ślady kopyt czy racic. Wilk powęszył chwile w tym miejscu, po czym zmarszczył nos i zawarczał patrząc w kierunku, w którym prowadził trop. Duingan spojrzał na niebo. Było juz dobrze popołudniu. Do zmroku zostało może, że dwie godziny a Zabójca był ziębniemy i głodny. Spojrzał na Wilka. Ten tylko zastrzygł uszami w odpowiedzi. Znów wszystko zależało od niego. |