Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-02-2012, 23:28   #17
Vantro
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Smile post pisany wspólnie z Abim - dziękuję

Małpy zginęły wszystkie. Na cześć zwycięzców wiwatowano, a na cześć Robin po raz pierwszy w życiu. Szkoda tylko , że “Pan Harkot” ją zasłaniał. Denerwował ją coraz bardziej, miała wrażenie, ze dzień i noc czuje jego oddech na swym karku, słyszy jego chrapliwy głosik. Stała na pokładzie, a miała wrażenie, że znajduje się w ciasnym pomieszczeniu. Szturchnęła go łokciem pd żebra mówiąc:
- Mógłbyś się Waść gdzieś w innym miejscu ustawić?
- Musiałem pilnować twej osóbki, młoda damo. To nic osobistego, wierz mi. Tylko wolałbym, żebyś uszczerbku na ciele nie poniosła.- odparł Robert tłumacząc to jej jak małemu dziecku. Nie przejmując się specjalnie wiwatami, schował pistolety. I zaczął nabijać armaty które nosił na przedzie.
- Kuuuuurcze! Co ja jedna młoda dama na tym statku? Znajdź se Waść inną i do niej się dla odmiany przyczep! Nie ręczę, że jak tak dalej się do mnie kleić będziesz to ci siedzenia jedną z tych strzał nie potraktuję. - ostrzegła go wzburzona dziewczyna. Coraz bardziej ją drażnił, a jeszcze ten jego ostentacyjny stoicki spokój... "Echhhh" westchnęła ze złością w myślach dziewczyna. Jej oczy zaś ciskały błyskawice a palce zacisnęły się na łuku, który trzymała w dłoni.
-Mam coś dla ciebie panienko. Porozmawiajmy z dala od świadków.- odparł poważnym tonem w odpowiedzi Robert sięgając za pazuchę. Prawie to wyglądało jak oświadczyny.
- Nic od ciebie nie chcę! Tylko się odczep!!! - huknęła mu do ucha jak do jakiegoś głuchego dziadka Robin i szarpnęła się do tylu by odejść. "Głuchy, albo głupi jak nic." - podsumowała go w myślach, bo przecież chyba jasno mu powiedziała by trzymał się z daleka, a on na osobności zaprasza.
Chwycił ją za ramię, mocno i machnął przed nosem kopertą z rodową pieczęcią odbitą w laku. Jej rodową pieczęcią. I pieczęcią jej ojca.
Przez moment tylko, bo list niemalże zniknął z jego dłoni. -Mam mówić więcej ?
" Znalazł mnie! O matko, jednak mnie znalazł! I po co mi była ta dwumiesięczna tułaczka po morzu?" - spanikowała w myślach Robin, szarpnęła się jednak mówiąc:
- Pomyliłeś mnie z kimś. Puszczaj! - i zerknęła w stronę brzegu oceniając jaką ma szansę na ucieczkę.
- Ojciec panny przykazał mi pilnować twego bezpieczeństwa... na nowej drodze życia.- westchnął smutno Robert. Najwidoczniej i jemu cała ta sytuacja była nie w smak.

Robin chwyciła go za łokieć i odciągnęła od świętujących zwycięstwo na pokładzie jak najdalej. Rozglądając się na boki z uwagą syknęła:
- Dawaj! - i wyciągnęła dłoń czekając na list.
-I widzi panienka... po co było to...- podał kopertę dziewczynie i oparł się łokciami o burtę statku. Chwyciła list pospiesznie i nie mogąc opanować odruchu na jego "widzi panienka" przykopała mu z rozmachem w kostkę, a potem rozłamała pieczęć i zaczęła czytać list od ojca.
-Ile ty masz lat dziewucho, czternaście?- syknął chrapliwym tonem Robert chwytając się za kostkę i rozcierając ją.-Nie nauczyli cię w domu manier, czy co?!
- Nic ci do tego - mruknęła mu w odpowiedzi Robin nie odwracając wzroku od listu.
- Delikatne dziewczę. Niewinna dziewica co to świata nie widziała. Biedny kwiat kobiecości... akurat... aleś się wkopał Robert.- mruczał do siebie de Marsac rozcierając obolałą nogę, podczas gdy ona czytała.
- Ja cię nie potrzebuję. Jak zejdziemy na ląd kogoś innego se znajdź. - stanowczym głosem rzekła Robi składając list i chowając go za pazuchę.

- Oj, potrzebujesz mnie, potrzebujesz. Przy takim temperamenciku, ktoś ci utnie w końcu ten języczek, o skrojeniu kuperka nie wspominając.- burknął Robert i dodał.-To może taki układ. Pół roku. Jak pół roku przetrzymamy razem i okaże się, że rzeczywiście mnie nie potrzebujesz, to sobie pójdę... z przyjemnością w dodatku. Ale nie teraz. Mam swój honor panienko i dotrzymuję danych obietnic.
- Chyba ci słońce rozum wypaliło. Jeden miesiąc i ani dnia dłużej. Nie mam zamiaru ciągle się o ciebie potykać. Tatko się niepotrzebnie martwi i niepotrzebnie mi ciebie na kark ściągnął. - rzekła kategorycznym tonem Robin podpierając się na boki i dumnie unosząc podbródek do góry.
-Trzy miesiące... i ani dnia. Nie martw się. Takich chudzielców nie zwykłem do łożnicy zaciągać, więc w pokoiku będziesz sama. I ogólnie bezpieczna ode mnie.- przy tych słowach pacnął palcem skromny biust dziewczyny, dając jej wyraźnie do zrozumienia o jakich chudzielcach mówi.
- Łapy przy sobie! - warknęła dziewczyna waląc go z całej siły po dłoni. - Dwa miesiące na morzu i jeden na lądzie to akurat trzy.
-Zamierzam. Zamierzam.- zachrypiał Robert.- Najchętniej to bym jedynie patykiem tykał, ale... przykro mi. Trzy miesiące na lądzie. Wierz mi panienko. Dla mnie to też nie będzie przyjemność.
- Dwa albo zacznę krzyczeć że mnie obmacujesz. Jak myślisz komu uwierzą? Zachrypniętemu facetowi co macał mnie przed chwilą po biuście czy niewinnej dziewczynie, za którą od samego początku łazisz? - spytała Robin zerkając w stronę majtka w bocianim gnieździe, który ciągle spoglądał w dół.
- Dwa miesiące, jeśli w tym czasie nie wpakujesz się w kabałę. To znikam z twego życia. Trzy, jeśli będziesz pakowała się w kłopoty.-targował się Robert, po czym złośliwie się odgryzł.- A dla twej wiadomości panienko Robin, macanie biustu wygląda inaczej. Po pierwsze pannica musi mieć jakiś biust, żeby można było macać.
- Dwa i koniec dyskusji! - ucięła ostro Robin zerkając przy tym w dół na swój biust.
-Jasne, jasne...dwa.- odparł ugodowo Robert wzdychając. Współpraca zapowiadała się ciężko.

- Czyli masz mnie pilnować... -ni to spytała nagle ni to stwierdziła Robin z podejrzanym błyskiem w oku.
- Dbać o twe bezpieczeństwo. Nie będę ci amantów odganiał....zazwyczaj. Ani cię wychowywał, choć to akurat by się przydało.-westchnął Robert i wzruszył ramionami.- I nie mogę siedzieć z tobą cały czas, zwłaszcza w nocy. Do łóżka przecież pakować ci się nie zamierzam.
- A jak ktoś mnie w nocy napadnie i gardło poderżnie... w tym dzikim kraju? - dopytywała się dalej dziewczyna.
-W Port Hope? Wątpię. Ale będziemy mieli pokoje obok siebie, więc jak się będziesz czuła zagrożona, to... możesz wejść do mojego.- odparł szlachcic.
- A jak ktoś do mnie wlezie, zatka mi usta i gardło poderżnie, albo wykorzysta? To co memu tatce wtenczas odpowiesz? Że w pokoju obok sobie spokojnie chrapałeś? - zaczęła przytupywać podeszwą buta o deski pokładu.
- Ale jak będziemy w jednym pokoju, to wszyscy pomyślą żeś moja kochanka. Czy przed chwilą nie narzekałaś, że ci na plecy włażę?-spytał skołowany tym wszystkim Robert.
- Przecież nie musisz w pokoju, możesz se jakiś siennik rozłożyć pod moimi drzwiami i... czuwać nad mym bezpieczeństwem - odparła rezolutnie Robin starając się nie roześmiać.
-Jeszcze lepiej... wpakuję ci się do łóżka. I wtedy na pewno nie zaśpię, gdy ktoś zechce się ciebie pozbyć.- burknął szlachcic.
- O tym to możesz sobie tylko pomarzyć. Materac pod drzwiami to wszystko na co możesz liczyć. - rzekła dziewczyna wymijając go by odejść.
-Pomarzyć? Dobre sobie. Taka pannica w łóżku, to będzie temat moich koszmarów.- burknął w odpowiedzi Robert nie starając się jej zatrzymać.



A potem sprawy potoczyły się szybko. Nim się spostrzegła już statek dobił do brzegu, już siedzieli zajadając coś lepszego niż to czym przez ostatnie dwa miesiące raczył ich kucharz na statku. A potem nim zdążyła się zastanowić co robić dalej ze sobą począć, zaprowadzono ich do wicekróla tego miejsca. Robin siedziała z pozostałymi i słuchała z ciekawością tego co im proponował mężczyzna. Nachyliła się do Roberta szepcząc.
- Będziesz się mógł wykazać, mój opiekunie... zamierzam przystać na jego propozycję cokolwiek ona będzie za sobą niosła.
-Czyli aż tak marzysz o trzech miesiącach ze mną?-odgryzł się szlachcic.-Musisz mnie bardzo pożądać.
- Taaaaaaaa z tego pożądania mam zamiar pakować się w każdą kabałę jaka nam się po drodze napatoczy. Myślisz, że są tu kanibale? - spytała z dziwnym błyskiem w oku. - Powinieneś im smakować, jesteś bardziej tłusty ode mnie.
-Dam sobie z nimi radę. Ale najpierw pozwolę by cię rozebrali... dla nauczki. Pewnie nie widzieli nigdy gadającego kurczaka.-odparł butnie szlachcic.
- Lepiej zrobisz sam się rozbierając. Jednak nie odzywaj się przy tym, bo biedacy niestrawności dostaną zanim jeszcze cię jeść zaczną. - rzekła mu na to dziewczyna po czym odwracając się w stronę wicekróla spytała:
- Czy są tu kanibale? Czy te zadania będziemy wykonywać wszyscy razem czy zamierza nas Waszmość oddzielnie wysyłać do wykonywania tych zadań specjalnych?
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.

Ostatnio edytowane przez Vantro : 09-02-2012 o 23:32. Powód: oczywiście byki:)
Vantro jest offline