Gdyby cała wyprawa została wybita, Duingan byłby znacznie spokojniejszy. Wiedziałby, że nic nie może zrobić i teraz wystarczy tylko zająć się sobą. Rozpalić ogień z drewna, którego nie brakowało, usmażyć kawał końskiego mięsa, żeby zjeść do syta i zrobić zapas na kilka dni. A mając świadomość, że troje ludzi zostało uprowadzonych khazad musiał walczyć ze sobą w duchu. Iść czy nie. Prawdopodobieństwo, że jeszcze żyli było nikłe, ale z drugiej strony, mógł tam spotkać jakiegoś potężnego zwierzoludzia, czempiona, czy dowódcę zmutowanej hołoty. Cóż nie było to głupie. Teraz miał u boku kompana w podróży, oraz nową broń. Jeszcze nie do końca przyzwyczaił się do rękojeści i niezwykle lekkiego ostrza. Duingan wziął głęboki wdech i wejrzał na wilka.
-
I co patrzysz? Przecie ich tam nie zostawimy, he?- burknął. Najbardziej bawił go fakt, że miał świadomość tego, że wilk go nie rozumiał ale mimo to i tak do niego się odzywał co jakiś czas. Samotność wywarła wielkie piętno na jego umyśle, o tak.
~***~
-
Ile to już dni?- stękał wychudzony, głodny i poobijany Rurik. Stary górnik miał strzaskaną nogę, po tym jak korytarz w którym pracowali zapadł się, odcinając pracujących w głębi brodaczy od świata.
-
To piąty dzień.- Khardin kreślił na kawałku drewnianej belki kreski, choć pewności nie miał co do upływu godzin.
-
Cóż za ironia... Umrzemy w łonie ziemi, tam gdzie żeśmy się narodzili.- burknął Duingan. Prowizoryczny bandaż na jego głowie dawno temu spełnił swoje zadanie, zatamowania krwi z rozciętego skałą łuku brwiowego, ale młody brodacz jakoś nie garnął się by go zdjąć.
-
Nie mów tak chłopcze. Pamiętaj, że zawsze jest nadzieja. Tamci pewnie kopią i niebawem nas wydobędą. Zawsze miej nadzieję i wiedz, że ten po drugiej stronie tak jak ty też zawsze ma nadzieję. To ona umiera ostatnia.- zrugał go Rurik. Duingan tylko skinął głową.
~***
-
Jeśli żyją, to pewnie mają nadzieję, że ktoś ich odnajdzie.- Zabójca stęknął pod nosem do siebie. Pamiętał każdą lekcję, którą wyniósł z głębokich korytarzy kopalni. Ta lekcja wyjątkowo utkwiła mu w głowie. Dzień chylił się ku końcowi. Krasnolud wiedział że ma niewiele czasu, bo nocą może być ciężko, a mróz jeszcze urośnie i to znacznie. Ruszył za śladami.