Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2012, 13:07   #6
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
To była piękna wizja. Las, słońce pieszczące skórę, zapach ziół unoszący się w powietrzu. Gdy jednak nadszedł ogień wszystko zostało zniszczone. Jej strach, największy jaki posiadała, pochłonął to co było jej drogie. Dlaczego jednak miast jak zwykle ranić i zadawać ból, chronił? Nie rozumiała tego żywiołu. Był jej obcy niczym świat skryty za murami miast. Nigdy nie stanął po jej stronie, zawsze był jej przeciwny. Dlaczego teraz?
Pytania jednak musiały zostać odłożone na później. Słowa mężczyzny nic dla niej nie znaczyły. Słowa wiatru... Tu sprawa przedstawiała się nieco inaczej. Zawsze byłą mu posłuszna, podążając tam gdzie ją prowadził. Był jej opiekunem i przewodnikiem na ścieżce życia. Jego poleceń nie mogła zignorować. Nigdy jednak nie sprawił jej bólu, więc gdy poczuła pierwsze jego dotknięcia, szok spowolniił nieco reakcję jej ciała. Okrzyk, który wreszcie wydarty został z jej ust, niósł z sobą zaskoczenie, urazę i strach. Rozumiała, że dzięki doznaniom, które przeżywała zostaje oznaczona jako wybranka, jednak wcale tego nie chciała. Pragnęła wrócić do swego domu, do kotliny i jeziora, do lasu i jego mieszkańców, do gór i wiatru wyjącego w szczelinach. Słowa, które słyszała nie były dla niej zrozumiałe. To było niemożliwe. Ogień nigdy nie stanie się jej przyjacielem, jak ON mógł tak twierdzić. Znał ją, była jego ukochaną córką, najwierniejszą sługą...
Nagle wszystko ustało, a na polanie do której przywiódł ich wiatr zostali tylko ci, których naznaczył. Z wyjątkiem Ibora nie znała nikogo. Możliwe, że słyszała ich głosy w trakcie swej wędrówki jednak nigdy się nie spotkali. Nie czuła się dobrze w otoczeniu innych. To, że było ich teraz znacznie mniej, niewiele zmieniało. Odszukała wzrokiem swojego gościa i chwyciwszy worek z rzeczami, ruszyła w jego kierunku. W zwyczajnych warunkach zapewne ruszyłaby w drogę nie oglądając się na innych. Zawsze tak czyniła i jak do tej pory nie żałowała swych wyborów. Jednak Ibor posiadał dar, który być może czynił go odpowiednim towarzyszem tej wędrówki. Bez względu bowiem na to jak dziwne i niezrozumiałe wydawały się jej słowa wiatru, nie zamierzała się im sprzeciwiać.
- Ale niektórym się spieszy - mruknął obiekt jej rozmyślań, spoglądając za odjeżdżającym galopem jeźdźcem. - Dzień dobry, Adain - skinął jej głową z uśmiechem. - Niespodziewane, acz miłe spotkanie.
- Witaj Iborze - przywitała się nieco zdziwiona, że pamięta jej imię. Zazwyczaj ulatywało ono z pamięci innych niczym liść zdmuchnięty przez wiatr. - Widocznie niektórzy z nas otrzymali więcej informacji i zapomnieli się podzielić - odparła na jego słowa dotyczące jeźdźca. - Może i my powinniśmy ruszyć - ni to stwierdziła ni zapytała spoglądając przy tym nieco niepewnie na pozostałych.
- W tym samym kierunku? - spytał. - I, jak rozumiem, wszyscy razem?
- Nie
- zaprzeczyła natychmiast. - To znaczy... Nie wiem... - poprawiła, uświadamiając sobie że mogło to być źle odebrane. - Obojętne, byle wykonać zadanie które nam powierzono.
- Bez względu na to, czy się rozdzielimy lub nie - odparł Ibor - chyba powinniśmy iść z wiatrem.
Ten akurat wiał z południa. To by znaczyło, że powinni ruszyć na północ. Gdyby nie miał racji... Prawdopodobnie wiatr dałby im szybko do zrozumienia, że idą w złym kierunku.
Dla Dzikuski było to na tyle oczywiste, że nie pomyślała nawet o czymkolwiek innym.
- Nie lubię tłumów - orzekła ponownie rzucając spojrzenie na pozostałych. - Nie mogę jednak ignorować rad i ostrzeżeń wiatru, zatem... - przeniosła wzrok na Ibora. - Mogę ci towarzyszyć? - zapytała niepewnie, nieprzyzwyczajona by pytać kogokolwiek o tak błahe sprawy.
- Chyba nikt z nas nie przepada z tłumami. - Ibor skinął głową. - Ale dwie osoby to jeszcze nie tłok. Poza tym... Chyba powinniśmy porozmawiać z innymi. Może ktoś wie coś więcej. A może faktycznie powinniśmy iść wszyscy. Ponoć siódemka to szczęśliwa liczba. - Uśmiechnął się lekko.
- Skoro tak to powinniśmy również dogonić naszego niecierpliwego towarzysza - zwróciła mu uwagę, niezbyt zadowolona pomysłem który rzucił.
- On, zapewne, lubi tłum jeszcze mniej, niż my - odparł. - Zresztą i tak możemy iść razem, ale osobno. Wszak dzięki wiatrowi będziemy wiedzieć, co wszyscy robimy.
Wzruszyła ramionami.
- Jak chcesz porozmawiać z resztą, to poczekam tutaj - oznajmiła stanowczo. Jedną osobę mogła znieść, więcej, już niekoniecznie.
- Za moment wracam - powiedział. - Dowiem się tylko, co planują dalej i już jestem.
Ruszył w stronę pozostałych z zamiarem przedstawienia się i zdobycia kilku informacji na temat ich dalszych planów.
Dzikuska zrobiła jak postanowiła. Miała szczerą nadzieję, że z większego towarzystwa nic nie wyjdzie. Jeżeli miała wypełnić wolę wiatru to powinna czuć się swobodnie i pewnie, a to wykluczało jakąkolwiek większą grupę. Te oczy, głosy, sama ich obecność... Nie, to zdecydowanie nie pozwoliłoby jej na racjonalne myślenie, a miała jeszcze zagadkę do rozwiązania. Z ciekawością spojrzała na symbole, które naznaczały ją na wybrankę wiatru. Jej twarz rozjaśnił uśmiech szczęścia.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline