Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2012, 13:29   #7
kymil
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Czołem, Jans — przywitał się Sigfrid, po czym przestąpił przez próg, otrząsnął się ze śniegu — zdążyło już porządnie się rozpadać — i wytarł cieknący nos w rękaw. — Ciepło tu u ciebie — zauważył pogodnie.

Witaj, Jans — powiedziała Luiza miękkim głosem.

Gospodarz paplał w najlepsze:

- No i nie zgadniecie, kogom jeszcze sprowadził. A juści, że Wam powiem. Braciak mój na górze czeka. Poznacie się. Jak się nazywa? A to zabawna historia. Matula chciała dać mu na imię Rheagar, po tym słynnym bohaterze. Ale ojciec mój, mądra głowa, spojrzał tylko na malca i ponoć parsknął śmiechem dodając, że on jedynie na Regisa się nadaje, he, he. I tak się ostało. Zapraszam.

Naprawdę? Nigdy nie mówiłeś, że masz brata — zdziwił się Münch, gdy przyjaciel poinformował go o dodatkowym gościu, a równocześnie otrzepał czapę z białego puchu, zsyłając go na posadzkę. — Który to był Rheagar? To ten, który zabił wodza orków, ale jego baba się puszczała z każdym chłopem, co się nawinął? Zaraz — dodał, drapiąc się po głowie, czym wywołał poruszenie wśród żyjących tam wszy — nie jestem pewien, czy to była legenda, czy tylko karczemna przyśpiewka...

- Nie pytałeś Wuju, to nie mówiłem - wymijająco odparł Jans wpatrując się w krągłości Luizy pomagając jej wyswobodzić się z futra. “Musiało kosztować majątek” - z uznaniem spostrzegł Skalp. “Sikoreczka zaczyna godziwie zarabiać”.

- To był ten właśnie Rheagar, słynny pogromca zielonoskórych. Jak ujrzysz Regisa, zarazem dostrzeżesz mądrość ojczulka Zinggera - zaśmiał się kąśliwie pragnąc by dotarło to na górę.

- No, ale nie stójcie tak po próżnicy! Luiza - poufale klepnął kobietę po ramieniu - zabierz Mości Muncha i czyńcie honory. Gorzałka na stole. Regis nie zdzierżył i napoczął. Carolek jak wpadnie spóźniony, nadrobi zaległe toasty.

Słyszałem, że był brzydki — bąknął jeszcze Sigfrid, mając na myśli herosa, gdy wchodził po schodach, ale zrobił to cicho, nie chcąc przypadkiem urazić Jansowego brata.

Na górze Jans przedstawił gościom młodszego brata. Munch przywitał się z nowym znajomym.

— Na imię mnie Sigfrid, Sigfrid Münch. Tyś jest Regis, jak rozumiem? —
Podawszy mu rękę, usiadł i mówił dalej, trochę niepewnie, ale chcąc pociągnąć rozmowę. — No więęęc… Wyście są stąd, tak? Gdzie reszta rodziny mieszka? W mieście?

- Eee... Stąd. Panie Munch. Z dziada pradziada z Talabheim - zaczął niepewnie Łasica. - Znaczy mieszkamy na Łojankach, na Starej Zaspie. Ot, taka rudera, ale piętrowa - zastrzegł od razu młodszy Zingger. - Mieszkamy tam, że tak to ujmę, w kupie. Na strychu babinka Mathilda, poniżej Agness, znaczy moja małżonka i ja. Są jeszcze trzy siostry. Musicie do nas wpaść kiedyś. Babcia się uraduje, że ho, ho.

- Odradzam - wszedł w słowo bratu Jans. - Chyba, że ja tam pójdę z Tobą Sigfridzie. Nie patrz tak. Będą Cię chcieli wyswatać z małą piegowatą Heidi Zingger. Każdego próbują wyswatać, jeśli mówimy otwarcie, ale kiepsko to ostatnio idzie - w tym miejscu obaj Zinggerowie zaśmiali się serdecznie jak z dobrego żartu. Rechot mieli podobny.

- Młodsza już nie będzie - dodał parskając śliną Regis.

- Fakt - potwierdził Jans. - Nasza, hmm, wisienka będzie już miała ze trzydzieści wiosen, he, he.

- Mężczyźni - cierpko stwierdziła Luiza, wrzucając parę kostek lodu do mosiężnego kubka - Tylko o dupach, nigdy o poezji.

- Święte słowa, skarbeńku. Celniej bym tego nie ujął - przytaknął z powagą Jans.

E — wyrzucił z siebie Sigfrid, kiwając głową na boki — ale przecie to nie może być tak źle — być wyswatanym z taką Heidi, nie? — uśmiechnął się i spojrzał kątem oka na Luizę, ciekaw, czy okaże choć trochę zazdrości. Wiele by dał za odrobinkę takiej zazdrości o niego. — Musi być wesoło w takim dużym domu — dodał, przechyliwszy kubek z wódką.

- Ano musi - przytaknął skwapliwie Jans. - Dlatego też wyruszyłem w siną dal. Byle dalej od tej wesołości. A co do Heidi, to sam obaczysz.

A więc mnie jednak zapraszacie? — zapytał Sigfrid, wciąż przekonany, że pieguska nie może być aż taka zła.

- Nie na darmo powiadają, że najświętsza Pani Rhyia, miała poczucie humoru, obdarowując mężczyzn przyrodzeniem i mózgiem - wtrąciła swoje trzy grosze Luiza. Mężczyźni spojrzeli na nią z zainteresowaniem.
- Przy tym dając im taką ilość krwi, aby jednocześnie w pełni działał tylko jeden z tych organów - dokończyła kurtyzana.

Jans z Regisem parsknęli śmiechem, ale Sigfrid poczerwieniał i wyrzucił z siebie cokolwiek nieprzemyślaną ripostę.

A kobiety za to… to nawet… nawet też wcale nie są takie mądre, jak ci się zdaje!


*


A właśnie, miałem wam powiedzieć. Ale miałem dzisiaj dzień. Ale… — Sigfrid spojrzał na Regisa, czując się nieco niezręcznie. Nie był pewien, czy powinien opowiadać przy nim o swoich strażniczych sprawach i siedząc przy stole z narkotykowym dilerem, prostytutką i tym niezbyt dobrze odzianym człowiekiem, zaczął się nawet trochę wstydzić swego zawodu. — Ale miałem… Okropny dzień! — Przemógł się w końcu, spojrzawszy na słodką twarz umiarkowanie zainteresowanej panny Lutzen. — Przy tych całych zamieszkach jakieś obdartusy zaatakowały kupców na straganach i podpaliły dom, jak się zjawiliśmy na miejscu akcji, to już nikogo nie było poza szabrownikami. Więc żeśmy ich złapali, a potem ogień musieliśmy ugasić i ci ludzie w ogóle nie chcieli współpracować, a jeszcze ten idiota Kunz zaczął dokuczać Grubemu i się zaczęli kłócić i walczyć, aj! Okropna sprawa. Ale przynajmniej temu złodziejaszkowi nieźle przywaliłem, chyba żem mu wszystkie kości połamał.


Post został napisany wspólnie z Yzurmirem.
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 12-02-2012 o 13:33.
kymil jest offline