I Lucyfer, wygnany z domu Ojca, stworzył Piekło na wzór i oblicze swoje.
I z nienawiścią, i z zawiścią patrzył w górę, ku Niemu i Stworzeniu jego.
I wołał ku Niebiosom: “Skąd w Tobie, Ojcze, tyle miłości do Człowieka? Czyż nie jest on zaledwie cieniem łaski, którą mnie wypełniłeś? Czy nie jest z prochu ulepiony i czy, po stokroć, w proch się nie obróci, podczas gdy ja stał będę w wiecznej chwale u Twych stóp, Ojcze?”
Ale Pan nie raczył odpowiedzieć Lucyferowi.
I Lucyfer uniósł się dumą, i rzekł: “Nie będzie Człowiek zasiadał po prawicy Ojca. Gdy objawią się jego ułomności, zostanie strącony w Czeluść, jako i ja zostałem strącony w Czeluść.”
I stał się Lucyfer cieniem w ciemności i szmerem w ciszy. Kroczył między ludźmi, a przed nim sunął strach, a za nim podążała śmierć. Lecz człowiek nie odwrócił się od Ojca w swoim przerażeniu, a skrzesał ogień i wybudował palisady by odgrodzić się od mroku.
Tak, pierwsza myśl Lucyfera nie przyniosła owocu.
Wrócił więc Lucyfer do Czeluści i tam zgotował ludziom ból - chorobę. I wypuścił je na Plemię Ludzkie, by w męczarniach własnego ciała Człowiek odwrócił się od Ojca. Człowiek jednak zebrał zioła, które Pan posiał na ziemi i wyrwał korzenie, które Pan rozpostarł pod ziemią i odgonił wrzody, i uciszył cierpienie.
I tak druga myśl Lucyfera nie przyniosła owocu.
Ukrył się więc Lucyfer jeszcze głębiej w Czeluści i umilkł, choć oczy miał szeroko otwarte i uszy wyczulone. Słuchał więc i patrzył na Plemię Ludzkie, aż pojął największą słabość Człowieka.
I znów opuścił Lucyfer Czeluść, i kroczył między ludźmi piękny i słodki, jakim go sobie zamierzył Ojciec. I spotkał Lucyfer kobietę, a kobieta spotkała Lucyfera. I spaczył Lucyfer kobietę i nazwał ją Lilith. A Lilith ruszyła pomiędzy plemię ludzkie i zadawała ból, i zabijała, i niszczyła. A ten kogo dotknęła Lilith, zadawał ból, zabijał i niszczył.
I wskazał Lucyfer na Lilith, i zakrzyknął: “Patrz na Człowieka. Oto do czego zdolny jest Człowiek.”
A Pan spojrzał na dzieło Lucyfera i zapłonął w gniewie.
Posłał Michała z niebios do Czeluści by zwojował Lucyfera. Długo trwały zmagania, a całe Stworzenie drgało w posadach. Wulkany pluły lawą, a morza zalewały kontynenty. Wreszcie ziemia pękła na pół, a Michał przekuł Lucyfera Włócznią i wepchnął go do Klatki. Zebrało się sześć zastępów anielskich i zapieczętowały Klatkę, by nigdy Wąż nie wypełzł znów na ziemię, pośród ludzi.
Spóźnił się jednak Pan w swoim gniewie, i spóźnił się Michał ze swoją włócznią, i anieli z sześciuset sześćdziesięcioma sześcioma pieczęciami. Albowiem zło zostało zasiane i zrodziły się z ludzi demony. A gdy ich ojciec rozerwie wreszcie swe kajdany, z niebios spłynie ognisty deszcz, słońce wzejdzie na zachodzie, a ziemia strząśnie Plemię Ludzkie ze swojej powierzchni.
I tak trzecia myśl Lucyfera przyniesie owoce.
Crowley prychnął, zatrzaskując Daemonum z dezaprobatą. Problem z Lucyferem polegał na tym, że Diabeł był aniołem. Upadłym aniołem, ale mimo wszystko podstawowe elementy jego konstrukcji pozostawały stricte anielskie. Włączając w to całkowity brak wyobraźni i inherentną skłonność do patetyzmu.
- Znowu torturujesz się religią? - jego rozmyślania przerwał lekko zachrypnięty głos Aedan. Leżała blisko kominka, rozwieszona pomiędzy dwoma fotelami w dziwacznej pozycji, która w żadnej rzeczywistości nie mogła być wygodna, a mimo to, nosząca urocze ludzkie ciało demonica wydawała się być w pełni zrelaksowana. Spoglądała na niego leniwie spod opuszczonych powiek i uśmiechała się szelmowsko, jakby widziała jego myśli.
- A ty znowu igrasz z losem? - skrzywił się na myśl, że nawet w tym oderwanym od reszty piekła sanktuarium ściany mogły mieć uszy.
- Spokojnie, kochanieńki - podniosła się wreszcie i usiadła, odsłaniając gołe nogi, małe zgrabne stópki, kształtne łydki, mlecznobiałe uda. Zachichotała, widząc jego zainteresowanie - Jestem niezmiennie w stanie łaski. Lilith uważa mój sceptycyzm za uroczy i odświeżający.
Crowley szczęknął zębami na dźwięk imienia swojej królowej.
- Powiesz mi po co ci ten demonik? - w jej beztroskim tonie zagrała delikatna nutka zazdrości.
- Przecież wiesz, jak bardzo lubię świeże mięsko - droczył się z nią, za chwilę się zorientuje i znów zaśmieje się tym swoim perlistym głosikiem.
- To dlatego już mnie nie kochasz? - zapytała wreszcie z udawanym żalem.
- Dokładnie tak, zupełnie się zużyłaś, nie mogę na ciebie patrzeć - to wywołało u niej wreszcie przypływ niepohamowanej radości.
- Ty komplemenciarzu! - jej wzrok skupił się na niedostrzegalnym - Właśnie idzie …
- Mhm - Crowley zwrócił się powoli w stronę nadchodzącego demona - Gorazd, tak?
- Tak, tak - przytaknęła Aedan - Gorazd, od Licha.
Crowley skrzywił się niechętnie na wspomnienie demonicy.
- Goraździe, twoja - zawahał się, straszliwie nie leżało mu to słowo - Pani, zasugerowała nam, że chciałbyś awansować. Umożliwimy Ci to, w zamian za małą usługę.
- Dlaczego mówisz w liczbie mnogiej? - zapytała słodkim głosikiem Aedan, obejmując Crowleya w pasie i wsuwając sugestywnie jedną różową dłoń między guziki jego koszuli. Demon poczuł jej ciepły dotyk i ostre pazurki. Uśmiechnął się szeroko gdy dodała cichutko - Mnie nic do tego.
- Wybacz, jak zwykle odzywa się moja megalomania - westchnął, maskując ostre wciągnięcie powietrza, wywołane słodkim bólem. Cztery krwawe rany tuż pod żebrami, Aedan wiedziała co dobre - Ja, Crowley dam Ci moc tylu dusz, że staniesz się równy swojej Pani - tym razem nawet się nie zająknął - W zamian, ja, Crowley otrzymam z twoich rąk książkę, Veritatem Signorum, która w tej chwili znajduje się w posiadaniu Magnusa Salandera, człowieka. Magnus skradł ją z siedziby Zakonu Świętego Michała Archanioła i prawdopodobnie wciąż przebywa w Zurichu - obniżył lekko głos - Co ty na to?