Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-02-2012, 23:29   #20
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Niecne wykorzystanie Maura. Wydobycie z niego pieniędzy za przysługi. Dużej ilości pieniędzy.
To musiało poczekać. Szlachcic okazał się trudnym do urobienia osobnikiem, a rozmowy z nim w cztery oczy były wszak bardzo stresujące. Gdyż mężczyzna coraz śmielej igrał sobie z Marjolaine.
Hrabianka zdawała sobie sprawę, że było ku temu kilka powodów.
Jego znajomość kobiecej natury i ciała wynikająca z doświadczenia zdobytego na innych kochankach.
Jego niecne wykorzystywanie obecnej sytuacji przeciwko niej.
I słabość, jaką do niego miała. Słabość którą czuła, gdy jego usta i palce pieściły jej skórę. Słabość która nią władała, gdy całował jej wargi. Słabość... tą słabość, która sprawiła, że pozwoliła mu na nieobyczajne zachowanie wobec niej w karocy.
Słabość... i rozkosze z niej wynikające, które kusiły, by... prowokować go dalej, w nadziei zaznania kolejnych silnych wrażeń.
Marjolaine doskonale zdawała sobie sprawę, że jej osobista rozgrywka z Maruem, nie będzie łatwa.
Ale na pewno ekscytująca.
Nie miało to jednak znaczenia. Nie teraz, gdy wyruszała do opery.


Teraz był czas na relaks wśród tego co kochała najbardziej. Sztuki teatralnej.
Muzyka, scenografia, kostiumy, dialogi... wszystko to zachwycało Marjolaine niepomiernie.
Nawet jeśli odbywało się to w bardziej ubogiej wersji.
Ale cóż począć. Gwiazda Giuditty nie świeciła już tak jasno, jak za młodu.
Niemniej wystarczająco jasno, by załatwić Marjolaine osobną lożę tylko dla niej. Duży przywilej, dostępny tylko dla sponsorów teatralnych. I być może dlatego, Béatrice Lecroix zajmowała także jedną z nich. Była tu przypadkiem? Maur ją nasłał? A może szkarłatna dama wykorzystała własne wpływy, by osaczyć ptaszynę którą sobie upatrzyła?
Te i podobne myśli utrudniały skupienie się Marjolaine na sztuce. Te myśli oraz powłóczyste spojrzenie szkarłatnej damy, które od czasu do czasu spoczywało na młodej hrabiance.
Lecroix zauważyła ją i skinęła głową uśmiechając się lekko i pozdrawiając ją. Odległość lóż od siebie uniemożliwiała rozmowę, co było bardzo na rękę Marjolaine. A podczas antraktów Béatrice nie szukała kontaktu z hrabianką.
Więc była tu raczej przypadkiem. I pierwszej nerwowej części Marjolaine mogła się delektować przedstawieniem.
Bardzo udanym zresztą.
Oprócz Giuditty, jak zwykle w formie, wyróżniał młody śpiewak o niezwykłej barwie głosu.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=J8HuTVSB4Yw[/media]

W połączeniu z urodą lica, robiło to niezwykłe wrażenie. Niemalże anioła zstępującego z nieba, na ten ziemski padół i zabawiającego swym niebiańskim głosem zgromadzoną publikę. Marjolaine wiedziała, że za tą piękną fasadę kryje się nader okrutna prawda. Tak mogli śpiewać tylko kastraci, rzezani jak byki których przeznaczeniem było stać się wołami. Ale cóż..czasem trzeba wiele poświęcić dla sztuki.
Bycie podziwianym i bycie niedostępnym. Taka jest rola kastrata.
Niemniej Giuditta też błyszczała. Może jej uroda wyblakła, a ciało nabrało nadmiernej krągłości i to nie w tych partiach, w których powinno. Może i jego ruchy nie były zgrabne, a oczy nie miały tego blasku co dawniej.
Ale głos, silny i piękny, głośny i czysty... głos się jej nie stracił nic ze swego powabu. Głos młodej utalentowanej śpiewaczki, w ciele już nie tak młodym. I nie tak pięknym.
Robiło to kolosalne wrażenie.


-Jak wypadłam, jak mi poszło?- dopytywała się Giuditta ciągnąc Marjolaine do swej garderoby.-W drugim akcie pod koniec było kilka fałszywych nut z mej strony, nieprawdaż?
A Marjolaine zaprzeczyła. Bowiem dobrze znała artystów i diwy. Wieczne głodni pochlebstw, wiecznie spragnieni zapewnień, że ich wpadki zostały niezauważone.
Jak małe dzieci spragnione słodyczy.
Toteż Marjolaine chwaliła występ Giuditty, bo i było co chwalić.

Po drodze do garderoby natknęły się na młodzieńca, który tak pięknie śpiewał podczas przedstawienia. Jego niebiański głos zrobił wszak wielkie wrażenie i na samej Marjolaine, która szczyciła się wielce swą znajomością opery i teatru.
-Marjolaine moja droga, poznaj Francesco Gaudiego. Człowieka który wiele poświęcił dla sztuki. W zasadzie to co miał najcenniejszego.Francesco poznaj hrabiankę Marjolaine Pelletier d’Niort, moją dobrą przyjaciółkę.- rzekła przedstawiając ich sobie nawzajem.


Mężczyzna z bliska był jeszcze bardziej urodziwy i niewątpliwie lepiej wychowany od Maura. Delikatnymi i niemalże dziewczęcymi dłońmi ujął dłoń hrabianki składając na niej delikatny pocałunek.-Jest oczarowany, że mogę poznać tak... powabną piękność.
-Francesco pochodzi z Genui i jest naszą gwiazdą. Wkrótce wybije się wyżej. Ma już odpowiednie znajomości w wyższych sferach.-rzekła Giuditta i dodała cichej, szepcząc do ucha dziewczyny niemalże.-Wicehrabianka Lecroix jest nim zachwycona.
I to tłumaczyło, czemu się tu zjawiła.
-A właśnie. Zdaje się, że mademoiselle Lecroix, miała kaprys się ze mną widzieć, więc... panie wybaczą.-odparł z wystudiowaną grzecznością Francesco. I opuścił obie kobiety.
A Giuditta zaciągnęła Marjolaine do swej garderoby.


Było ona odbiciem upadku dawnej diwy oper paryskich.


Zagrzybiony sufit, stare i sfatygowane meble, łoże w nie lepszym stanie. Na to wszystko Marjolaine patrzyła z niechęcią. Acz nie zaskakiwało jej to. Artyści, w większości byli wielcy duchem, ale ubodzy sakiewką. I Giuditta należała do tej większości.
-Mam ci tyle do opowiedzenia moja droga, o wężu, o plotkach z miasta, no i... o twym narzeczonym.- rzekła nieco konspiracyjnym tonem Giuditta. Nagle uśmiechnęła się lisio mówiąc pozornie obojętnym tonem.- A właśnie, moja droga. Przyszłaś na mój występ sama? Ogier nie daje sie wodzić za nos, tak jak te wszystkie ładniutkie wałachy w Luwru?- po czym dodała już z większym zainteresowaniem w tonie głosu.- Słyszałam, że wczoraj cię twój ogier poniósł.
Słyszała o jego wtargnięciu do karocy Marjolaine. To było pewne. Jej oczy niemal błyszczały ciekawością.
-Opowiadaj moja droga, ze wszystkimi szczegółami, zwłaszcza tymi pikantnymi.- szeptała konspiracyjnym tonem Włoszka.


Marjolaine nie wróciła na noc do domu. Bo i po co? Maman niewątpliwie czekała na nią z długim wykładem, pełnym “ochów” i “achów”, o nieśmiertelnym “gdy ja była w twoim wieku” nie zapominając.
Dlatego wygodniej było ten fakt, przeczekać, aż do rana. Gdy młoda hrabianka będzie wypoczęta, a kochana mateczka zmęczona całą nocą wyczekiwania i nerwów o cnotę córeczki. Nerwów bynajmniej zbędnych zważywszy, że ten skarb hrabianka roztrwoniła i to w dość mało ekscytujących okolicznościach.
O czym jednak mateczka nie wiedziała, tkwiąc w błędnym mniemaniu, że Marjolaine jest dziewicą.

Noc więc należało spędzić u przyjaciółki. A więc kolejnym przystankiem, była kamienica Loretty, w której to mieszkała z matką, równie surową a nawet surowszą niż Antonina. Na szczęście też była gorliwą katoliczką i więcej czasu spędzała w kościołach na modlitwach niż w domu. Ojciec Loretty zaś, będąc pomniejszym szlachetką, spędzał czas doglądając majątku na wsi i trzymając się z dala od rodziny, a konkretnie z dala od żony.


Wczorajszy dzień i wieczór były wielce udane i mało stresujące. Marjolaine wypoczęła i mogła spokojnie wrócić do Le Manoir de Dame Chance i zmierzyć się z gniewem maman.Nie bała się go szczególnie. Już dawno temu nauczyła się manipulować swoją mateczką. Wiedziała jak być ukochaną córeczką tatusia i mamusi. Wiedziała jak wbić szpilę ironii delikatnie, by ukłucie było bolesne, acz niezauważalne.
Bo przecież darzyła matkę szacunkiem, jakim córka winna darzyć swą rodzicielkę.

Na dziedzińcu na Marjolaine czekała już Béatrice Paquet. Jak zwykle nienagannie ubrana i uczesana, jak zwykle ze stoickim wyrazem twarzy. Jak zwykle z subtelnym makijażem na obliczu.
Stała i czekała, aż Marjolaine wysiądzie.
I była wściekła.
Co prawda panna Paquet nigdy nie podnosiła głosu i zawsze była opanowana, to jednak Marjolaine jak i podległa Béatrice służba wiedziały kiedy ochmistrzyni domu jest poirytowana. Miała wtedy drobny tik nerwowy w postaci drgającej lewej brwi.
-Hrabina Antonina wróciła o pierwszej w nocy w stanie, niewątpliwie wskazującym na nadużycie wina. Wróciła z osobnikiem mieniącym się narzeczonym panienki. Nie mogłam potwierdzić, czy ten pro.. osobnik, rzeczywiście jest tym za kogo się podaje.- rzekła Béatrice wyjaśniając sytuację.- Otóż, po tym jak matka panienki dowiedziała się, że panienka wymknęła się do narzeczonego...cóż... Krzykami pogoniła służbę i kazała przyprowadzić sobie karocę, by pojechać do majątku Eon. Wróciła po północy półprzytomna i wraz z chevalierem d’Eon.- słowa te wzbudziły podejrzenia u Marjolaine, bowiem Antonina nigdy się nie upijała. Nigdy.- Zakwaterowałam jego samego w pokoju gościnnym. Oczekuje on tam panienki. Zaś hrabina jeszcze śpi. A i jeszcze jedno.- panna Paquet w milczeniu podała liścik. Krótka informacja na nim zawarta była napisana uprzejmym acz wojskowym stylem.Roland de Foix zapowiedział swą wizytę w Le Manoir de Dame Chance o pierwszej.
Zapowiadał się...długi dzień.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 17-02-2012 o 18:45. Powód: poprawki
abishai jest offline