Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2012, 02:42   #2
chaoelros
 
chaoelros's Avatar
 
Reputacja: 1 chaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodze
"Latem w Marienburgu"



Barka załadowana towarem po brzegi, głównie skórami i futrami, zbliżała się do bramy wodnej gdzie musiała przejść kontrolę celną. Młody kupiec Bernard Wittel obserwował zbliżające się miasto. Był ranek więc mgła unosiła się gęsto i nisko dookoła. Najpierw wyłoniły się najbliższe wieże, potem mury i już z tej odległości widać było potwierdzenie wszystkich plotek jakie słyszał Bernard o Marienburgu. Pierwsze budynki, które ledwo dojrzał, kiedy wpłynęli do miasta zdawały się ledwo mieścić na małych wysepkach. Na ścianach widać było ślady kiedy woda podnosiła się zbyt niebezpiecznie. Geografia terenu była wybitnie nie sprzyjająca budownictwu, a jednak miasto chciało żyć, istnieć, rozwijać się. Bernard nie mógł doczekać się aż miasto zbudzi się ze snu i pokaże jak tętni życiem. Każdy kto pobył w tym mieście dłużej niż rok, wiedział że są spokojniejsze miejsca do życia, ale za to tutaj można było z tego życia skorzystać. Zbić fortunę… i równie szybko ją stracić.

Trudno było o bardziej ekskluzywne zamtuzy, przynajmniej nad rzeką Reik. Miasto było pełne handlarzy ze wszystkich stron świata, stwarzając sposobność do zawiązywania niezwykle korzystnych umów. Mężczyźni zarabiający dużo i z dala od domu, sami stwarzali niszę dla jednego z najstarszych zawodów świata, gdzie jakość świadczonych usług była uwarunkowana tymże zapotrzebowaniem oraz rywalizacją o najbardziej zamożnych sponsorów.

Bernard był jednak zbyt młody aby za jednym razem zaczerpnąć z rozkoszy jakie oferowało to miasto. Był nowy w gildii, a sama gildia miała problem z najnowszymi rozporządzeniami w mieście, dotyczącymi ceł.
-Wittel! Chodź wtajemniczę cię w jedno z najważniejszych arcanum naszego kupieckiego fachu.
-Co to jest arcanum.
Stary kupiec był gawędziarzem i chodź sam nie rozumiał słów, które przed laty poznał obracając się w bardziej znamienitym towarzystwie niż to na jakie mógłby liczyć w rodzimym mieście, udał że pytanie pozostawi bez komentarza, jako kolejny przejaw swej wyższości intelektualnej oraz kultury.
-Zaraz przyjdzie celnik. Oczywiście cło mu zapłacę później, ale cło to nie wszystko. Ktoś nas chce wygryźć z interesu i napuszcza na nas celnych. Będziesz oprowadzał celnika po barce. Masz być miły, otwarty i czasem się nie wymądrzaj. Uważaj co mówisz. Celnik będzie zgrywał się że ogląda dokładnie załadunek i sprawdza czy te skóry nie są z jakiś parszywych stworzeń. Tak, właśnie! Co takie oczy robisz? Te kurwie syny rozpowiadają plotki że nasi kuśnierze skóry z dostają z demonów, ludzi czy czego tam. Nonsens, głupota, bzdura ale w łape trza dać. Masz tu sakwę. Jest tam tyle monet ile starczy na łapówkę nawet jakbyś się słowem nie odezwał. Ale jak sobie to dobrze rozegrasz to ugadasz go tak że ci coś zostanie. Próbuj, ucz się jak się daje łapówki. Co uratujesz z sakwy to twoje. Pamiętaj. Dobrze by było żeby się celnik nie kręcił zbyt długo. Jak nas przytrzyma to nie zdążymy rozładować towaru. A dziś dobry dzień na interes.
Bernard zakończył swój pierwszy dzień w Marienburgu. Uratował trochę z łapówki dla siebie i całkiem nieźle poprowadził interes. Fakt faktem, że cała kampania kupców z Altdorfu odbijała się po kieszeni każdego pracownika gildii w Talabheim, czy to był kupiec, czy rzemieślnik z cechu kuśnierzy. Konflikt między jedną gildią, a drugą był powszechnie znany i nikogo to nie dziwiło. Niebywałe jednak zdawało się że w typowo kupieckim mieście los zdaje się nie sprzyjać obydwu stronom. Bernard nie wiedział o niczym gdyż na jakimkolwiek pokładzie nie wymawia się pewnych słów. Stopień wiary w zabobon był najmniejszy u tych, którzy pływali po rzekach, lecz im bliżej Marienburga tym chętniej słuchano wszelkich nowych wieści o morskiej bestii…
-Hm… pytacie panie o morską bestię? Pan całkiem nowy w Marienburgu widzę. Historia sięga paru tygodni wstecz. Z resztą jeśli mnie pan pytasz to, to popsuje cały handel, bo w końcu najbardziej odważnych kupców odstraszy. Kilka tygodni temu, jakoś jak już zbliżało się południe, cztery szkunery przyholowały do portu… już nie pamiętam, którego… statek handlowy. To był jak się okazało statek gildii z Altdorfu. Marynarze posłali po straż. Dwaj strażnicy weszli, to podobnież jak wybiegali do srali w biegu ze strachu. Wezwano więc prawdziwe dłonie władzy. Komisarz, paru śledczych, jakiś łowca czarownic tak żeby wykluczyć wszelkie możliwości. Ja tam nie wiem co ustalili… Dość że podobno załoga statku była zmasakrowana. Różne tam hostoryje snuje pospólstwo. Chyba już nawet panowie wielcy zaczynają w to wierzyć. Podobno na statku nie znaleziono śladów walki bronią. Marynarze się nie bronili. Strach musiał ich sparaliżować. A co ich zabiło? Nikt nie wie. Załadunek pozostawał nietknięty. Piraci? Nie… Łowca żadnych śladów rytuałów czy demonów nie znalazł. To ludzie pogłupieli. I tak chodzą plotki o morskim lewiatanie co rozszarpuje ciała nieszczęśników. JA tam jestem prosty karczmarz, ale jak żyje i troche rozumu mam. Coś tu nie pasuje jak kanałowa murwa do miejskiego radnego. No… choć , niektórzy by twierdziliby że to wcale nie takie niebywałe zestawienie. Co za miasto…
 

Ostatnio edytowane przez chaoelros : 20-02-2012 o 02:52.
chaoelros jest offline