Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2012, 13:34   #477
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Dlaczego w ogóle zrobiła?

Zaczęło się od tego, że zzunęła się po zboczu za Luką. Nie była pewna jego intencji. Odzyskał brata i mógł teraz zrobić w zasadzie cokolwiek, choćby i odwrócić sie na pięcie i wracać do Ameryki, bo cel, do którego zmierzał chłopak, został wreszcie osiągnięty. Mały Domenico żył. Być może poczuła nawet jakieś delikatne uczucie wyrzutów sumienia, gdy odrzuciła propozycję Persa. Trzeba było się dzieckiem zaopiekować, ale Emily nie należała do typu kobiet, dla których spełnieniem marzeń był domek z białym płotkiem, utrzymującym rodzinę mężczyzną i stadkiem złotowłosych cherubinków cierpliwie pokrywających dom warstwą wyplutego jedzenia, kredek świecowych i ekskrementów.
Podeszła tak blisko! Jej gładką niegdyś skórę pokrywała cala sieć blizn, twarz ogorzała od słońca, mięśnie wzmocniły się a oczy nabrały dzikiego, nieustępliwego blasku. Zmieniła się, a każda z tych zmian miała ja przystosować do tego właśnie momentu. Do nadchodzącej walki o to, co najdroższe.

Gdy gdzieś wśród skał wyminął ją Garrett, wiedziała już, co robić. Musiała mu pomóc. Była jedynym z nich, które mogło pomóc tam, w środku. Błyskawicznym ruchem dopadła Waltera, i zanim zdążył zaprotestować, pocałowała gwałtownie.
- Wrócę - syknęła.
I ruszyła przez piach w ślad za detektywem.
Kłamstwem byłoby powiedzieć, że się nie bała. Była przerażona, ale im bardziej lęk ściskał jej wnętrzności, tym bardziej wszystko na zewnątrz zwalniało i tym bardziej skupiała się na tym, by pozostać niezauważoną. Przemknęła połać piachu jak duch, jak jeden z niespokojnych cieni pustyni.
Garrett prowadził, jakby wychował sie wśród tych ruin i już samo to było dostatecznie niepokojące. Jeszcze dziwniej zrobiło się, gdy naraz zaczął mówić do siebie. Nie mogła wprawdzie rozróżnić słów, ale była niemal pewna, że detektyw rozmawia z... Mahuną. Niech go szlag! I niech ją szlag, jeśli właśnie wypuściła się na spacer z sabotującym ich poczynania szaleńcem. Zaciśnięte na kolbie rewolweru palce swędziały. Może powinna unieść lufę i skończyć ta maskaradę? Jednak mimo wyglądających na logiczne argumentów, nie potrafiła po prostu w niego wymierzyć...


Na widok szczeliny, wrzawa myśli w głowie ucichła. Emily przypadła do ziemi, próbując uspokoić oddech. Inne... wejście? Jak to możliwe, że Dwight trafił tu bez wahania? Kiedy miał czas na taki rekonesans? Zacisnęła na moment powieki. Przestań. W tej chwili. Rusz się, decyduj, zamiast prowadzić w myślach prowadzące do nikąd debaty.
Drgnęła wreszcie, pomagając mu z liną.

- Zawsze robiłaś, co chciałaś. Teraz też zdecydujesz sama. Trzymaj się, Em. Cycki do góry.

Tkwił do połowy zanurzony w czeluści, a ona nadal milczała. Zajrzała mu w oczy i pod osłoną chusty uśmiechnęła się szelmowsko. Wreszcie mogła coś zrobić. Coś od niej zależało. Gdy głowa mężczyzny znikała w otchłani, pustynne powietrze rozdarło wycie. Ghule. Uniosła głowę, wietrząc i nasłuchując jak zwierzę, którym w tamtym właśnie momencie była. Dobrze znajomy fetor wyparł z jej głowy jakiekolwiek wachanie. Gdy poczuła, że lina traci wywołane ciężarem ciała Garretta napięcie, szybkim, wężowym ruchem przerzuciła nogi nad krawędzią szczeliny.
Gdy zsuwała się w ciemność, tuż nad jej głową rozgorzała walka. Dzikie pandemonium.
Zaczęło się, teraz już nie mogła się cofnąć.


Wylądowała jak kot w ciasnym korytarzu. To chyba strach tak ją mobilizował, bo choć wysportowana, nigdy nie miała okazji zaprawić się w skradaniu. Mając to w pamięci, trzymała dystans wobec detektywa. Jeśli jedno z nich schrzani i zostanie odkryte, drugie wciąż będzie mieć szansę. Po to tu była i ciężar lasek dynamitu przypominał jej o tym dobitnie.

Wychynęła z tunelu, gdy Garrett po drugiej stronie dziwacznej komnaty na powrót znikał w ciemnościach. Może nawet nie wiedział, że dziewczyna podąża tuż za nim? Przycupnęła przy wyjściu... kości. Dziesiątki tysięcy. Zachłysnęła się stęchłym powietrzem, dźwięk trąb prawie ogłuszał. Zgromadzone w sali skorupy i ludzkie szczątki mogłyby niejednego poszukiwacza przyprawić o zawał ze szczęścia. To było Odkrycie. Mimo półmroku poznawała perskie ornamenty, była w stanie z grubsza określić ich wiek, jednak to nie one wzbudzały w niej dreszcz. Czaszki różnych kształtów dawały upiorne świadectwo - nikt, kto tu wszedł, nie wychodził cało.
Odczekała chwilę nim ruszyła dalej. Wślizgnęła się w dziwny korytarz w chwili, gdy jej uszu dobiegł upiorny ludzki krzyk. To ją na moment zdekoncentrowało.Tuż przed sobą usłyszała zduszone westchnienie i jakiś ruch. Dalej, przed nią na ziemi rysował się krąg światła. Na jego obrzeżu, Dwight Garrett właśnie kładł na ziemi trzymanego w czułym uścisku strażnika.
Gwałtownie odwrócił się w jej kierunku. Uśmiechnęła się do niego jasnymi oczyma. Urękawiczoną dłonią wskazała zabitego, wystawiła dwa palce i siebie. Choć widok Garretta sprawił, że poczuła się bezpiecznie, nie mogła zapomnieć, gdzie się znajdują.
Przykucnęła przy trupie i przełamując obrzydzenie, zwilżyła przód koszuli świeżą krwią, namaszczając nią także swoje gardło. Jeśli nie będzie okazji zdobyć nowego przebrania, udawanie trupa może się okazać trafionym pomysłem. Może wśród wrzawy nikt nie zechce sprawdzać, gdzie ją trafiono.


Gdy skończyła, uniosła twarz ku Garrettowi. W jasnych oczach kryło się pytanie. Grała z nim jak wtedy, w Indiach. Czekała na jego ruch.
 
__________________
Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me

Ostatnio edytowane przez hija : 21-02-2012 o 13:36.
hija jest offline