Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2012, 14:57   #2
Henshin
 
Henshin's Avatar
 
Reputacja: 1 Henshin nie jest za bardzo znany
- Gorazdzie, mój drogi, zobacz kogo Ci przyprowadziłam! - usłyszał słodki okrzyk, który mógł by wyjść z gardła niewinnego dziewczęcia. Mógłby, gdyby nie był w Piekle.
- Zobacz, czyż nie jest śliczna? Podoba Ci się? - powiedziało Licho uśmiechając się słodko. Pogładziła po twarzy młódkę, a w zasadzie jej dusze, w geście mającym podkreślić jej ‘piękno’. Dziewczyna z pewnością była piękna za życia, jednak teraz jej twarz była szara, a spojrzenie puste, pozbawione życia.
- Tak Pani, jest cudowna - powiedział beznamiętnie.
- Mleczarka z twoich okolic, która chciała lepszego życia dla siebie i swojej rodziny. Czy to nie słodkie? Oni się chyba nigdy nie nauczą... - spojrzała na niego intensywnie, a on odwzajemnił spojrzenie. Kpiła z niego, szydziła z jego słabości, którą okazał jeszcze jako śmiertelnik.

Podszedł do przyprowadzonej duszy i chwycił ją mocno za brodę, unosząc lekko głowę i zaglądając w puste oczy. Cisnął nią przez komnatę, która wyglądała jak średniowieczny loch. Dziewczę uderzyło głucho w ścianę, a spójność manifestacji jej śmiertelnego ciała w Piekle została przerwana w kilku miejscach przez krzywe, zardzewiałe kolce, które zdawały się ozdabiać całe pomieszczenie. Podszedł do jednego z wszędobylskich stolików, z narzędziami których nie powstydził by się żaden chirurg(?), oprawca czy...demon. Wiele z nich, było jego pomysłem, zdawało się że jego myśl techniczna pod tym względem wyprzedzała aktualnych mieszkańców świata materialnego o epokę lub dwie.

Z początku był brutalny, nie silił się na finezję, był wypełniony pierwotną furią i bezradnością, która zdawała się uskrzydlać jego sadystyczne zdolności. Po sesji parunastu brutalnych, niewyszukanych tortur, gniew Gorazda opadł do zwyczajowego poziomu. Nadal czuł, że gdyby jego furia nie była ograniczona jego bytem i zmaterializowała się w czystej formie, z Piekła nie został by kamień na kamieniu. Demon nazywał to względnym spokojem.
Licho bynajmniej, nie zajęła się swoimi sprawami po przyprowadzeniu nowej zabawki swojemu wychowankowi. Czuł, że stała tam i obserwowała, a jej już nie taki słodki uśmiech, rósł z każdą zadaną torturą, aż do nienaturalnego i niemożliwego dla człowieka poziomu. Gdy się odwrócił, nigdzie jej nie było. Znudzony już swoją nową zabawką, porzucił ją, tam gdzie leżała. Nie bał się, że gdzieś odejdzie. Jako swoiste potwierdzenie tej myśli, z najciemniejszych zakamarków komnaty wypełzły groteskowe postaci w liczbie sześciu.

Były to pierwsze dusze, które złamał. Zanim nauczył się być delikatnym na tyle, by móc przeciągać zabawę jak długo chciał. Groteskowe istoty bardziej niż ludzi, przypominały twór szalonego naukowca, chcącego przywrócić do życia swoje grzeszne dzieci. Owe istoty nie miały nic, poza strzępkową inteligencją i instynktem i na nim opierały wszelkie działania. Oczy i usta miały zaszyte metalową nicią, a ich sylwetki były powyginane, jakby ich ciała przeszły serię łamań na jednym, lub kilku, z przyrządów znajdujących się w komnacie.
Bestie dorwały się do nie takiej niewinnej duszy, dając upust swoim najbardziej zwierzęcym rządzom i instynktom, wykazując przy tym niespotykany wręcz brak znajomości anatomii.
Usiadł na swoim drewnianym fotelu i podparł ciężko głowę na zaciśniętej pięści. Tak miała wyglądać wieczność? Demon zatopił się w oceanie czarnych myśli, nie zwracając uwagi na piekielną kakofonię która wypełniała pomieszczenie za sprawą sześciu potworów.

Po kilku godzinach, hałas nagle się urwał i zapanowała cisza. Znowu przyszła go dręczyć. Poczuł, a potem zobaczył kobiecą dłoń na swoim torsie. Dotyk był ledwo wyczuwalny na skórze przez warstwę ubrań, jednak nie był w stanie go zignorować. Obrócił głowę w stronę swojej Pani, która opierała się właśnie o oparcie jego drewnianego tronu i prezentowała zatroskaną minę, sztucznie słodką, nie współgrającą z oczami które zdawały się z niego drwić za każdym razem kiedy w nie patrzył.
- Kochany mój, wyglądasz na strapionego. Te lochy Ci nie służą, chyba powinieneś zaczerpnąć świeżego powietrza.- spojrzał na nią pytająco, a jego ciekawość poszerzyła jej uśmiech o kolejne centymetry.- Myślę, że powinieneś stąd wyjść. Przy okazji, zrobisz coś dla mnie. - mrugnęła do niego i wyprostowała się znikając mu z oczu. Gdy obrócił się za siebie, już jej nie było. Pustą komnatę wypełnił opętańczy śmiech.

***


Świat śmiertelników działał nań ożywczo. Dużo się zmieniło, od kiedy był tam ostatnio i prawdę powiedziawszy, niewiele z tamtego okresu pamiętał, ale był zachwycony. Ci wszyscy śmiertelnicy, pławiący się w grzechu i obłudzie, święcie przekonani o swojej niewinności i pobożności. Słabe umysły, pękające jak zapałki, głupcy sprzedający swoje dusze za garść monet i trochę władzy. Jednak najwięcej rozrywki, dostarczali mu łowcy.

Pierwszy którego spotkał był księdzem. Stary William był paranoikiem, ale znał się na rzeczy. Jednak, choć wiedzę na temat zwalczania istot nadnaturalnych miał sporą, wiek sprawił, że nie był wyzwaniem dla Gorazda, zwłaszcza, że klecha miał przeszłość bogatą w wydarzenia, które można było wykorzystać przeciwko niemu. Demon był zawiedziony i czuł niedosyt.Tym większa było radość, gdy Licho wyjawiła mu w końcu, co chce żeby dla niej zrobił.

Jej informatorzy na ziemskim padole, donieśli jej o pewnym łowcy, który nazbyt gorliwie badał przyczyny kilku związanych ze sobą zgonów. Mógł tylko się domyślać, że owe zgony były jej sprawką, a po co tracić czas na jakiegoś tam śmiertelnika? Zwłaszcza, jak ma się na smyczy spragnionego wrażeń podkomendnego. Po raz pierwszy, Gorazdowi nie przeszkadzało, że Licho traktuje go jak zabawkę i popychadło. Mała batalia z młodym łowcą, istnym fanatykiem z poczuciem misji, dostarczyła mu wiele rozrywki, a przy tym dowiedział się paru interesujących rzeczy...

***


Domena Crowleya była rozległa i imponująca. Niczego innego się nie spodziewał, po jednym z najpotężniejszych Włodarzy Piekieł. Nie spodziewał się, ujrzeć kadzi z płonącą smołą i ognisk płonącej siarki, ale podobieństwo wystroju, do tego który aktualnie można by uznać za modny w świecie ludzi, uznał za dziwne. Sądził, że ktoś tak potężny, będzie mniej skory do zmian tego typu we własnym otoczeniu. Widać musiał się jeszcze wiele nauczyć.

Na końcu ciemnego korytarza widział uchylone drewniane drzwi, zza których sączyło się zimne białe światło. Słyszał cichą rozmowę, która miała miejsce w pomieszczeniu, jednak nie był w stanie określić, o czym rozmawiają. Gdy był parę kroków od pomieszczenia, drzwi otworzyły się powoli z donośnym skrzypnięciem. Wszedł bezszelestnie do pomieszczenia, miał wrażenie, że Crowley i Aedan ledwo zwrócili uwagę na jego przybycie.

Nie dał po sobie tego poznać, ale zaskoczyły go słowa Crowleya. Oferował mu moc, a co za tym idzie wolność, zrzucenie jarzma, jakim była dla niego Licho. I to w zamian za coś, na pierwsze wrażenie tak banalnego, jak dostarczenie jakiegoś woluminu. Jego twarz pozostała perfekcyjnie indyferentna, towarzyszki swojego rozmówcy nie zaszczycił nawet spojrzeniem. Wszak nawet w Piekle, obowiązywała swoista etykieta.
 
__________________
May my enemies live long so they may see me progress.

You can run, but You will only die tired.
Henshin jest offline