Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2012, 17:52   #482
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Ta suchość w ustach, gdy świadomość zbliżającego się końca pikuje w dół, ku sercu jak jastrząb, który raz upatrzywszy ofiarę, nie zmieni już toru lotu.
Serce wali jak opętane a dłonie potnieją.
Mokra od krwi koszula przykleja się nieprzyjemnie do ciała. Niepokojące ciepło dawno zaschniętej farby. To ja? Czy ktoś inny?
Nie. Ja. Moja decyzja. Od początku do końca, ze wszystkimi jej konsekwencjami.
Teraz nie ma już żadnego “co by było gdyby”. Przypuszczenia zostały na powierzchni, skłębione wokół ukrytej pod piachem liny.
Umrę tutaj.
Wizja odnalezienia Teresy żywej i powrotu z nią do Nowego Yorku, z każdym krokiem coraz odleglejsza.
Prywatna wendeta zmieniła się gdzieś po drodze w karkołomną próbę ratowania świata przed...
… no właśnie? Przed czym?
Ważne są tylko stopy, cichość kroku. Koordynacja członków. Chłodny osąd.
Zbyt późno na wahanie. Mogę tylko podążać raz obraną drogą.
Jak jastrząb, który upatrzywszy ofiarę nie zmieni już toru lotu.


Szybko i zwinnie wskoczyła w boczną, ciemną odnogę. Serce biło jej jak szalony ptak w klatce rosyjskiego kuglarza. Nasłuchiwała kroków zbliżających się mięśniaków, lecz odgłosy rytuału i przytłumione echa walki toczonej na zewnątrz nie pozwalał zorientować się w sytuacji.
Kucnęła, by być jak najmniej widoczną z głównego korytarza. Czekała, czując ciężar broni w spotniałej dłoni. Bała się. Bała się jak diabli. Co prawda nie widziała u napastników broni palnej, ale ich muskulatura budziła słuszne obawy, że jeśli ją znajdą, na zabiciu może się nie skończyć.
Czekała. Nic innego nie mogła zrobić w tej chwili.
Gdzieś niedaleko usłyszała huk wystrzału. Potem kolejny. A potem jeszcze jeden - dziwnie stłumiony. Patrol biegł w tamtą stronę. Przebiegł obok jej kryjówki.

Wychynęła zza załomu. To było tak blisko... Jeśli Garrett wyżył, zabiją go, to pewne. Jeśli nie, zdradzi swoją kryjówkę. Zważyła broń w dłoni.
Tamci pędzili nie oglądajac się za siebie. Zaalarmowani strzałami. Jeszcze dwa, trzy kroki i dobiegną tam, gdzie zniknął Garrett.


Nie miała szans, by wyminąć ich bezszelestnie, więc równie dobrze mogła uratować Garrettowi dupsko.
Nie podnosząc się z kucków, złożyła się do strzału. Winchester był ciężki jak diabli, ale jej to nie przeszkadzało. Może kilka miesięcy temu, gdy nie wiedziała jeszcze o istnieniu całego tego świata z ghulami włącznie, kiedy sączyła herbatę w salonie rezydencji rodziny Vivarro - może wtedy by jej to przeszkadzało. Tamtej Emily. Ale ta Vivarro, która ruszyła za Garrettem popełnić samobójstwo, przyjęła znajomy ciężar sztucera z półuśmiechem.
Wymierzyła dokładnie, świadoma, ze pierwszy strzał ma największe szanse trafienia, bo kolejne nie będą tak precyzyjne. Czymkolwiek byli tamci, miała nadzieję, że głowy są im potrzebne do funkcjonowania.
Strzeliła, modląc się do wszystkich łaskawych bogów, jakich tylko znała.
Gotowa zrepetować natychmiast, bez mrugnięcia okiem.
 
__________________
Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me
hija jest offline