Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2012, 01:10   #4
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Świat jest cholernie ponury... Gleba przeżarta toksynami, wody są ściekiem, a powietrzem nie da się już oddychać. Miejska dżungla stanowi ostoje dla niedobitków tych, którzy dożyli aktualnego stanu społeczeństwa Ameryki. Przemoc i kasa to jedyne co trafia do ludzkiej świadomości. Zresztą ludzie nie są już do końca ludźmi... Jedni pakują w siebie drogie implanty, inni ćpają na umór a jeszcze inni bezskutecznie starają się ogarnąć cały ten bajzel. Ostatnimi czasy Chicago nie obchodziło się zbyt delikatnie ze swoimi mieszkańcami. Wszystkie pętle oraz zapełniające je ulice stawały się z dnia na dzień coraz bardziej zaskakujące. Każda spowita w pewnej dozie niepewności. Prawdziwi rzeźnicy nie popadali jednak w rutynę albowiem wiedzieli, że alejka, którą jeszcze niedawno szli popijając promile prosto z gwintu, może okazać się śmiertelną pułapką. Joshua Greed właśnie do takich rzeźników należał. Niejeden jednak pomylił się myśląc, że niczym się nie wyróżnia. Josh miał klasę. Ale nie zawsze tak było...

***

Wielki menel ledwo podniósł się z ziemi. Nie pamiętał od jak dawna pił, ćpał, spał i czekał aż ktoś po prostu uwolni go od katorgi życia. Kiedyś był znany na tej dzielnicy jako bardzo dobry instruktor strzelania. Syn gliniarza i urzędniczki. Teraz... był menelem. Zwykłym żulem, na którego nie warto było splunąć. Ale jak to się zaczęło? Dlaczego się zaczęło? Zaczęło się w takim samym czasie i z tego samego powodu co zawsze. Jego psychika w pewnym momencie nie wytrzymała. Najpierw śmierć matki, potem ojca. Później wydawałoby się, że po zbyt długiej żałobie Josh wychodzi na prostą. Poznał dziewczynę imieniem Lara. Znowu zaczął cieszyć się życiem. Z czasem pokochał swoją wybrankę i musiał przyznać, że jeszcze nigdy wcześniej nie był tak szczęśliwy. Zaczynał myśleć, że ojciec będący gliniarzem i właścicielem strzelnicy byłby z niego dumny... I wtedy nastąpił kolejny cios. Ktoś zabił Larę. Zamordował z zimną krwią. Nie wiadomo dlaczego i do końca w jaki sposób. Ciało było tak zmasakrowane, że ledwo szło je rozpoznać. Gdyby nie kolor włosów to chyba nie byłoby możliwe. Josh nie był mięczakiem i może by to przeżył gdyby nie wiadomość od jednego, pieprzonego patologa - Lara była w ciąży. Za jednym zamachem ktoś pozbawił go kobiety, dziecka oraz chęci do życia. To było zbyt wiele. I dlatego zaczął pić. Pić i ćpać. Hasło dzisiejszej młodzieży brzmiało "Brnij do krawędzi" więc brnął do niej. Cholernie szybko brnął.

Krawędź. Pieprzona strefa dla najbardziej pojebanych ryzykantów. Na krawędzi ryzykujesz gotówką, sprzętem, reputacją i własnym zadkiem. Nie ważne jak sprawa byłaby błaha - ryzykant i tak położy na szli wszystko co posiada. Walczy zawsze dla wyższych wartości. Nigdy nie jedzie wolno, gdy może przyspieszyć. Wskoczy w tajfun niebezpieczeństw i nadstawi głowę. Nigdy nie gra zbyt bezpiecznie. Tym jest właśnie krawędź. I on do niej dążył. Do niej i poza nią. Lecz to nie był jego koniec... Na szczęście.

***

Spotkanie w chińskiej restauracji "Lao Gong" było dla Josha odprężające. Nie pamiętał jak dawno miał okazję zobaczyć się ze swoimi znajomymi. Maxa - z uwagi na jego spokojniejsze usposobienie - widywał częściej, Quentina nieco rzadziej. Obaj byli sporzy i - podobnie jak Greed - cieszyli się olbrzymią reputacją na ulicy oraz w różnych środowiskach. Ciemnoskóry olbrzym znany był z swoich zasad, których się zawsze trzymał. Było to coś więcej niż jakiekolwiek wyobrażenie zwykłego runnera. Greed nie krzywdził dzieci ani kobiet, nie łamał prawa, gdy nie było to zupełnie konieczne, miał reputację, którą potrafił utrzymać. Bo nie ma znaczenia jak dobrze coś robisz dopóki sprawiasz wrażenie, że robisz to dobrze. On sprawiał takie jakby robił to zajebiście.

Ochroniarz skinął głową na słowa Pana Shinga i złożył zamówienie pytając się też o samopoczucie starszego chińczyka. Tu kolejne zaskoczenie. Jakby się przysłuchać z boku to Josh był całkiem miły i nie używał wulgaryzmu jako co trzeciego słowa. I dlatego zwykle potrafił dogadać się zarówno z klientem jak i każdym innym rozmówcą...

***


Na wizytę w Iluminacji wojownik wybrał się swoim Mercedesem GST. Auto nie było nowe, ale już niejednokrotnie wykazało się swoją pojemnością i sporym kopem. Nadal wyglądało nieźle co dla Josha było niezwykle ważne. Siedem miejsc dla pasażerów było kolejnym plusem. Jedyne wady to spore spalanie oraz nierzadko problem z parkowaniem. Wielki niczym góra ochroniarz spotkał się przed wejściem z dwójką kumpli. Na jego twarzy wykwitł uśmiech, gdy zobaczył sporego już Quentina pod którego ubraniem tylko ślepiec nie zobaczyłby ciężkiej kamizelki wzmacnianej metalowymi płytami.

W środku okazało się, że wielu młodych, narwanych runnerów już czekało w kolejce. Josh skinął na ich widok głową nie odzywając się ani słowem. Ochroniarz - rozpoznając trójkę znanych uliczników - wpuścił kończących kolejkę mężczyzn do środka. Tam już czekał na nich Ortiz. Jak zawsze pachnący wodą kolońską, w szytym na miarę garniturze i widocznymi błyskotkami. Cały Quinton. Jego krótki wywód na temat udanego interesu nie zbił Josha z tropu i pozwolił nieco rozeznać się w sytuacji. "Nie. Takim trickiem nas nie omamisz. I tak będę się targował" pomyślał Greed ściągając swą elegancką kurtkę i wieszając ją na rogu kanapy.


Josh ubrany był szykownie i ze smakiem nie podobnym do zwykłego goryla. Nie był jednak byle kim i musiał posiadać odpowiednią prezencję. Jego reputacja zobowiązywała. Jego szara marynarka oraz spodnie w pionowe paski idealnie współgrały z czarną koszulą i widocznym tatuażem. Przyciemniane okulary skrywały wzrok a elegancki kapelusz został odłożony zaraz po ściągnięciu kurtki. Mężczyzna wziął od pośrednika trunek i usiadł na drogim meblu. Najpierw pokiwał naczyniem patrząc jak alkohol się przelewa i słuchając słów reszty.

- Zgadzam się z Quentinem, że nasza płaca jest zbyt niska. Nie chodzi mi tu o twoje 10%, ale o nasze koszty, które zmuszeni będziemy ponieść. Transport, informatorzy, amunicja... Poza tym nie zapominajmy, że perkusji Pana Placente nie zgarniemy w minutę ze sceny. Znasz nas jednak. Jesteśmy fachowcami i ręczę własną reputacją, że zajmę się wszystkim kiedy każdy z nas dostanie dwa i pół tysiąca za koncert na głowę. Mógłbyś więc przekazać Pannie Edwards, że łącznie wyniesie to 8250$ za koncert. 10% dla Ciebie i po 2500 dolców dla nas... Co ty na to?

Josh wiedział, że Quentin zapłaciłby i dwa razy tyle. Nie znał jednak tak dobrze ekipy Spamboot Division. Greed strzelał, że Ortiz przekona rockmanów. Dlaczego? Znał Josha. Wiedział, że jak ten gdzieś się wpakuje to całym sercem. Wiedział, że taki ochroniarz zasłoni klienta nawet własną piersią. W momencie, gdy klient przystawał na niego warunki siedzieli w tym bagnie razem - bez znaczenia jak głębokie jest owo bagno. I jeszcze jedno... Josh nigdy jeszcze nie zawalił.
 
Lechu jest offline