Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2012, 17:28   #487
emilski
 
emilski's Avatar
 
Reputacja: 1 emilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodze
-To za moją rękę, skurwysynu – wyszeptał Walter, po czym podniósł rewolwer, wymierzył i... pudło.

„Co jest, do kurwy...”, zaklął pod nosem, gdy pocisk nawet nie zbliżył się do celu. Na więcej nie wystarczyło mu czasu, bo korytarz, którym dostali się do środka, stanął w płomieniach.

Błyskotliwej uwagi Hiddinka o tym, że ONI już wiedzą, że MY tu jesteśmy, nie skomentował. „Przecież od pół roku ONI wiedzą, że MY tu jesteśmy, że depczemy im po piętach, czują nasz oddech na plecach. Gorzej, że tracę celność.” Celność była teraz rzeczą, która najbardziej niepokoiła Waltera. Na cóż on może się im jeszcze przydać? Teraz, kiedy nie ma ręki i stracił jeszcze swój największy talent. Oczami wyobraźni widział Emily, która gdzieś teraz pewnie biegnie, również walczy, strzela, bije, kopie, a on... on stoi z boku i... co z niego za mężczyzna. Utrata celności musi się wiązać z utratą szans u panny Vivarro.

Na szczęście jednak, Walter oprócz Emily, pamięta cały czas o Victorze Proodzie i o jego krzywdzie oraz o swojej żonie, którą zamordowali z zimną krwią – dlatego, nawet jeśliby Emily nie było, Chopp miałby motywację, żeby walczyć.

A ta cholerna świątynia i jej pustka od samego początku śmierdziała zasadzką. Wejście do niej sugerowało, że całe serce budynku mieści się pod ziemią. Jeśli tak, to na pewno prowadzi tam wiele innych podziemnych korytarzy, których poszukiwaniem mogliby zająć się od początku, a nie ładować się głównym wejściem. Ale to nie był czas na rozstrzyganie, jaka taktyka jest najlepsza i co by się bardziej sprawdziło. To jest tu i teraz, w samym centrum grobu Baphometa. W samym centrum zła, czegoś, czego zwykły człowiek nie jest w stanie sobie przecież wyobrazić.

Korytarz był spory i pusty, co przynajmniej dawało czas księgowemu na przeładowanie rewolweru. Demoniczne płaskorzeźby i pochodnie, wiszące na ścianach sprawiały, że Chopp i bez historii o gulach i Rash Lamarze czułby się nerwowo i po prostu by się bał. I nigdy nikomu by nie uwierzył, jeśli któryś z nich by powiedział, że się nie boi. A zapach nafty, który poczuli obaj i później ta nieszczęsna ręka podpalacza, to wszystko rzeczywiście były najlepsze dowody na to, że ONI już wiedzą.

***

Wycofali się. Nic więcej im nie pozostało. Razem z Hiddinkiem wycofali się krok po kroku. Tam, gdzie ogień ich nie dosięgnie. Będą czekać, aż cholerne ognisko dogaśnie. Wtedy ruszą znowu. I znowu wlezą w zasadzkę. Tym razem na pewno już śmiertelną zasadzkę.

Wycofali się. Widać, że mieli już swoje lata. Byli starzy. Cholernie starzy. Byli dziadkami. Starymi, stetryczałymi flakami. Bo gdyby tak nie było, zrobiliby to, co robi młodość, która nagle pojawiła się za nimi w jednym siodle z Mansurem. Płomienie wciąż były duże, ale młodość nie dostrzega takich rzeczy. Młodość pogania konia i skacze przed siebie. Wprost do piekła.

 
__________________
You don't have to be weird, to be weird.

Ostatnio edytowane przez emilski : 27-02-2012 o 17:52. Powód: dodanie fragmentu o przeładowaniu broni
emilski jest offline