Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2012, 19:44   #9
pawelps100
 
Reputacja: 1 pawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumnypawelps100 ma z czego być dumny
Po wielu dniach lekkiej i przyjemnej wędrówki Fred w końcu dotarł do Marienburga. Od dobrych paru lat błąkał się po świecie dla samej przyjemności podróży; dla ziemi i lasów ustępujących przed jego niestrudzonymi stopami; dla różnorodności miejsc i ludzi rozsianych po całym znanym mu kraju, a nawet dalej; dla tego niesamowitego dreszczyku emocji, jaki ogarniał wędrowca, gdy po krótkim odpoczynku wracał na trakt. Ile rzeczy już ten młody mężczyzna widział w trakcie swojej drogi! Niedosiężne szczyty Gór Końca Świata, mroczne lasy Drakwaldu, tętniące życiem dorzecze rzeki Reik, nieprzebyte puszcze i stepy Kislevu… zresztą, długo by jeszcze wymieniać.

Ale jakiś czas temu Fred znudził się wędrowaniem po lasach; zapragnął czegoś nowego. I dlatego z dnia na dzień, opuściwszy Altdorf, skierował swoje kroki na zachód, by po dotarciu do największego portu morskiego nad Morzem Szponów zakosztować życia, jaki wiedli ludzie morza. Wprawdzie woda nigdy nie była mu obca, urodził się bowiem nad rzeką i umiał pływać, pragnął jednak czegoś więcej.

A teraz , o brzasku słońca, Fred skierował się w stronę bramy północnej ,by po otwarciu wrót mieć cały dzień na zwiedzanie miasta. Mimo, że ceną za cały wolny dzień było spędzenie poprzedniej nocy niedaleko miasta, wśród niewygód, to według podróżnika nie była ona zbyt wygórowana.

Dzięki temu obecny dzień w większości spędził wśród miejskich straganów, gdzie uzupełnił swoje zapasy, a także kupił krótki łuk razem ze strzałami. Poprzedni nigdy go nie zawiódł w niebezpiecznych sytuacjach, ale po ostatnich perypetiach, jakie Fred miał ze zwierzoludźmi uznał, że jest to niewielka strata. Potem zaś rzucił się w wir plotek i opowieści, jakie słychać było wszędzie dookoła niego.

Jednak każdy dzień ma swój koniec, a najlepszy to wieczór w karczmie, z odpowiednią kompanią, zacnymi opowieściami i stołem pełnym jadła i trunków rozmaitej maści. To pierwsze Fred zapewnił sobie dość szybko zaglądając do pierwszej lepszej karczmy. Tam z czasem znalazł też towarzystwo, które mu pasowało i które zapewniło ostatnie dwa składniki udanego dnia.

Ludzie tam zgromadzeni byli przeważnie mieszczuchami, którzy nigdy nie wystawili swoich nosów zza miejskich murów. Byli także znudzeni swoim życiem ,więc byli tym wdzięczniejszymi słuchaczami. Dlatego też Fred nie próżnował: opowiadał im o wielu swoich dlatego też Fred nie próżnował: opowiadał im o wielu swoich przygodach, jakich doświadczył w czasie swoich wędrówek.

Pod koniec zaś wędrowiec uraczył słuchaczy taką powieścią:
-Widzicie, dobrzy kompani, ten łuk? Widać że nowy prawda?
Parę osób przytaknęło.
-No więc musiałem kupić sobie nowy bo napadły mnie potwory z lasów!!
Po tym stwierdzeniu rozległ się okrzyk przerażenia.
-Jak do tego doszło?- po chwili milczenia ktoś nieśmiało zapytał.
-Ano to było tak: ja sobie spokojnie idę drogą w środku lasu, docieram do rzeczki, a tam mutanty atakują biednych kupców. Pozabijali wszystkich, ale zanim do tego doszło, ja ustrzeliłem kilku z nich. Na to oni się rozwścieczyli, otoczyli mnie, obrabowali mnie ze wszystkiego i pobili. Bałem się, że mnie na miejscu zjedzą!!!
- A jak one wyglądały?
-Strasznie, nigdy czegoś takiego nie widziałem! Jeden miał końską głowę, inny z kolei miał trzy ręce, innemu z głowy wystawała mała czaszka… Więcej nie będę opisywał, by nie przerażać obecnych tu dziewoj- dodał Fred patrząc w stronę kilku kobiet, które również przysłuchiwały się jego słowom.
-W każdym razie bałem się, że mnie zjedzą, ale oni zmienili zdanie. Najwyraźniej chcieli mnie zaciągnąć do jednego ze swoich ołtarzy w lesie. Słyszałem, że składają w nich ofiary swoim mrocznym bóstwom. Ale im się nie udało, ponieważ gdy schodzili już z lasu, oddział żołnierzy imperialnych mnie uratował, po czym zwrócili mi zabrane rzeczy.Nie, życie wędrowca nie jest wcale sielanką...

Po tej krótkiej opowieści na sali zapanowała cisza,a Fred uśmiechnął się z satysfakcją. Zasadniczo powieść była prawdziwa- z tą różnicą, że Fred wcale do nich nie strzelał, tylko uciekał, a żołnierze zabrali mu większość rzeczy, ale liczył się efekt. A opowiadanie wędrowca o tym, jak niebezpieczne są podróże, dla bojaźliwych mieszczan na pewno była wiarygodna.

Fred chciał na nowo podjąć swą powieść, gdy nagle zatrzymała go jakaś osoba. Potem okazało się, że był to Gustav Ramuz. Jak się okazało, miał dla niego ofertę pracy, która bardzo by mu się przydała. Dzięki niej zaznałby życia marynarza, poznałby nowy świat. Dlatego podróżnik bez chwili wahania przyjął ofertę.

Ostateczne podpisanie umowy odbyło się następnego dnia w „Tawernie u Jednookiego Szypra” następnego dnia. Fred stawił się na miejscu punktualnie, nie chcąc być posądzany o nierzetelność i niepunktualność. Kiedy umowa trafiła w jego ręce, poczekał, aż ktoś ją przeczyta, a gdy ktoś to zrobił, włóczęga postawił swój krzyżyk. Po wszystkim rozejrzał się wśród zgromadzonych; chłopak, który przeczytał list- sprawiał wrażenie nieobeznanego z życiem; kilku ludzi, którzy pewnie wiele ukrywali; ale szczególnie niemiłe wrażenie zrobili na nim Norsmeni. Już raz w Nordlandzie spotkał tych dzikich barbarzyńców i spotkanie to niemal wysłało Freda do ogrodów Morra; teraz zaś mieli współpracować z nim, a ich poharatane mordy tylko pogarszały to niemiłe wrażenie. Na szczęście była też kobieta- jak na gust Freda mogłaby mieć więcej ciała tu i ówdzie, ale ogólne wrażenie było miłe.

Ale teraz nie był czas na nowe znajomości- do wypłynięcia w morze zostały dwa dni i włóczykij miał zamiar wykorzystać ten czas, by dowiedzieć się więcej o swoim zleceniodawcy; słyszał, że walczyli oni z gildią z Talabheim w bezpardonowy i niezbyt uczciwy sposób. Ale tutaj chciał pociągnąć miejscowych ludzi za język, by dowiedzieć się o konflikcie między gildiami, a także złowić plotki , jakie krążyły na temat tajemniczych ataków. Miał zamiar pokręcić się zarówno przy gildii z Altdorfu, jak i z Talabheim. Chciał się tego dowiedzieć, także uciekając się do gawędziarskich sztuczek.

Fred nie miał zamiaru odpływać bez żadnych informacji.
 
pawelps100 jest offline