Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2012, 10:50   #488
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Gdyby, jak to się obrazowo mówi, wypluł płuca, to przynajmniej by go nie bolały, a bolały jak jasna cholera. Sól w powietrzu dostarczała takiej udręki, że już bez szaleńczego jak na Hiddinka biegu do świątyni starczyła by go zadusić. Jakimś cudem dopadł do wejścia i schronił się w korytarzu. Zataczał się przy tym i łapał za pierś. Coś go kłuło pod mostkiem. Miał wrażenie, że zaraz dostanie zawału. Wyjątkowo nie w porę. Musiał odpocząć. Przysiadł na podłodze chwytając powietrze ustami niczym wielka, tłusta ryba.
Strach to jednak potężna siła. W normalnych warunkach Hiddink trafiłby na tydzień do szpitala, a przez parę dni w ogóle by się nie ruszał z łóżka. Nagły wybuch gdzieś na zewnątrz zmusił go, by nadludzkim wysiłkiem stanął na nogi i ruszył przed siebie opierając się o ściany zdobione jakimiś okropieństwami.
Nagle wszedł w coś mokrego. Zapach nie pozostawiał wątpliwości. Nafta. Chwilę potem ujrzał rękę z pochodnią. Hiddink stanął w miejscu i wtedy strzał wypełnił hukiem korytarz, ale czy to zmęczenie, czy też pośpiech, czy też zupełnie co innego spowodowało, że kula uderzyła w róg korytarza nie wyrządzając celowi krzywdy. Pochodnia smagnęła korytarz. Płomienie rozlały się po wylanej nafcie niczym jęzory niewidzialnego, żarłocznego monstrum. Było pewne, że ogień wystrzeli w górę z zawrotną szybkością. Czy mieli szanse przebiec przez niego? Nie wiadomo? Ale jeśli chcieli podjąć się tego ryzyka, musieli zdecydować się na ten szaleńczy manewr błyskawicznie.
Walter rozłożył ręce w geście wycofywania się. Poruszał się teraz do tyłu, osłaniając Hiddinka od ognia i wypychając go z powrotem na początek korytarza.
Herbert pospiesznie wycofał się poza zasięg rozlanej nafty.
- Nie jest jej dużo. - powiedział do Waltera - Zaraz się wypali. Gorzej że już wiedzą o nas.
Cofnęli się przed płomieniami, które rozgorzały na korytarzu. Nafta płonęła wysokim ogniem, hucząc przy tym przeraźliwie i wypełniając przejście nieznośnym żarem. Ktokolwiek podpalił korytarz miał teraz doskonałą sposobność, aby opuścić swoją pozycję, przyczaić się gdzieś i przygotować na eliminację intruzów.
Ogień huczał, płonął dziko nie przygasając tak szybko, jakby tego chcieli, a oni usłyszeli wyraźnie za swoimi plecami, od strony wejścia, tętent kopyt. Odwrócili się jak na komendę widząc ... konia a na nim Lucę z okrwawioną twarzą i Mansura syna Borzy. Arab z szaleńczym krzykiem poganiał wierzchowca do pędu. Miał zamiar chyba sforsować płomienie, mimo udręki, jaką w ten sposób mógł sprawić zwierzęciu. Płomienie nieco przygasły więc manewr ten mógł okazać się mniej niebezpieczny, niż na to wyglądał. Szczególnie, że dzięki chyżości kontakt ciała zwierzęcia z ogniem mógłby być bardzo krótkotrwały. Niemniej jednak było to szaleństwo.

Niepowstrzymane szaleństwo. Mansur przemknął koło nich i koń wskoczył w ogień.
Chopp i Hiddinik ujrzeli, jak zwierzę wskakuje w płomienie, jak pędzi przez ogień z bolesnym rżeniem, jak przebiega przez ognistą barierę.

Herbert niestety nie mógł sobie pozwolić na podobne szaleństwo. Z wysokości siodła ryzykowało się tylko osmalenie cholewek, ale z poziomu gruntu wyglądało to zgoła inaczej. Z tego co się zorientował Walt był podobnego zdania. Po za tym Hiddink najzwyczajniej w świecie potrzebował chwili odpoczynku. Osunął się ciężko na podłogę korytarza i z remingtonem na kolanach wpatrywał się w płomienie. Usta przysłonił chustą. Płonąca nafta wysysała z korytarza tlen zostawiając duszący dym.
Może dałoby radę ugasić płomienie piaskiem, ale Herbert był zbyt zmęczony, by o tym myśleć i by zrobić cokolwiek. Czekał.
 
Tom Atos jest offline