Twardy był zadowolony z obrotu sprawy. Zdrajców powalili szybko i sprawnie... Bez strat i w krzyżowym ogniu. Dodatkowo prawie wszyscy byli już na miejscu. Brakowało tylko dwóch jego współbraci i czarusia. Powinni dać sobie radę, choć z drugiej strony... Gdy tylko poczuł drgania jakże charakterystyczne dla kogoś kto walczył w korytarzach od wielu lat rzucił natychmiast:
-Panowie zaraz druga runda czuje, że się zbliżają. Wielu i to nie ludzinki bo ciężcy. Zwierzopokraki albo orkowe ścierwa.
- Jest tu jakieś miejsce, gdzie moglibyśmy stawić czoła tym, co nadbiegają? - spytał Gottwin,
-Właśnie tu. Słabe dojście wielu w wejściu nie stanie. Możecie strzelać nade mną. Ranni u nich nie będą mieli jak się cofnąć do tyłu. A naszych zawsze można odciągnąć. Panowie strzelacze do wejścia, oddajcie salwę jak będą biec i cofnijcie się. Walczący wręcz zastąpimy im drogę, kto rany odniesie cofnąć się poza zasięg walki. Bez zbędnej brawury-zakończył Twardy.
Po czym usłyszał kontem ucha:
-Albo wylać im pod nogi beczkę alkoholu i podpalić?-rzucił Gottwin.
-Dokładnie taki mamy plan, w odpowiedniej chwili jak już się mocno stłoczą. Ci z tyłu napierać będą na tych z przodu, jak już nie będzie możliwości cofnięcia się podpalamy. Felixie czyń honory na mój znak- wskazał na swoją bezcenną beczkę spirytusu. Wiedział że strata jej jest nieunikniona, jednak poczuł uścisk w żołądku. Tyle dobrego na zmarnowanie...
Ostatnio edytowane przez Icarius : 28-02-2012 o 22:03.
|