Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-03-2012, 22:20   #103
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Silvermoon. Nie mogła oprzeć się pięknu tego miasta, szczególnie znajdując się tak blisko jego bram. Podróż do Sundabar nie była sprawą życia lub śmierci. Gdyby tak było z pewnością ominęłaby tę perłę, tłumiąc spowodowany przez swą decyzję żal. Szczęśliwie, nie musiała.
Świątynia Sune w niczym nie przypominała tej, do której zmierzała. Przede wszystkim była nowa, czego nie można było powiedzieć o tej w Sundabar. Tamtejsza była dowodem na to, że odpowiednio wykorzystane bogactwo nie razi w oczy, a je przyciąga radując serce. W Silvermoon postawiono na prostotę i delikatność. Aislin musiała przyznać, że ten styl bardziej jej odpowiada.
Konstrukcja świątyni nie była jednak przygotowana do tego by chronić znajdujących się w niej wiernych przed czymś więcej niż deszcz lub śnieg. Miała otwierać się na piękno świata, podkreślać je i głosić radość które ze sobą niosło. Serce kapłanki bolało na myśl, że ten wspaniały twór może ulec zniszczeniu. Pragnęła wierzyć, że wbrew jej obawom stanie się coś, co pozwoli ochronić budynek i zebranych w nim rannych. Że wydarzy się cud, który wspomoże obrońców miasta i przechyli szalę na ich korzyść. Pochyliła głowę oddalając od siebie lęki i poświęcając modlitwie.

Aislin swym wyglądem tylko nieznacznie wyróżniała się spośród pozostałych kapłanek. Nie była zbyt wysoka, jednak w świątyni można było natknąć się na niższe od niej kobiety. Miała zgrabne, smukłe ciało, zaokrąglone w odpowiednich miejscach, tak że przyciągnięcie męskiego spojrzenia nie sprawiało jej problemu. Jej skóra miała delikatny, alabastrowy odcień, dodatkowo podkreślony przez długie, szkarłatne włosy przetykane pasmami miedzi, które miękkimi falami okrywały jej plecy spływając aż do linii pośladków. Tym co najbardziej wyróżniało ją z szeregu kapłanek były oczy o barwie czystego złota, które zdradzały jej pochodzenie i niekiedy wzbudzały niepokój. Ciężko było dłużej spoglądać w ich głębie, szczególnie gdy ktoś miał sumienie, na którym widniały czarne plamy.
W ubiorze kierowała się prostotą i, co często spotykało się ze zdziwieniem, skromnością. Jej szaty zazwyczaj zakrywały większość jej ciała, co z kolei powodowało niezadowolenie ze strony Mirimy. Dopóki jednak podkreślały jego walory oraz jej urodę, arcykapłanka łaskawie przymykała oko na fanaberię Aislin. Ta z kolei dbała o to, by ta równowaga była zachowana. Ukrywanie przed oczami innych piękna, którym została obdarowana byłoby wszak grzechem. Suknie zatem opinały ją od talli w górę, podkreślając jej szczupłość oraz uwydatniając biust. W dół zaś spływały delikatnymi falami materiału, który przy każdym ruchu kapłanki, w zmysłowy sposób otulał jej długie, szczupłe nogi. Rękawy zazwyczaj były szerokie, niekiedy półprzezroczyste, lub rozcinane z jednej strony przez całą swą długość. Całość uzupełniały dodatki, zazwyczaj wykonane ze złota, jednak dobrane w ten sposób by nie przyćmiewać swym blaskiem naturalnego piękna kobiety. Jedynym wyjątkiem od tej reguły była ozdobiona diamentami bransoleta na prawym nadgarstku, z którą Aislin nigdy się nie rozstawała.

Mimo iż w świątyni nie miała zwyczaju nosić broni, a wręcz było to niewskazane, tym razem miała przy sobie zarówno sztylet jak i bicz, zwinięty i umieszczony na specjalnym zaczepie, jednak w każdej chwili gotowy by znaleźć się w jej dłoni. Czas nie był najlepszy by z nich rezygnować, podobnie jak nie zrezygnowała z założenia zbroi, tym bardziej że mogła sobie na to pozwolić bez ujawniania jej istnienia. Miała niejasne wrażenie, że jej ciotunia nie byłaby najszczęśliwsza. Wszak to była świątynia Sune, ostoja piękna i miłości, a nie miejsce oddawania czci Helmowi, gdzie było wręcz wskazane by ciało było ukryte za warstwą stali.

Gdy kolejny głaz uderzył na tyle blisko, że świątynia zadrżała w posadach. Kapłanka uniosła głowę napotykając spojrzenie swej bogini. Całą sobą pragnęła by jej prośby zostały wysłuchane.
Głos Mirimy przywołał ją z świata ponurych myśli. Uśmiechnęła się do swej krewnej i opiekunki, po czym wstała i skłoniła lekko głowę. Oczywiście nie mogła odmówić złożonej jej propozycji. Tym bardziej, że miała już okazję skosztować cudów, które wychodziły z pieca Blugggerfoota. Powtórka z owych rozkoszy z pewnością nie sprawi, że świat zawali się jej na głowę. przynajmniej taką miała nadzieję zerkając niepewnie na sufit.
- Może faktycznie chwila przerwy nie jest złym pomysłem, ciociu - odpowiedziała wygładzając przy tym suknię w kolorze wieczornego nieba. - Lękam się o los świątyni i tych, którzy powierzyli nam swoje zdrowie. Głazy spadają coraz bliżej...
- Wierzyć należy w potęgę i siłę naszej władczyni i opiekunki lady Alustriel, choć... - tu uśmiech arcykapłanki nieco zbladł - nie wierzyłam, że to możliwe. Że bariery miasta, padną.
Mirima przez chwilę milczała, nim odezwała się ponownie z łagodnym uśmiechem na twarzy.- Ale też i szturmy orków odpierane są. I jestem pewna, że Srebrne Marchie ruszą nam z pomocą. Armie z trzech krasnoludzkich cytadeli, to siła której orkowie nie dadzą rady, zobaczysz.
- Pragnę wierzyć i mieć nadzieję, że nasi sojusznicy zdążą na czas, jednak lęk i niepokój nie opuszczają mego serca - oznajmiła Aislin. - Szturm na miasto nie powinien posuwać się w takim tempie.
-Ach, dość!- Mirima klasnęła w dłonie i dodała głośno pogodnym tonem.- Dość tych ponurych myśli. Zwłaszcza tobie nie przystoją. Jesteś wszak młoda i pełna życia. Porozmawiajmy o czymś radosnym. Wszak nie na darmo miasto to zwą Klejnotem Północy. Ach, poezja, malarstwo, sztuka. Miłość. Bardowie i ich pieśni. Co prawda obecna sytuacja, nieco zmniejszyła repertuar, ale na pewno są jeszcze miejsca, które mogłyby dostarczyć ci rozrywki i uwolnić od ponurych myśli. Co więc preferujesz moja droga? Ucztę dla uszu, ucztę dla oczu, czy ucztę dla serca?
Jak się tego obawiała tupnięcia nogą nie było wśród propozycji ciotki, a na to właśnie miała teraz ochotę.
- Jak sobie życzysz ciociu - odpowiedziała z pogodnym uśmiechem, nieco sztucznym, ważne jednak że był. - Bardowie... Znasz mą słabość... Czyżbyś jakiegoś przede mną ukryła?
- Nie wypada mi żadnego ukrywać, przed tobą. - uśmięchnęła się Mirima i zastanowiła chwilę. - Bardowie, tych to dużo jest w mieście.
Potarła podbródek.- Już wiem. “Pod tancerką”, tam zawsze roiło się od bardów i wszelakiej maści muzyków. Jak nie była jeszcze głową tego przybytku, zdarzało mi się tam często pojawiać, tańczyć i flirtować. Teraz niestety pozycja nie pozwala, choć chęci są.
- Winnaś częściej opuszczać świątynne mury, ciociu. Nawet arcykapłanka od czasu do czasu powinna mieć chwilę by oddać się muzyce, tańcu i przyjemnościom - Aislin zerknęła na swą towarzyszkę z wesołymi iskierkami w oczach. - Zatem polecasz mi udać się do “ Tancerki?”
- Polecam, to za mocne słowo. Doradzam. Bowiem po posiłku pozwolę ci na opuszczenie przybytku. I będziesz mogła odpocząć od grozy która nas otacza. Dwie, trzy godzinki zabawy, a potem powrót do uzdrawiania rannych i pocieszania przestranych i zrozpaczonych. - Mirima poufale objęła ramię Aislin swym ramieniem. - Chciałabym moja droga, nawet nie wiesz jak bardzo. Ale jestem zbyt znana. Onieśmielam innych. I tylko na oficjalnych balach i rautach urządzanych przez osobistości miasta, zdarza mi się zatańczyć. Wierz mi moja droga, bycie arcykapłanką to tylko i wyłącznie obowiązki.
Dla Aislin spędzenie paru dni w murach świątyni było trudne, a co dopiero spędzać w niej miesiące na wypełnianiu obowiązków i spotkaniach z wpływowymi ale często nudnymi ludźmi. Bycie prostą kapłanką w pełni ją uszczęśliwiało.
Do dwójki kapłanek, podbiegł jakiś mężczyzna w bogato zdobionych szatach i rzekł kłaniając się w pas.- Pani, wzywają cię do Wysokiego Pałacu.
-Ech, obowiązki, obowiązki, obowiązki.- westchnęła Mirina i dodała.- Korzystaj z wolności póki możesz moja droga. Zaufaj mej radzie.
- Tak uczynię - odpowiedziała zgodnie, skłoniła głowę przed ciotką i jeszcze przez chwilę stała spoglądając za oddalającą się parą.
Arcykapłanka wraz mężczyzną zostawiły ją samą. Ale to nie był problem. Dobrze znała rozkład pomieszczeń świątyni.

Refektarz przybytku Sune była mały w porównaniu z podobnymi salami w innych świątyniach. Ale zdecydowanie o wiele piękniejszy. Bogato zdobione miejsce odzwierciedlało zamiłowanie kleru do pięknych zdobień.
I ich dobry gust. przy dębowym długim stole rozłożona była srebrna zastawa. A pod przykryciem umieszczono jeszcze cieplutkie wypieki. Obecnie w refektarzu nie było nikogo, bowiem pora obiadowa już minęła.
Aislin była z tego powodu zadowolona. W przeciwieństwie do większości z kapłanek znajdujących się obecnie w świątyni nie spędziła w niej ostatnich miesięcy bezpieczna w pięknych murach. Była wolnym duchem. Taka się już urodziła i taka zamierzała pozostać. Nie znaczyło to że unikała wstępowania do świętych przybytków. Wstępowała bowiem za każdym razem gdy takowy spotykała i zawsze starała się spędzić w nim, głównie poświęcając ten czas na modlitwę, przynajmniej dwa dni. W Silvermoon przebywała jednak od niemal tygodnia i pragnienie by wyruszyć w szlak ku nowym przygodom, nowym odkryciom, nowemu pięknu które tylko czeka by wyciągnęła w jego stronę dłoń, by je dostrzegła i pomogła dojrzeć, stawało się boleśnie naglące. Oczywiście miasto obfitowało w rozrywki niemal każdego rodzaju. Nie brakowało w nim miejsc zapierających dech w piersiach i wyciskających łzy z oczu. Pozwalało ukoić duszę zmęczoną brudem tego świata. Jednak nie było w nim wyzwania, ono już było klejnotem.

Atak wiele zmienił. Ulice spłynęły krwią, strach wdarł się w serca jego mieszkańców. Aislin czuła potrzebę by stawić czoła złu, by pomagać i być z tymi, którzy z nim walczą. Ten nakaz tkwił w niej od zawsze. Nie przepadała za walką, nie lubiła jednak gdy sadzano się ją z dala od niej gdy wiedziała że wiele więcej mogłaby zdziałać, tam gdzie się ona toczyła. Mimo tego nie mogła sprzeciwić się woli ciotki. Dla niej zdawała się wciąż być dzieckiem co zresztą chwilę temu potwierdziła. Była ciekawa czy kiedykolwiek przestanie nim być dla Mirimy.

Pogrążona w niewesołych myślach, czymś co ponoć nie przystoi kapłance Sune, usiadła na jednym z krzeseł ustawionych przy stole. Jej dłoń wiedziona kuszącym zapachem, powędrowała ku jednemu z półmisków by po chwili zbliżyć swą zdobycz do jej ust. Słodki smak wypełnił jej usta sprawiając, że wyrwało się z nich westchnienie rozkoszy. Blugggerfoot był prawdziwym mistrzem w swoim rzemiośle, dostarczając mieszkankom świątyni wrażeń nie mających porównania. Nim zdała sobie sprawę z tego co robi, kończyła trzecią bułkę, zaś w dłoni trzymała w połowie opróżniony kielich. Cóż, nawet jej zdarzało się od czasu do czasu zatracić w przyjemności i zapomnieć o całym świecie. Widocznie na tym właśnie zależało Mirimie, za co winna była podziękowanie ciotce. Błogie uczucie odpędziło nieco ponure myśli. Nie zmniejszyło jej chęci by lepiej spożytkować dary przekazane jej przez boginię, jednak z pewnością wpłynęło na postanowienie zostania jeszcze jeden dzień. Oczywiście o ile świątynia i miasto przetrwają.

Opuściwszy świątynię zatrzymała się na chwilę na małym placu przed jej frontem. Uniosła głowę by poświęcić ten czas na zasłużony podziw, który należał się budowli. Jej wierzchowiec nerwowo przebierał kopytami. Wiatr niósł swąd dymu i odgłosy walk. Szczelniej otuliła się płaszczem i poprawiła kusze na plecach. Mimo bowiem tego, że wybierała się by zaznać kilku chwil radości, nie zamierzała udawać się do karczmy bez broni. Nie była tak optymistyczna jak próbowała być arcykapłanka. Droga nauczyła ją ostrożności. Wszak nikomu się nie przyda będąc martwa. Zbytni pesymizm? Ona wolała nazywać to przezornością.

Rzuciła ostatnie spojrzenie na front świątyni, po czym bezgłośnie oddaliła się we wskazaną przez jedną z kapłanek stronę. Oddanie się swawoli gdy w tym samym momencie ginęli obrońcy wydawało się jej nie na miejscu, jednak nie zamierzała sprzeciwiać się woli ciotki. Pojedzie do “Tancerki”, zajrzy do środka, po czym wykorzysta pozostały jej czas by spróbować dołączyć do którejś z grup zmierzających w stronę barykad. Wiedziała, że bogini będzie jej sprzyjać. Słuchała swego serca, a ono mówiło jej że właśnie tam jest jej miejsce. Najpierw jednak zerknie do karczmy. Ciekawość prawdziwości słów arcykapłanki odnośnie tamtejszych bardów, również nie dawała jej spokoju i znajdywała odzew w jej duszy...
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline