Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-03-2012, 16:46   #104
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Postawiony przed faktami dokonanymi topór podjął decyzję zaraz po powrocie Samotnika.
- Mój brat chciał mnie ratować, teraz jednak... - Bruna na chwilę zamilkła - Jeśli jego...jego brak nie niweczy umowy jaką zawarł z Ostrorogiem, postaram się przyczynić do wypełnienia zadania. Może w ten sposób zostanę przywrócona do mej wcześniejszej formy, a później ja sama zajmę się sposobem odratowania Dagora...
-Czyli zostajesz. I koniec biadolenia?
- upewnił się Raetar wsuwając topór za pasek.- Co właściwie potrafisz? Zresztą nieważne. Kapłankę będziesz pilnowała.


Potem należało się zająć gaszeniem pożaru. Żmudną i nieciekawą robotą, nawet gdy miało się dyspozycji pomocników.
Ostatecznie jednak pożar ugaszono. I Raeter mógł zająć się znalezieniem swego obiektu zemsty, którego to nie potrafił wyczuć umysłem. I znalazł go, leżała wśród zgliszczy. Martwa.
Pierwsze z rozczarowań tego dnia.
W głowie maga szalała nawałnica myśli zmieszana z trzema szeptami. Czarownik był wściekły, wysunął powoli miecz z pochwy i z impetem uderzył w szyję zwęglonych szczątek Soll.
Kilka razy.
A odrąbawszy głowę trupowi wiedźmy, nabił ją na czubek miecza wbijając go w podstawę czaszki.
I uniósł martwy czerep, by spojrzeć w jej oblicze. Po czym rzekł.- Zwykle nie pochwalam barbarzyńskich metod, takich jak robienie pucharków z czaszek swych wrogów. Ale dla ciebie moja droga Soll, chyba zrobię wyjątek.
Po czym głowa wiedźmy wylądowała w sakwie. Przyczyną takiego zachowania było po części poczucie niezaspokojonej zemsty, po części jednakże praktycyzm.
Soll mogła mieć w pobliżu sojuszników, a trudniej wszak wskrzesić kogoś mając niekompletne zwłoki.
Drugim rozczarowaniem, były znaleziska w domu wiedźmy, parę eliksirów, kilka zwojów i babskie badziewie zwane biżuterią. Po jakie licho naszyjniki starej babie mieszkającej w tym Dolnym Zadupiu?
Samotnik nie wiedział i nie wnikał w to. W każdym razie nie znalazł w domu nic naprawdę przydatnego, poza odrobiną jedzenia, rzeczami codziennego użytku i ubraniami dla Zinn.

Której na szczęście humor się poprawił. Choć jej poczucie rzeczywistości wydawało się lekko szwankować, gdy wygłaszała pełne nadziei choć pozbawione jakiego zakorzenienia w rzeczywistości.

Na to Samotnik mógł zareagować na wiele sposobów. Wybrał dyplomatyczne.-Acha...-
Raetar nie mając zamiaru wydobywać Zinn z jej złudzeń. Bo tym wszak były jej nadzieje. Nie wiedzieli, gdzie się znajdują. Nie wiedzieli gdzie mają się udać. A nawet gdyby wiedzieli, to Morvin dysponował magią quasi-teleportacyjną, a nie Samotnik. Raetar jak dotąd nie potrzebował się nigdzie spieszyć. Ale z doświadczenia wiedział, że ludzie trzymający się jakiejś idei, choćby całkowicie irracjonalnej, potrafią znieść wiele.
Dlatego nie zamierzał odzierać kapłanki z jej złudzeń. Samotnik jednakże realnie patrzył na sytuację. Wiedział, że jest w stanie utrzymać przy życiu i siebie i kapłankę. A trzymając się jednego stałego kierunku powinni dojść dokądś. Jeśli nawet nie będzie to ośrodek cywilizacji, to przynajmniej będzie koniec bagna. Oczywiście mogli iść za wskazówkami Soll, wierząc że wiedźma rzeczywiście mówiła prawdę. Niemniej Raetarowi było wszystko jedno w tej chwili. Gryfie Gniazdo czy nie... ważne żeby nie była to bagienna dzicz.

Potem nastał wieczór, w dziurawej chacie, po której kątach hulał zimny wiatr.
Raetar usiadł obok kobiety rozkładając przed nią znaleziska z chaty. Jedzenie i trochę piwa.
Niewiele, ale starczy wszak na porządny posiłek. Nieopodal niczym anioł stróż stał kamienny strażnik... żywiołak ziemi.
-Jedz, potrzebujesz dużo sił.- stwierdził mag, podając kawałek chleba kobiecie.
- On śmierdzi spalenizną... - Skrzywiła się Kapłanka.
-Jak wszystko tutaj. A będzie jeszcze gorzej, więc... korzystaj z przyjemności póki możesz.- stwierdził w odpowiedzi Raetar.
- Wolę już nie jeść! - Obruszyła się - Post do jutra mnie nie zabije, a rano sama sobie zapewnię pożywienie - Znów pojawiła się jej natura z cyklu "wysoki nos".
-Jak chcesz.- stwierdził w odpowiedzi magik nie przejmując się humorami kapłanki. Dużo bardziej, przejmował się faktem, że nie udało się do końca ocalić schronienia. Owszem mieli dach nad głową, ale po pokojach hulał wiatr. W końcu stwierdził.- Będziemy musieli spać ze sobą.
- Booooo? -
Spojrzała na niego wielce zdziwiona.
-Bo jest zimno.- odparł Raetar jedząc i dodał obojętnym tonem głosu.- I będzie jeszcze zimniej. I ogrzejemy się nawzajem ciepłem naszych ciał. W ubraniach. Więc... nie bój się.
- Nieźle to sobie wymyśliłeś -
Powiedziała, uśmiechając się z przekorą.
-Nie wyobrażaj sobie za wiele.- westchnął Samotnik pocierając czoło.- Już raz się rozchorowałaś. Nie chcę po prostu powtórki. Płacą mi wszak za to, bym o ciebie zadbał.
- Skoro już jestem chora, i nawet otruta, jak sam wcześniej wspominałeś, to co jeszcze mi się tak strasznego może przytrafić?
- Wzruszyła ramionami i... przesunęła się minimalnie bliżej niego. Ledwie o parę centymetrów, a między nimi wciąż jeszcze pozostawał dobry metr.
-Och... nie wiem. Mogą cię zjeść. Wyglądasz apetycznie. A tutejsza fauna nie jest wybredna.- odparł nieco ironicznym tonem Raetar.
- Apetycznie? - Spojrzała na niego "z ukosa" i dodała po chwili, posyłając czarujący uśmiech:- Wiesz, ty też niczego sobie...

Raetar nie bardzo wiedział jak zareagować na tą... jej zmianę nastawienia. W głowie krążyły mu myśli, obce myśli, kobiece myśli. Jedne i drugie stwierdzały strach. Kapłanka się bała. Samotności na bagnach i pozostawienia na pastwę. Więc kokietowała i uwodziła, by mieć pewność, że zostanie jej obrońcą. Może nawet nie zdawała sobie sprawy, że jest gotowa oddać swe ciało w zamian za poczucie, że nie zostanie sama.
-Taaa... Możesz być pewna, że cię nie opuszczę i dopilnuję, byś dotarła cało do miejsca...-Samotnik zastanowił się jak to ująć dyplomatycznie i neutralnie. Jakoś nie wiedział, co czynić w tej chwili.- do cywilizacji. I w ogóle.
- Miło z twojej strony -
Przysunęła się znowu bliżej niego - Cywilizacja i w ogóle, fajna rzecz... bo my tu tak sobie sami na pustkowiu siedzimy... ale zadanie trzeba wykonać, to ważne - Znowu się przysunęła, będąc już obok Raetara. Spojrzała mężczyźnie w oczy - Bo inaczej to wszystko nie ma sensu, no i od naszego powodzenia zależy wiele istnień. A ja sama byłabym cholernie nieszczęśliwa, gdybyśmy zawiedli... chyba nie chcesz, żebym była nieszczęśliwa? - Powoli przechyliła głowę w jego stronę, na początek w kierunku jego ramienia.
-Nie chcę byś była nieszczęśliwa. I znam swoje powinności.- odparł Samotnik zgodnie z prawdą. Wędrówką z rozpaczającą babą byłaby drogą przez mękę. -Zaprowadzę cię, mniej więcej wiemy gdzie to jest. O ile informacje są prawdziwe.
Nie wiedział co prawda, jak daleko jest cel ich podróży. Ale tym detalem nie zamierzał zadręczać Zinn. Zerknął w jej dekolt przez chwilę i pomyślał że dobrze się by było odsunąć od niej. Z drugiej strony nie miał zamiaru zachowywać się jak jakiś... prawiczek po raz w pierwszy w burdelu. Może te zapewnienia wystarczą, by się uspokoiła?
Zinnaella oparła swój policzek na jego ramieniu, a dłoń Kapłanki spoczęła niespodziewanie na udzie mężczyzny.
- Możemy spać i bez ubrań, nie mam nic przeciw - Szepnęła.
-Doprawdy? A nie boisz się, że okażę się bestią? Ostatnim razem reagowałaś nerwowo.- mruknął Raetar udając, że nie zwraca uwagi na śmiałe poczynania kapłanki. Gdyby był szlachetną osobą nie wykorzystałby okazji, gdyby był łajdakiem już by się na nią rzucił. Idąc jednak krętą ścieżką pomiędzy skrajnościami, Samotnik obserwował i czekał na jej kolejny ruch.
- Doprawdy. Nie boję się - Powiedziała, i wstała, wykonując pół kroczku, i znajdując się tuż przed nim. Tam z kolei, po lekkim trąceniu swym kolanem jego kolana, przybliżyła ku sobie nogi mężczyzny, a następnie usiadła na nim okrakiem, zarzucając ręce na jego kark.
- Czasem jestem ostra, czasem łagodna - Na jej ustach czaił się uśmiech.
-A potem będziesz żałować? Tej chwili szaleństwa?- spytał mag przesuwając dłonią po sukni i wsuwając dłoń pod nią. Delikatnie dotykając jej uda mówił.- Bo to szaleństwo, wiesz?
Szaleństwo, szaleństwem, ale Samotnik eunuchem nie był. I ta sytuacja na niego działała mocno, co zresztą Zinn musiała zauważyć.
- Znasz te wszystkie durne przysłowia prawda?. Lepiej... blabla. A ogólnie, czy ten świat nie jest wystarczająco szalony?. Mmmmmm... - Zamruczała nagle, niczym jakaś kotka, gdy dłoń Raetara znalazła się pod jej sukienką, sunąc po udzie. Wysunęła głowę do przodu, i już bez żadnych zbędnych słów pocałowała mężczyznę namiętnie...

Napalona kotka, jak zdążył stwierdzić całowany mag,muskając ją palcami pomiędzy udami. Pieścił ją delikatnie acz stanowczo, mówiąc przy okazji.-Szaleństwo... to coś co zgłębiłem, już dawno temu.
Druga dłoń ujęła pierś kobiety, delikatnie sprawdzając jej sprężystość. Samotnik był ciekaw. Ile takich zmysłowych doznań wytrzyma. Na ile szaleństwo tych bagien udzieliło jej się.
Kapłanka pod wpływem pieszczot mężczyzny zaczęła się na nim wić, pojękując od czasu do czasu, mocno rozpalona. Na jego ustach składała pocałunki, skubała jego wargę, ujęła twarz w dłonie, wplotła palce w jego włosy, zachowując się coraz bardziej dziko i namiętnie... racząc mężczyznę nawet swym języczkiem. Ogarnęło ją najprawdziwsze pożądanie.
- Pieść mnie - Jęknęła - Pieść mnie, masuj. Weź mnie, tu i teraz!.
-Może najpierw się... rozbierz?-
zasugerował spokojnym tonem Samotnik, choć nie wiedzieć czemu ta sytuacja wzbudzała w nim... ironiczny śmiech. Zdusił jednak to pragnienie całując mocno i namiętnie kapłankę. I łącząc swój język z jej językiem w lubieżnym tańcu. Kapłanka zaś, nie przerywając uniesienia, odpięła swój płaszczyk, który wylądował na ziemi, po czym, odchylając się nieco w tył, i wciąż będąc na Raetarze, zsunęła najpierw jedno ramiączko swojej sukienki, a następnie drugie, wpatrując się mężczyźnie prosto w oczy z lubieżnym uśmiechem, odsłaniając swe kobiece krągłości niemalże przed jego nosem.
Raetar przyglądał się temu z satysfakcją. A gdy skończyła, kusiło go by ją strącić z siebie, wyjść i tak ją zostawić. Nagą i zaskoczoną. Ale... Wiedział, że przez resztę drogi by się dąsała, a nie wiadomo jak długo ta droga by trwała. No i Zinn była piękną kobietą, a Samotnik czuł wzbierającą żądze.
Zaczął więc całować i pieścić, to co odsłoniła. I rozkoszować się miękkością jej ciała.

A potem... było kolejne rozczarowanie.
Zinn może i z wyglądu i kapryśności przypominała Trishę. Ale na tym podobieństwa się kończyły. Kapłanka nie miała ni fantazji, ni pomysłowości ni uroku rashemenki.
Ostatecznie jednak zaspokoił apetyt Zinn na chwile intymności. I liczył, że kolejny raz nie będzie już musiał.
Choć... śpiąca Zinn, rzeczywiście przypominała Trishę. I wywoływała uśmiech na twarzy maga.
Raetar teoretycznie wiedział, gdzie jechać. A z pomocą okruchu Buer uda się ustalić kierunek. Problemem jednak był transport. W przeciwieństwie do Morvina nie posiadał na podorędziu sztuczki, która pozwoliłaby podróżować szybko na duże odległości.

Rankiem pozostawił Zinn na moment samą, pod opieką topora. A sam się oddalił.
Wrócił po kilkunastu minutach, prowadząc za sobą


wojennego rumaka bojowego z pełnym rynsztunkiem. Nie tłumaczył Zinn skąd go wziął.
Mieli przed sobą długą drogę, we wskazanym przez Soll kierunku i nadzieją, że mówiła prawdę. A to był jedyny transport jaki mag mógł załatwić na obecną chwilę.
Jego umysł lustrował okolice, szukając inteligencji wyższej niż zwierzęca. A co jakiś czas wysyłany ptasi zwiadowca przepatrywał okolice przed nimi.
Raetar nie zamierzał się dać zaskoczyć, nikomu i niczemu. Nie było już miejsca na błędy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 04-03-2012 o 16:49.
abishai jest offline