Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2012, 08:13   #105
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gdy wreszcie pragnienie natychmiastowego wyruszenia zostało nieco opanowane, reszta nocy minęła dość spokojnie. A dokładniej - nikt im nie przeszkadzał w dalszym ciągu zawierania bliższej znajomości. Co zaowocowało (przynajmniej w przypadku Tarina) brakiem ochoty do natychmiastowego wstawania, Alistiane bowiem, ponaglana nadchodzącymi od strony Silverymoon informacjami, sama dla odmiany poganiała resztę kompanii. Z trudem zdołali wywalczyć pozwolenie na zjedzenie porządnego śniadania, zaś podczas mniej czy bardziej czułych pożegnań półelfka niemal zgrzytała zębami. Czy do tego stanu ducha przyczynił się również fakt, iż towarzyszki Jamavera obcałowały Tarina równie gorąco, jak i pozostałych? Tego akurat Tarin nie wiedział i, prawdę mówiąc, nie miał zamiaru się dowiadywać. W każdym razie cieszył się, że mimo pospiechu przypomniał sobie o orczym talizmanie. Jamaver stwierdził, autorytatywnie, że jest to talizman ochronny.

- To już niedaleko - powtórzyła po raz kolejny Alistiane, bacznie rozglądając się po okolicy.
No i okazało się, że tym razem ich przewodniczka nie myliła się. Kilka chwil później dotarli do stromego zbocza, w którym czerniało całkiem spore wejście do jaskini.
- Tam mieszka Adwaeswen Rhaymeth - powiedziała tropicielka, pokazując czarny otwór. - To smok - wyjaśniła na użytek tych, co jeszcze się tego nie domyślili, kto może zamieszkiwać grotę. Nie skomentowała ewidentnego braku entuzjazmu. Ale może usiłowała ich uspokoić, informując o tym, że wizyta jest zapowiedziana, a ona ma przy sobie kilka podarków przeznaczonych dla smoka właśnie.
Tarin przez moment zastanawiał się, cóż mogłoby stanowić odpowiedni prezent dla wielkiego jaszczura. Dziewica? Alistiane zdecydowanie nie spełniała takiego warunku. A może ten smok gustował akurat w przedstawicielach płci męskiej? Chyba że półelfka miała mały zapasik szlachetnych kamieni odpowiednich rozmiarów. Plotki głosiły, że smoki łase były na wszelakie świecidełka.
Krzyk tropicielki wyrwał Tarina z rozważań. W głosie z pewnością nie brzmiała radość ze spotkania. Raczej wprost przeciwnie. A powód tego braku radości rzucał się w oczy i do nosa (choć w mniejszym stopniu) również. ich niedoszły sojusznik fajtnął łapami jakiś czas temu i okazało się, że cała ich wyprawa zdała się psu na budę.
Gdy wreszcie Tarin uspokoił nieco rozhisteryzowaną tropicielkę podszedł bliżej do resztek smoka, chcąc przekonać się, kiedy jaszczur zginął i w jaki sposób zginął. Oględziny również zdały się psu na budę. Nie było wiadomo, czy smoka zabiła magia, ostry miecz, inny smok, czy też może padł sam z siebie, albo nażarł się czegoś niezdrowego. Informacja, że Adwaeswen Rhaymeth nie żył od jakiegoś czasu (bynajmniej nie od trzech godzin) również niewiele wnosiła do całości obrazu. Wprowadzała tylko jeszcze więcej zamętu.
- Jeśli ktoś go magicznie powiadomił - stwierdził - to najwyraźniej był to kontakt jednostronny. Raczej nie mieliśmy gwarancji, że nas nie zeżre zanim zdążymy przedstawić mu jakiekolwiek propozycje.
Spojrzał na Alistiane z pewnym wyrzutem. Skoro już ich narażała na takie niebezpieczeństwo, to mogła chociaż uprzedzić. Tylko ciekawe, kto by wtedy z nią poszedł...
- Pójdę się rozejrzeć - powiedział. Skoro już miał przyjemność odwiedzić smocze legowisko i nie zostać przy okazji skonsumowanym, to co szkodziło sprawdzić, jak też sobie pomieszkują smoki. A przynajmniej jak mieszkał ten oto przedstawiciel gatunku. No i pozostawała jeszcze kwestia smoczego skarbu. W to, że smoki sypiają na stosach złota i klejnotów niezbyt wierzył. Raczej by sądził, że istnieje jakiś skarbczyk, bezpieczne miejsce, do którego nie tak łatwo się dostać podczas nieobecności właściciela.
Wybraźnia, dowcipna jak zawsze, nie zważając na to, iż zabójca lub zabójcy smoka z pewnością wynieśli każdy wartościowy przedmiot, podsunęła mu wizję smoczego skarbca.


Nie ta wizja jednak była powodem tego, że Tarin ruszył w głąb jaskini. Na tyle dużej, że jej końca nie rozjaśniało wpadające przez główne wejście światło. Kluczył między skalnymi formacjami w poszukiwaniu... czegokolwiek, zachowując odpowiednią ostrożność i należytą ciszę, gdy po paru minutach usłyszał gdzieś z boku jakiś dziwny zgrzyt. Przygotowany na każdą ewentualność, zwrócił się w stronę dźwięku, gdy...

- Też przyszedłeś szukać zguby? - Usłyszał męski głos. Należał on zaś do dziwnie wyglądającego, szarawoskórego Elfa, który wychylił się zza skały. Nieznajomy był ranny i broczył wyjątkowo czarną posoką...


- Zguby? - spytał Tarin. - Nie. Nie szukam tutaj niczego konkretnego. Chciałem zobaczyć, jak sobie mieszkał Adwaeswen. Potrzebujesz może pomocy? - zmienił temat. - Nie w poszukiwaniach, oczywiście.
Elf wyglądał może i dziwacznie, ale w świetle dziennym, być może, sprawiałby lepsze wrażenie. Z drugiej strony... informacja, czego tu poszukuje może by rzuciła światło na losy smoka.
- Skoro jesteś tu przypadkowo, to lepiej odejdź czym prędzej. Ja zaś pomocy żadnej nie potrzebuję... a o jakich poszukiwaniach mówisz? - Oczy Elfa dziwnie błysnęły w półmroku.
- Twoich poszukiwaniach - odparł Tarin. - Przecież, w przeciwieństwie do mnie, nie wpadłeś tu z towarzyską wizytą. Pomagałeś może tym, co zabili Adwaeswena? - spytał z umiarkowanym zainteresowaniem.
- Dobrze poinformowany jesteś, jak widać, skoro znasz imię owego smoka - Elf oparł się o stalagmit, uważnie obserwując Tarina - A co do twojego pytania, nie, nie pomagałem, jestem tu z całkiem innych powodów. Jakie zaś są twoje?
- Jak wspomniałem, wpadłem tu z wizyta towarzyską - powiedział Tarin. - Może nie do końca. Miałem pewną sprawę do smoka. Ale nieco się spóźniłem. A ciebie co ściągnęło w te strony? - spytał.
- Mieszkam tu niedaleko, i można powiedzieć, że ja też z wizytą.... - Elf uśmiechnął się kpiąco - Sprawa do smoka? Nietypowa rzecz, z reguły niemal wszyscy ich unikają.
- Jak widać, nie jestem ‘wszyscy’ - odparł tarin z równą kpiną w głosie. - Ale sam powiedziałeś, że twoja wizyta ma na celu co innego, niż spotkanie ze smokiem, w dowolnym charakterze - rozmówcy bądź przekąski.
- W porządku... zmieniając nieco temat rozmowy... - Nieznajomy uniósł dłoń, pokazując gdzieś za Maga, przez co przy okazji jęknął. Najwyraźniej był ranny w bok - Więc ty i twoje towarzystwo przybyliście z nietypową sprawą do smoka... a smoka nie ma, czy też może raczej już nie ma? Byłbym więc nad wyraz wdzięczny, jeśli poszlibyście sobie w jasną cholerę, biorąc pod uwagę fakt, iż ja tu byłem pierwszy....
- Pokażesz prawo własności i już nas tu nie ma - powiedział Tarin. - Ale nie po to wlekliśmy się taki kawał, by sobie od razu iść. Będziesz musiał się przez jakiś czas pogodzić z naszą obecnością. A potem sobie pójdziemy - dodał.
- Prawo własności - Wycedził przez zęby Elf, po czym naprawdę dziwnie zawarczał, tak jakby zwierzęco...
- Na tych terenach nie wypędza się nikogo, ot, tak sobie - odparł Tarin. - Prawo gościnności, czy jakoś tam. Wszak to nie cywilizacja, tu panują porządne obyczaje.
- Tu panują inne obyczaje... dobre - Nieznajomy uczynił nagle krok w stronę Tarina -Tu panują bowiem moje zwyczaje. A skoro już napomknęłeś o prawie właśności... - Jego oczy zapłonęły ponownie dziwnym, nieustającym już blaskiem.
Tarin cofnął się o krok. Między jego dłońmi zapełgały ogniki tworzonego zaklęcia.
- Już od kogoś oberwałeś - powiedział. - Kim był? Zaczepiasz każdego, kto stanie na twojej drodze?
Ciekaw był, kiedy ich dość głośna rozmowa ściągnie pozostałych członków drużyny. Może wtedy ów nierozsądny elf ochłonie?
- Każdego, kto wtargnie do mego domostwa! - Ryknął Elf i... uległ “poważnej” transformacji, rosnąc i rosnąc, i przemieniając się w ledwie chwilę w wielgachnego smoka tuż przed Tarinem!


Chwila jednak wystarczyła, by Tarin zdążył się schować za najbliższym stalagmitem. W zasadzie nawet nie miał nic przeciwko małej wojence ze smokiem, którego zdolności manewrowania były na tym terenie bardzo ograniczone, ale... a nuż by się okazało, że to właśnie z nim mieli przeprowadzać negocjacje. Po serii działań wojennych rozmowy mogłyby być trudne... Może tamten truposz był intruzem, a to jest gospodarz? Szkoda, że Alistiane nie opisała wcześniej Adwaeswena.
- Mamy gościa! - krzyknął w stronę towarzyszy podróży. - Wielkiego smoka! - dodał, a gad jakby na potwierdzenie owych nowin ryknął, aż Tarinowi zadzwoniło w uszach. Uczynił sus w przód, po czym machnął łapą w stronę mężczyzny, i zamienił w drobnicę stalagmit za którym chował się Mag, trafiając go przy okazji boleśnie kawałkami skał...
- Zostaw go! - Rozległ się nagle krzyk, i pojawiła się pędząca Tropicielka, w biegu strzelając do smoka z łuku. Niestety, strzała jedynie odbiła się bez szkody od smoczej skóry, niczym od jakiegoś solidnego muru.
Ten gest oznaczał jedno - ewidentne wypowiedzenie wojny. A okrzyk półelfki skierowany był akurat nie do Tarina.
- Peluru ajaib!
W stronę smoka pomknęły magiczne pociski. Zapewne na wielkiego smoka nie było to zbyt wiele, ale od czegoś trzeba było zacząć. A potem należało się schować za następny stalagmit.
- Mam nadzieję, że to nie z nim mieliśmy rozmawiać - rzucił w stronę półelfki, jego słowa utonęły jednak w kolejnym ryku gada, który nagle dmuchnął w stronę Tarina dziwaczną chmurą wychodzącą prosto z jego paszczy. “Magiczne pociski” odbiły się od smoka z kolei podobnie jak wcześniej pocisk Alistiane. Mężczyźnie zakręciło się nagle w głowie, świat zawirował, a następnie nastała ciemność...
 
Kerm jest offline