Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2012, 12:22   #1
Ebon Hawk
 
Ebon Hawk's Avatar
 
Reputacja: 1 Ebon Hawk nie jest za bardzo znanyEbon Hawk nie jest za bardzo znanyEbon Hawk nie jest za bardzo znany
[Autorski/fantasy] Królobójca





Las Haegenów zawsze był urodzajny w grzyby, jagody, maliny , a o każdej porze roku można było upolować daniela dla jego mięsa albo słynnego srebrnego wilka dla jego futra. Drwale zawsze mogli też zarobić trochę grosza na wycince niezwykle żadkiego i drogocennego gatuku dęba, z którego w Powyss robiono słynne Karawelle. Dziś jednak rośliny dostały nowy nawóz, daniele spokój na krótki czas od drapieżników, a wilki dodatkowe źródło pożywienia na conajmniej kilka dni. Drwale też nie będą mieli na co narzekać sprzedając to co uda się im wyrwać ze sztywnych rąk. Las tego dnia był areną wielkiej bitwy, chaotycznej bitwy, bitwy której największy wódz nie mógłby nawet objąć swoim geniuszem. Latem rozłożyste korony wiekowych drzew nie przepuszczają nawet jednego promyka słońca, więc nic dziwnego że można się zgubić, a w dodatku gdy dwie, wielkie armie się w takim miejscu spotkają bogowie tylko bogowie wojny się cieszyć widowiskiem mogą.
Król Gravon, władca Maven, twórca potęgi swojej dynastii. Właśnie on ośmielił się jeszcze jako książę zbuntować przeciwko cesarzowi i zarazem swojemu suzerenowi Jorbenowi III zwanemu Krótkonogim i bił się już prawie 22 lata o panowanie w Cesarstwie z nim i z jego dwoma następcami, Geaavenem i Jorbenem IV, Pochopnym. Powiadają że drugiej takiej wojny w historii nie było. Nigdy nikt tak jak Gravon nie pożądał władzy. Sam mówił że Dynastia z Zachodu już od prawie samego początku prowadziła cesarstwo ku zgubie, a on chciał tylko doprowadzić do dobrobytu i pokoju przede wszystkim. Jeśli ktoś miał inną niż on wizję pokoju wieszano lub ćwiartowano, jeśli istniały podejrzenia, że wioska w jakikolwiek sposób współpracuje z cesarskimi, palono. Żądy strachu i terroru przez całą wojnę trwały, umysły ludzkie zostały wypaczone. Mówiono że na terenie całego Cesarstwa ostało się jedynie trzech uczciwych ludzi. Jeden siedział w królewskim lochu, drugiemu miesiąc temu wydłubano oczy, a trzeci był już tłusty i stary. Szaleństwo samozwańczego króla Gravona już od prawie roku ścigało niedobitki wojsk cesarza Jorbena IV i to ono doprowadziło do bitwy w tym lesie. Mógł przecież spokojnie podpalić las i wypłoszyć wroga ale zaślepienie i żądza mordu mu na to nie pozwoliło i tak już od prawie pięciu godzin odgłosy walk co chwilę wybuchały to tu, to tam, chociaż teraz z mniejszą częstotliwością.
Gravon znany z tego że często mimo błagań swoich doradców ruszał do boju wraz ze swym najwierniejszym rycerzem u boku. Podobno ów rycerz bez wachania wypełniał każdy nawet najbardziej bzdurny i szalony rozkaz swojego pana. On właśnie był wykonawcą królewskich wyroków i dzięki temu został znienawidzony i pogardzany przez wszystkich, nawet wiernych wasali korony Maeven. Tak było i teraz. Obaj w pięknych zbrojach i ze zdobionymi mieczami błąkali się samotnie od czasu do czasu napotykając tylko dogorywających wojaków obu stron. W końcu dotarli do niewielkiej polanki i aż musieli przysłonić oczy, gdyż przez małą przerwę między liściami i gałęziami zajrzało do nich światło dzienne i jaką niespodziankę im w tej chwili zgotowało! Wśród trupów rycerzy i zwykłych żołdaków znaleźli cesarza Jorbena, który stał przyszpilony włócznią do drzewa. Żył ale nie mógł się ruszyć i nie miał na tyle siły aby się uwolnić. Widać było że każdy ruch sprawia mu niewyobrażalny wręcz ból. Gravon i jego przyboczny zsiedli z koni. Król podarował mu lejce i wyciągając z pochwy miecz zaczął zmierzać w stronę wroga. Cesarz z wysiłkiem podniósł ramię by spróbować się bronić mieczem, który nadal tkwił w jego dłoni lecz Gravon bez trudu go wytrącił.
-Proszę, zrób to szybko- zaczął błagać cesarz jednak jego oprawca nie miał takiego zamiaru. Chwycił za dłonie swojego wroga i zaczął go powoli ciągnąć w stronę końca trzonka włóczni, zaś las zapełnił potępieńczy krzyk pełen okropnego bólu. Gravon jednak zakończył to gdy tylko drzewiec schował się w ciele i jednym ruchem miecza złamał tą część od strony drzewa. Drzewiec włóczni raz po raz ranił wnętrzności cesarza, gdy jego kat co chwila ruszał i kręcił jego wystającą częścią. W końcu ofiara przestała krzyczeć, jeszcze żyła ale ile człowiek może mieć sił? Tego już się skończyły i niemym bólem przyjmował już te tortury. Zobojętnienie zdenerwowało króla i szybkim ruchem wyrwał drzewiec. Z rany pociekła strużka krwi, po chwili rozlewając się promieniu prawie metra od ciała. Ostatni cesarz Dynastii Zachodniej nie żył. Przyboczny króla przyglądał się tak samo zobojętniale całej kaźni, jak cesarz patrzył się w jego oczy w jego ostatnich chwilach. Widział jego ulgę, w momencie gdy twarz w jednej chwili tak bardzo zbladła.
-Teraz jedziemy do jego stolicy po koronę- powiedział Gravon powoli podchodząc do swojego rycerza- Nikt mi teraz nie przeszkodzi! Sługusy słabeusza zostały dzisiaj zniszczone, a jeśli ktoś mi się sprzeciwi, wtedy spale go żywcem, jego i jego parszywy dom z całą rodziną!- odebrał mu swoje lejce i z jeszcze większym szaleństwem w oczach niż zwykle rzekł- Potem zajmę cały świat, a ty zawsze będziesz przy mnie.
W chwili gdy wypowiedział ostatnie słowo płomienie w oczach zgasły, twarz zbladła, a usta z szalonego uśmiechu zmieniły swój wyraz na zdziwienie, niedowierzanie. Popatrzył w dół i stwierdził:
-Niemożliwe- po czym padł do stóp swojego najdzielniejszego z dzielnych i najwierniejszego z wiernych rycerza. Ten wsiadł na konia i odjechał w znanym tylko dla siebie kierunku bez słowa. Tyran teraz leżał wśród trópów i o tym co tu się stało mógł opowiedzieć jedynie stylizowany sztylet wbity w jego żołądek.







~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ ~~~~


[Media]http://www.youtube.com/watch?v=f8Xx-kL0rcw[/Media]


Po śmierci tyrana i prawowitego cesarza na terenach całego cesarstwa i sąsiednich domenach zawrzało. Z brutalnej walki między Dynastią zachodnią a Gravonem o koronę cesarską, te rozległe ziemie pogrążyły się w nowej wojnie domowej. Maven miało następce tronu ale tylko kilku władców podbitych ziem złożyło przysięgę wierności pięciolatkowi, w samymym królestwie zaś możni walczyli między sobą o to kto się stanie regentem małego króla i obejmie faktyczną władze w królestwie. Tymczasem o władze w Cesarstwie upomniał się siostrzeniec Jorbena IV, Hugon de Brulies z księstwa Avion, który oficjalnie ogłosił włączenie swojej domeny do Cesarstwa i po wybraniu przez książąt podczas słynnej elekcji, w której zastraszył osłabionych ciągłymi wojnami władców, na nowego cesarza Inkorporował ich ziemie, tak jak całego Cesarstwa, dodając swoje barwy w lewej dolnej części ttarczy herbowej.







Nie wszyscy się jednak zgodzili na ten zabieg i postanowili walczyć z nowym uzurpatorem tworząc kilka małych, wzajemnie zwalczających się sojuszy. Największą opozycją okazało się jednak jedno z nielicznych pozostałych królestw na terenie cesarstwa, a raczej jego magnaci. Rządzący Maven panowie nie chcieli by ktoś odebrał im władzę, którą dał im Gravon i kilka lat po koronacji Hugona zrobili swoją własną elekcję i razem oraz przy pomocy kilku książąt z pozostałych krain, na cesarza wybrali Syn Gravona, teraz jedynastolenego Karola, czyniąc go tym samym antycesarzem. Młody Karol miał być marionetką w rękach swoich opiekunów, jednak tak się nie stało. Szybko dorósł emocjonalnie i już w wieku szesnastu lat zaczął się krwawo rozprawiać z osobami, które sprzeciwiały się centralizacji władzy w jego rękach. Już dwa lata później już nikt nie ważył się publicznie sprzeciwiać władzy antycesarza, co wiązało się z konfiskatą ich majątku i dóbr świątyń wszystkich kultów na terenie Korony. Zdobyte w ten sposób pieniądze przeznaczał zbrojenia armii poborowych i wynajmowanie zaciężnych, których były w tym czasie ogromne ilości. W końcu, gdy młody cesarz Karol I z Meven miał 21 lat, mógł ruszyć by jak to mówił, zjednoczyć spuściznę swojego ojca. Kto nie chciał ugiąć karku przed samozwańcem dobrowolnie, uginał go pod mieczem najemników z całego kontynentu. Znów powtórzyły się rzezie w imię dwóch cesarzy, którzy ścigali się o to kto zdobęcie więcej ziem i silniejszych sojuszników przed generalną konfrontacją. Armie Karola stanęły jednak przed jak na razie największym wyzwaniem w tym wyścigu. Znajdujące się na południu cesarstwa ziemie zamieszkane były przez ludzi znacznie różniących się kulturalnie od reszty Cesarstwa. Byli to głównie chłopi, pasterze i drwale zamieszkujący teren składający z wysokich gór, zielonych dolin i gęstych lasów na obrzeżach. Ich hrabstwa nazywane były kantonami i od zawsze byli wyzyskiwani przez cesarskich urzędników, jednak podczas podbojów Gravena było jeszcze gorzej. Cesarz Jorben IV Pochopny nałożył w tym regionie takie podatki wojenne, jakich najstarsi ludzie nie pamiętali, zaś po zdobyciu ziem przez Maveńczyków ich król postanowił ukarać tutejszych za pomoc udzieloną cesarzowi. Po śmierci obu tyranów chłopi podnieśli bunt i przepędzili ze swoich ziem urzędniików i żołnierzy Maven i postanowili, że od tej pory każdy obcy wchodzący na ich ziemie z mieczem, już nigdy ich nie opuści żywy. W celu tym kantony zawarły sojusz. Od lat krążyły opowieści o tym jak przedstawiciele trzech kantonów założycielskich, Shwytz, Lucerna i Shteihnal spotkali się razem na szycie Góry Braci i podpisali pakt, w którym była mowa o wzajemnej obronie przed najeźdźcami i wiecznej przyjaźni. Pod tym traktatem podpisało się później osiem innych kantonów, a w ostatnich miesiącah przed inwazją Meven jeszcze dwa. Sojusz nazwano Konfederacją Kantonów i miał nieść przykład i przesłanie dla całego świata.







W czasie gdy cesarski marszałek prowadził podbój wschodnich kantonów Ulm i Gryshweinz, cesarz Karol osobiście prowadził rokowania w południowym księstwie Urbano, z regionu który zasłużył sobie na miano wylęgarni najemników. Z rozmów wynikło, że książe zgodzi się ,,wypożeczenie'' części swoich oddziałów na trzy lata pod warunkiem, że cesarz sam opłaci ich utrzymanie, a piąta część łupów z kantonów wróci wraz z pozostałymi condotieri po skończeniu umowy. Dodatkowym warunkiem było to, że jeśli księstwo zostanie zaatakowane, najemnicy mają wrócić do domu.

-Panie, to zaiste wielki sukces dyplomatyczny- gratulował podstarzały jegomość dla cesarza Karola, wysokiego blondyna, o błękitnych oczach i jasnej, krótkiej brodzie. Ubrany był w proste szaty i raczej można było powiedzieć, że to jakiś trochę bogatszy szlachcic, a nie człowiek o tak wielkiej pozycji. Sam ubierał się prosto, uwielbiał ten prosty żołnierski tryb życia. Nie raz prowadził osobiście swoje oddziały do boju, a zarazem był całkiem dobrym dyplomatą. Uważał się za szanowaną przez wszystkich osobę, jednak to nie szacunek zapewniał mu sukcesy na polu walki i dyplomacji, lecz strach. Strach przed sławą ojca i strach przed synem swego ojca. Z dnia na dzień stawał się jeszcze gorszy niż on, w końcu nawet Graven nie kazał ograbiać swoich sojuszników i świątyń.
-W ciągu następnego miesiąca w stronę buntowników wyruszy 5000 nowych, urbańskich najemników- ciągnął dalej przez wszystkich znany lizus, książę Magnus Arn z Jowen. Jako pierwszy gdy cesarz wezwał do boju swoich wasali wystawił w pełni przygotowane oddziały, jednak Karol jego jak i innych trzymał na dystans. Zbyt dobrze pamiętał co stało z jego ojcem, zadźganym jak świniak przez Najwierniejszego Z Wiernych. Taki właśnie tytuł król Graven nadał swojemu przybocznemy, Manfredowi z Gvoin. Teraz cesarz był mądrzejszy niż jego ojciec, ufał tylko sobie.
Do pokoju w pałacu księcia Urbano, który oddał najlepsze komnaty na użytek dla cesarza i jego sług wszedł wartownik.
-Ludzie księcia donoszą że pod bramą pałacu stoi człowiek, który mówi że jest waszym agentem, panie.
-Jak się nazywa?
-Nie wiem, tego nie powiedzieli.
-Niech czterech ludzi go przyprowadzi!
Po kilkunastu minutach przed cesarzem stanął dość niepozorny, pospolicie wyglądający człowiek. Mimo swej zwyczajności pilnowało go czterech ludzi, w każdej chwili gotowych posiekać go za jeden, mały, niepotrzebny ruch. Rozejrzał się zaniepokojony dookoła. Myślał że skoro się znajdzie przed obliczem swojego władcy, siepacze sobie pójdą, jednak oni stali tylko i patrzyli.
-Mów!- rozkazał cesarz.
-Ehm- na samym początku odchrząknął, po czym zaczął się dzielić swoimi informacjami-Już od dwóch lat działałem w południowo-wschodnich kantonach i dowiadywałem się rzeczy, które mogłyby ci pomóc w ich wyzwoleniu, panie. Jednak ostatnio posiadłem chyba niezwykle ważną informacje, która zaciekawi osobiście cesarski majestat- przerwał specjalnie w tym miejscu, aby zaciekawić słuchacza.
-Skoro tak twierdzisz, to wykrztuś to z siebie!
-Otóż w Nimivalden w kantonie Shafur spotkałem człowieka, który chwalił się swoim nowym mieczem, mieczem o ostrzu falistym i rzeźbioną główką węża na rękojeści.
Cesarz po chwili zsiniał na twarzy, potem siadł koło dębowego biurka. Popatrzył na nie i uświadomił sobie że drzewo, z którego zostało wykonane może pochodzić tylko z jednego lasu, Lasu Haegenów, gdzie przed laty jego ojciec zadźgany został przez swojego wiernego rycerza z jadowitym wężem w herbie.
-Do... dobrze się spisałeś sługo- ledwie zdołał z siebie wykrztusić- Kogo mamy najbliżej?
-Marszałem Heigh walczy z sąsiednimi kantonami, jednak to miasto nie leży w kierunku natarcia i nie ma dużego znaczenia dla kampanii, posyłanie tam całej armii nie byłoby zbyt mądrym posunięciem- prawie że jednym tchem wykrztusił z siebie szpieg.
-Panie, ten głupiec ciebie chce zwieść dla twoich pieniędzy!- zaczął wyjaśniać książę Magnus- Jeśli nawet nie, to pewnie morderca już nie żyje, jeśli jet niaczej to jest już prawie sześdziesięcioletnim starcem i nic nie może zrobić...
-Won!- krzyknął nagle na niego cesarz i poczekał aż wyjdzie posłusznie z pomieszczenia.
-Zbyt dobrze wiem co by się stało ze mną, gdybym zełgał- powiedział informator.
-Co więc proponujesz szpiegu?
-Niech marszałek Heigh pośle oddział, który ruszy do Shafur i zabije starucha....
-Nie. Musi być dostarczony żywy do mojego zamku w Meven.
-Tak, racja panie. Mogę służyć za przewodnik dla oddziału.
-Dobrze ale musi z wami pójść doradca frontowy.
 

Ostatnio edytowane przez Ebon Hawk : 11-03-2012 o 01:13.
Ebon Hawk jest offline