Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2012, 13:03   #8
Fenris
 
Fenris's Avatar
 
Reputacja: 1 Fenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skał
Kiedy pierwsze promienie słońca dostały się przez okiennice do skąpanego w półmroku pokoju, w tawernie Heskela, Morn właśnie otwierał oczy, przeciągając się szeroko. Charakterystyczny zapach skwaśniałego piwa, zmieszanego z wonią wymiotów i niemytego ciała unosił się w całym pomieszczeniu, dlatego też swoje pierwsze kroki tego dnia, skierował prosto do okna. Skrzywił się kiedy gwar ulicy zaatakował jego obolałe po wczorajszym piciu zmysły. Kilkanaście minut później, gdy schodził do współnej sali, ogolony i umyty w wodzie różanej, nie przypominał już menela.

Był młodym chłopakiem, ledwo przekroczył 20 wiosen, zdecydowanie przystojnym, o łobuzerskiej urodzie, z krótko przystrzyżonymi czarnymi włosami, teraz odrobinę zmierzwionymi. W głębokich oczach, koloru szarego, dało zauważyć się błysk inteligencji, a przez jedno z nich przechodziła sporych rozmiarów blizna, pamiątka po burzliwych czasach młodości. Był dobrze zbudowany, choć trochę wychudzony. Ubrany w dobrej jakości jedwabną kamizelkę narzuconą na koszulę, wpuszczoną w spodnie, obie w kolorach granatu i szarości. Na piersi nosił srebrny naszyjnik z symbolem Tyra, a na jednym z palców, błyszczał pierścień, oczywiście srebrny, ozdobiony oszlifowanym kamieniem szlachetnym. Skórzane spodnie ozdobione były nabijanym ćwiekami pasem ze srebrną sprzączką, a na nogach nosił wysokie buty zgodne z obecną modą. U pasa nosił, krótki miecz o zdobionej srebrem rękojeści. Swym ubiorem bardziej przypominał kupca, jednak wprawne oko dostrzegłoby sieć drobnych blizn na dłoniach, charakterystycznych dla ludzi, którzy nie stronią od walki.

Gdy tylko zszedł na dół, zasiadł na swoim ulubionym miejscu w kącie knajpy, skąd miał dobry widok na całe pomieszczenie, teraz prawie puste, za wyjątkiem kilku przyjezdnych i ich ochraniarzy. Skinął głową szynkarzowi, by po chwili zajadać pożywne śniadanie, popijając je cienkim piwem, które tu serwowano.

Był w mieście od miesiąca. Sprawy delikatnej natury zmusiły go do opuszczenia miejsca swojego urodzenia i szukania szczęścia gdzie indziej, a Telflamm wydawało się być miastem pełnym możliwości, dla kogoś z jego umiejętnościami i ambicjami. Dzięki szczęściu zdołał już z resztą nawiązać pierwsze, jakże interesujące, znajomości, które z czasem miały pomóc mu osiągnąć odpowiednia pozycję. Jednak, podobnie jak wielu innych, poszukujących fortuny, cierpiał chwilowo na brak gotówki. Miał całą masę pomysłów, które mógłby zreazlizować, niestety, wymagały one zarówno czasu jak i pieniędzy, więc, na tą chwilę, pomysły rozwijały się jedynie w jego głowie. Po pierwsze potrzebował informacji. O zasadach panujących w mieście zdążył się dowiedzieć od swego znajomego, Estviga, który w mieście był już postacią znaną. Morn do tej pory dziękował bogom, za to, że udało mu się ocalić mu życie, zyskał dzięki temu potężnego sojusznika. Okazywało się, że w Telflamm na szczycie "łańcucha pokarmowego" znajdowała się organizacja Mistrzów Cienia, ponoć nawet burmistrz był ich marionetką, choć były to tylko plotki. Ich pozycję chciała jednak przejąć inna organizacja, wywodząca się z miasta Shou, o której trudno było dowiedzieć się czegokolwiek. Sami siebie nazywali ponoć: "Dziewięć złotych mieczy" i była to banda wyjątkowych skurwysynów. W przeciwieństwie do Mistrzów cienia, ci nie bawili się w subtelności, podobno też zbierali siły aby przejąć wpływy w bardziej otwartej wojnie. To wszystko były interesujące informacje, jednak Morn nie chciał na razie mieszać się w sprawy "wielkich".

Ostatnie dni spędził na zwiedzaniu miasta i szukaniu okazji. W dzielnicy portowej obserwował wyładunek najróżniejszych towarów, w większości chronionych przez ludzi ze straży. Między przystaniami krążyli urzędnicy w towarzystwie strażników, mieli za zadanie spisywać wyładowane towary i nakładać odpowiednie podatki. Morn umiałby wykorzystać informacje tam zawarte, jednak jego wprawne oko dostrzegło, że próba wykradnięcia dokumentów, czy samych pieniędzy, z budynku zarządcy portu, była zbyt ryzykowna. W tawernie, w której mieszkał również nie zatrzymał się nikt, na kim mógł zarobić na kolejny tydzień życia. Podsłuchał też rozmowę kupców, o tajemniczej delegacji kupieckiej, która pojawiła się w mieście, jednak i to na niewiele mu się przydawało. Jedyne co mu pozostawało, to pozostawienie informacji sygnowanych swoim imieniem, w Telfammskich karczmach, jakoby był człowiekiem odpowiednim do rozwiązywania wszelkiej maści problemów, nie spodziewał się jednak zrobić w ten sposób zawrotnej kariery, były to tylko doraźne czynności, mające zapewnić mu środki do życia.

Gdy przed południem wrócił do tawerny, karczmarz przywołał go gestem i tak rzekł:

- Mój panie, pewien niezwykle osobliwy człowiek odwiedził dziś mój przybytek, niepomny jestem kim był ów jegomość, wiadomość jednak chciał przekazać, do rąk własnych wielmożnemu panu - tu karczmarz skłonił się w parodii dworskiego ukłonu. - Co też niniejszym czynię. - To powiedziawszy przesunął w stronę bystrookiego młodzieńca zalakowany list.

- Dziękuję Mika - Morn od dłuższego czasu był stałym bywalcem w tawernie, więc znał imię jej właściciela. - Rozumiem, ża nadal mogę liczyć na twoją dyskrecję? - Zapytał retorycznie z lekko uniesiona brwią, wiedział, że karczmarz dba o to aby jego goście byli zadowoleni, niezależnie od ich potrzeb. - To za fatygę. - przesunął w stronę karczmarza srebrnika. - Czy działo się dziś coś ciekawego? - Zapytał jakby od niechcenia. Pytanie stało się jego codziennym rytuałem, gdyż karczmarz z chęcią dzielił się plotkami i spostrzeżeniami, szczególnie jeśli były wynagradzane.

- Nic godnego uwagi, panie. - Odpowiedział Mika. - Zapewniam, że jeśli wydarzy się coś nietypowego, będzie pan pierwszym, który sie o tym dowie.

Człowiek z blizną tylko uśmiechnął się i skninął głową w podziękowaniu, po czym ruszył w stronę swojego pokoju. Dopiero kiedy zaryglował drzwi od wewnątrz i zablokował drzwi krzesłem, rozsiadł się wygodnie przy stoliku i w świetle kaganka odczytał list, którym okazało się zaproszenie na spotkanie tajemniczej ligi, w samo południe. Samo zaproszenie niewiele mówiło, sugerowało jednak możliwość sporego zarobku, postanowił więc spróbować szczęścia. Dotarł na miejsce na trochę przed rozpoczęciem spotkania. Obserwował wejście do "cichego kącika", widział jak do karczmy wchodzi około dziesiciu osób, o prawie pełnym przekroju ras i profesji, udało mu się nawet rozpoznać dwie znajome twarze i to właśnie przekonało go ostatecznie do wejścia do środka. Miejsce spotkania urządzono w piwnicy, gdzie w półmroku siedzieli już zaproszeni. Gospodarzami okazali się być magowie, podstarzali już, wyglądający bardziej na emerytów niż na poszukiwaczy przygód, jednak to mogło być mylne wrażenie. Morn usiadł na miejscu najbliżej wyjścia, oparł się wygodnie i bez słowa czekał na rozwój wydarzeń.
 

Ostatnio edytowane przez Fenris : 09-03-2012 o 13:42.
Fenris jest offline