Wątek: Cena Życia III
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2012, 15:48   #112
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Czwartek, 27 październik 2016. 17:59 czasu lokalnego
Chelan, Route 97, Stan Waszyngton.





MONTROSE, THOMSON, JORGENSTEN, GREEN

Ciemność zdawała się jeszcze mroczniejsza, gdy śmigłowiec zawisł nad mostem, gasząc wszelkie światła. Był czarną plamą na czarnym niebie, tylko od pleców oświetlany złowieszczą łuną pożaru. Niewidoczne wirniki przecinały powietrze, ich odgłos był wszystkim, co mogli słyszeć, zbliżając się do mostu i klucząc pomiędzy porzuconymi tu w całkowitym bezwładzie samochodami. Ryzykowali, podążając na śmierć, której należałoby się w takiej sytuacji spodziewać. Być może tylko dawali czas innym, ale kimże byli ci inni? Dzieci i kobieta, pozostawieni sami sobie i tak zapewne nie mieli szans.
Tylko czy ktoś tu kalkulował?
W końcu tu niedaleko, tuż przed nimi, z helikoptera wyrzucano już liny, na których zjeżdżali czarni mordercy, których należało zlikwidować zanim oni zrobią to samo, tylko z nimi samymi.
To ciekawe, że nikt nawet nie pomyślał o negocjacjach. Nawet ekspertka w tej dziedzinie, jakby się wydawało, dr Patton. Nawet uważający się za eksperta Green, który tylko patrzył, jak najpierw samochód opuszcza Swen, a niedługo potem - Goran, klnący głośno i nie do końca pewnie trzymający załadowany nowymi pociskami granatnik.
Nawet Montrose, zwyczajna wydawałoby się kobieta, która wolała ściskać rękojeść pistoletu niż przemówić im do rozsądku.
Nikt już nie wierzył w coś takiego, jak rozsądek. Wystarczyły trzy dni, aby świat wywrócił się do góry nogami, aby ludzie stracili wszystkie pewne punkty oparcia dla stóp.

Swen ruszył pierwszy, więc także jako pierwszy znalazł się w pobliżu wozu pancernego. Ciemność nie pozwalała dostrzegać szczegółów, nie mógł też podejść do niego bezpośrednio, w jego bok bowiem wbiło się osobowe auto, którego przód był całkiem niemal rozgnieciony. Za kierownicą wciąż siedział kierowca, na szczęście ciemność ukrywała krew. Helikopter znajdował się już tylko z pięćdziesiąt metrów od niego, ale jego sylwetka i tak była dobrze ukryta na pozbawionym słońca niebie. Deszcz również nie pomagał. Działało to jednakże w obie strony, bo nic nie wskazywało na to, że przeciwnicy ich zauważyli. Goran zatrzymał się nieco dalej, wybierając dobre pole do ostrzału. Tylko z granatnika miał tak na dobrą sprawę szansę cokolwiek trafić. Thomson, klnąc w duchu na ranę i potykając się o jakieś leżące między samochodami ciało, także zajął pozycję. Tylko Montrose szybko doszła do wniosku, że jej zachowanie mogło być nie do końca przemyślane. Nie dlatego, że sobie nie radziła. Krótka broń była zdecydowanie za słaba na te warunki.
Widzieli postaci, które pojawiły się na linach, będąc tylko małymi, czarniejszymi plamami na wielkiej plamie ciemności. Beretta była za słaba, aby celnie trafić z tej odległości.

Czasy pokoju skończyły się.
Teraz zwykle najpierw strzelano, jeśli tylko miało się przeczucie, że ci z drugiej strony mogą zrobić to samo.
W tej akurat chwili zaczął Jorgensten.

Wycelował, naciskając spust. A potem zaklął, bo pocisk poleciał dalej i wybuchnął, uderzając o filar mostu. Walka się jednakże zaczęła już bez możliwości odwołania. Mężczyźni na linach wyraźnie przyspieszyli swoje ruchy. Czterech było już na ziemi, gdy Thomason i Goran postanowili dołączyć, otwierając ogień. Granat wystrzelony z jego granatnika trafił w asfalt zdecydowanie za blisko, ale ogień, który nagle się tam pojawił razem z błyskiem, oślepił na chwilę obie strony. Przynajmniej jeden pocisk detektywa trafił, David był tego pewien. Jeden z przeciwników upadł, pozostali rzucili się na ziemię, padając plackiem i czołgając się w poszukiwaniu jakiejkolwiek osłony. Dwóch ostatnich zjechało z helikoptera i ten zaczął zmieniać swoją pozycję.
Jorgensten już jednakże zdążył załadować drugi granat. I tym razem nie chybił. Pocisk uderzył w bok maszyny, natychmiast wprawiając ją w ruch wirowy i kierując w dół. Pilot nie miał szans nad nią zapanować, gdy spadała dokładnie pomiędzy walczących.
Ludzie z mostu odpowiedzieli zaś ogniem. Zrobili to bez żadnych odgłosów i ognia buchającego z luf. Odpowiedzieli celnie i kąśliwie. Bez żadnego ostrzeżenia, choć przecież spodziewali się tego. Swen dostał, choć zrykoszetowana kula przeszła po hełmie bez szkody. Thomson jęknął, gdy coś otarło się boleśnie o jego policzek, a dwie kule, jedna po drugiej, utkwiły w jego piersi, przewracając go na plecy. Ból na chwilę go sparaliżował, ale krew się nie pojawiła. Kevlar wytrzymał, żebra niekoniecznie. Za to niewielka stróżka ściekała po jego twarzy. Montrose wystrzeliła kilka razy, Goran także, zalewając most ogniem i przy okazji pozwalając zobaczyć cokolwiek. Przeciwnicy leżąc na asfalcie byli bowiem całkowicie niewidoczni.

A potem w asfalt huknął ze sporym impetem helikopter, sunąc po nim przez chwilę, sypiąc na boki iskrami i zatrzymując na chwilę strzelaninę.

Boven ruszyła z piskiem opon, wbijając się w przerwy pomiędzy innymi wozami i z rykiem silnika i zgrzytem blachy przeciskając się w pobliże strzelaniny. Ze dwie czy trzy kule przeszły po karoserii, ale wojskowy samochód był na to niewrażliwy. O stan karoserii się nie martwiła i udało się jej dostać całkiem blisko walczącej czwórki. Helikopter na środku mostu palił się, wspomagany jeszcze pozostałościami po granatach zapalających wystrzelonych przez Gorana. Wybuch paliwa wydawał się kwestią czasu. Ludzie, którzy z niego wcześniej wyskakiwali, musieli cofnąć się dalej na most. Nie było ich widać, nikt też obecnie nie strzelał. Z kabiny śmigłowa z trudem wyszedł pilot, upadając praktycznie bezwładnie na asfalt i czołgając się w kierunku wozu pancernego, najbliższej osłony, oddalonej ledwie o piętnaście metrów od niego.

Green się nie ruszył. Atak przyszedł zupełnie nagle, żyły zapulsowały, wybuchając takim bólem, że zmuszony był wrzasnąć, nie mogąc w żaden sposób tego powstrzymać. Niemal widział, jak coś porusza się pod jego skórą. Coś kompletnie nie naturalnego. Najwyraźniej co co w sobie nosił wcale nie zamierzało go zamienić w żywego trupa. Tylko w coś znacznie gorszego. Mocno ścisnął kierownicę, nawet nie podejrzewając się o taką siłę. Coś głośno trzasnęło, kiedy najwyraźniej złamał jakąś jej część, być może unieruchamiając tym samym cały samochód, co było obecnie najmniejszym jego problemem.
Wirus przyszedł po niego. Wciąż był w stanie kontrolować swoje ciało, ale z wielkim bólem. Przerażona Patton wycofała się z samochodu. Czy to był już koniec? Z drugiej strony tuż przed nim stał pickup pełen czegoś, co Boven określała jako szczepionkę.
 
Sekal jest offline