Imrak był niemłodym już krasnoludem. Wzrostem i wagą nie odbiegał zbytnio od średniej dla krasnoluda. Lata walki jako żołnierz Kazadora a później jako najemnik sprawiły, że miał zacięty wyraz twarzy i stał się uparty, zgryźliwy i nieustępliwy.
Był też nieustraszony a przynajmniej za takiego się uważał. Tak na prawdę bał się jednej osoby. Była to jego porzucona w Karak Azul żona, ale na szczęście Karak Azul było wystarczająco daleko żeby się tym nie przejmować.
Znalezienie poszukiwanych nie sprawiło kompanii zbytnich kłopotów. Na dobrą sprawę poradziłby sobie z tym sam Imrak mimo swej mrukliwości i braku talentów społecznych. Któryś ze spotkanych na szlaku oberżystów wiedział, że jeden z nich ma rodzinę w Bergsburgu, więc grupie pościgowej nie pozostało nic innego jak sprawdzić ten trop. Na miejscu wciśnięta jakiemuś ulicznikowi moneta pozwoliła namierzyć rodzinną karczmę i poszukiwania można było uznać za zakończone. Po krótkiej naradzie i namowom Imraka zdecydowali się wkroczyć.
Po wyważeniu drzwi znaleźli się w środku. - Tak jak powiedział ten jegomość- wskazał mężczyznę na balkonie- Ręce do góry chyba, że wolicie zginąć od razu! |