Ivein zgrzytnął zębami — plan trafił szlag. Przez moment chciał się przymierzyć do strzału, ale natychmiast opuścił kuszę, nie chcąc trafić przez przypadek Magnara. Poza półorkiem nie warto było szyć do nikogo, w końcu w tej chwili bandyci nie byli groźni. Łowca kopnął zwój liny, który spadł na podwórze, i, nie chcąc biegać z załadowaną kuszą przy pasie, wcisnął broń swojemu towarzyszowi. Sam natomiast odwrócił się i zbiegł na dół, na schodach ściągając tarczę z pleców i dobywając miecza.
Spieszył się, gdyż sytuacja stawała się dramatyczna; trzeba było pokonać bandę, ale równocześnie nie dopuścić do nadmiernego rozlewu krwi. Poczynając od najgroźniejszego przeciwnika — przykładowo takiego, który złapał za nóż stołowy — Ivein zamierzał rozbrajać i ogłuszać lub obezwładniać ściganych.
Jednak gdy tylko znalazł się na dole, dostrzegł, że Otton wziął zakładniczkę. Alsburgczyk oniemiał na moment, po czym wydał z siebie ciche przekleństwo: to była przesada. Ale nie zamierzał jak dureń marnować czasu. Bez dalszej zwłoki ominął Kaprala i ruszył do najbliższego z przestępców, aby go unieszkodliwić, licząc na to, iż on także będzie oszołomiony obrotem spraw.
Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 15-03-2012 o 10:49.
|