Wątek: Cena Życia III
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2012, 06:53   #114
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację




W ciszy jaka zapadła między walczącymi po tym jak wrak helikoptera, iskrząc żelaznym cielskiem po drodze mostu, w końcu się zatrzymał wyhamowując, sprawiła że Swen zaciął się w sobie. Na chwilę. Musiał walczyć. Z każdym.Z żywymi i martwymi. Z ludźmi i nieludźmi. Z czasem, z wirusem, z przeszłością. Z samym sobą. Z uczuciami, które chciały go dorwać od lat. Zamarł. Z kieszeni kurtki wojskowej, gdy chylił się za osłoną auta, które się roztrzaskało o wóz pancerny, wypadł pod jego nogi portfel otwierając się jak książeczka. Dopiero rykoszetująca o hełm kula oderwała od wpatrującego się w niego zdjęcia.

W uchu nad którym pocisk otarł się o blachę hełmu wciąż piszczało. Mimowolnie złapał się za głowę chowając ją w ramionach. Desant, który zdołał zjechać na linach przed rozbiciem się helikoptera, teraz z ciemności zza płonącego żelaznego ptaka, odgryzał się ołowiem. Wypluwali pociski bezgłośnie. Mieli tłumki. Jorgesten przyparty do wraka obrócił głowę w kierunku przeciwnym do mostu, tam gdzie był Goran i zobaczył jak ktoś upadł trafiony pociskami między samochodami. Chyba Thompson. Swen załadował kolejny granat i wystrzelił go ponad płonącym wrakiem. Zaraz po tym jak eksplozja targnęła drogą na moście, w powietrze poleciał w stronę kilku wciąż żywych wrogów, koleiny granat. I następny. I jeszcze jeden. Jezdnia za wozem pancernym nie licząc rozbitego helikoptera była pusta, bez śladu żadnych aut. Nie mający żadnej osłony komandosi mieli tylko jedno wyjście. Wycofać się na drugi brzeg lub zginąć próbując. Sieczka jaką zafundował im Jorgensten musiała zmienić ich kiepskie położenie w prawdziwe piekło. Nie wiedział czy kogoś trafił, lecz wątpliwym było by wróg trwał na pozycjach pod takim obstrzałem. Dlatego Jorg nieco pewniej wyjrzał zza barykady podbiegając do wozu pancernego blokującego w poprzek wjazd na most. Kilka metrów od niego czołgał się, byle z dala od płonącego helikoptera, pilot. Swen wymierzył do człowieka o wykrzywionej w bólu twarzy pistolet i prawie nacisnął spust. Zawahał się.

- Chodź tutaj! – krzyknął. - Ręce na wierzchu! – wydarł się zadbawszy aby ranny widział wymierzoną w niego broń. – Wyrzuć broń! – dorzucił na wszelki wypadek, lecz mężczyzna w czarnym mundurze zdawał się być w szoku.

Po wyrazie jego twarzy zdał sobie Jorgensten sprawę, że lotnik musi słabo kontaktuje. Z rozszerzonymi oczyma wpatrywał się w wylot lufy co chyba docierało do niego przebijając się przez ścianę oszołomienia, ogłuszenia i bólu. Swen chyląc się u ziemi zaryzykował i nie widząc przy wrogu broni dopadł do niego odciągając go bezceremonialnie w kierunku wozu pancernego. Tam oparłszy go o potężne , samochodowe koło przyjrzał mu się uważniej. Bynajmniej zwracał uwagę na jego rany. Nie zamierzał ratować mu życia. Chciał wiedzieć kto za nimi przyleciał. Na piersi pilota była naszywka Umbrelli. I wszystko jasne.

Człowiek zataczał się jak pijany kiedy Swen popychając go prowadził w stronę Humvee, które musiał przed chwilą nadjechać w pobliże walczących. Wzrokiem szukał Gorana. Tak, to był Thompson wcześniej, który dostał kilka kulek. Kevlar uratował mu życie, bo facet zbierał się z zakrwawioną gębą.

- Goran! Pilnuj go! – rzucił do nadbiegającego Serba, a sam zostawiając „jeńca” w rękach przyjaciela, odbiegł w stronę Forda rozglądając się na wszystkie strony.

Green leżał na ziemi wyjąc z bólu za Humvee. Krzycząc do nich wszystkich. Wiedział, że będzie musiał za chwilę go odstrzelić, jak mu nie podadzą szybko tego niby lekarstwa.

- Dajcie mu zastrzyk do kurwy nędzy, byle szybko! – krzyknął do Boven nie przestając biec do Explorera.

Więc jednak wirus. Obiecał, że mu strzeli w łeb i słowa dotrzyma. Nie było czasu na sentymenty ani pożegnania. Ręka mu nie zadrży, choć twarz czarnego turysty na długo zostanie w niechcianych snach... Celowo odwlekał tę chwilę zajmując się sprawą pilota. Jak mu podadzą tę niby szczepionkę, to przynajmniej będzie wiedział czy działa. A to leżało w interesie faceta z zadrapaną przez mutanta łapą.

Wpadł na dr. Patton, która wcale nie czekała z założonymi rękoma w SUV. Była na zewnątrz.

- Elisabeth! – rzucił pospiesznie podbiegając do bagażnika i ciągnąc niemal za sobą przestraszoną znajomą. – Przydasz się na coś.

Kobieta, której w takich okolicznościach chyba nie wiele mogłoby zdziwić patrzyła na niego słuchając.

- Pilot przeżył. – mówił grzebiąc w apteczce od Ruskich. – Przysłuchasz go. – dodał znalazłszy zastrzyki z morfiną. – Chyba długo nie podycha. Trzeba wiedzieć jak nas namierzyli! Gdzie jest nadajnik. Jakie mieli rozkazy! Gdzie jest ich baza. Co jest na południu. Wszystko co wie i co może nam się przydać. – mówił pospiesznie do klinicznego psychologa. – Jest w szoku. Chyba wiele mu nie zostało czasu.– trzasnął bagażnikiem i pobiegł włócząc za sobą nieco sztywną nogę w ortopedycznym bucie. Dr. Patton za nim.

Miał w dupie to, że słowa pilota i to, że nie wszyscy z jego załogi i transportu zginęli, w jakiś tam sposób mogło mu zaszkodzić. Bardziej go interesowało co jest grane. Potem oczywiscie to on będzie musiał strzelić umierającemu pilotowi między oczy. I czarnemu... Cywile byli zbyt obłudni żeby pociągnąć za spust. Łatwiej im było zabijać w białych rekawiczkach lub rękoma takich jak on.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 18-03-2012 o 06:57.
Campo Viejo jest offline