Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2012, 10:08   #511
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Ktoś krzyczał. Przeraźliwie, nieludzko, jak zwierzę. Hiddink trzymał dłonie przy zalanych krwią ghulicy oczach i dopiero po chwili doszło do niego, że to on wrzeszczy. Gdy tylko sobie to uświadomił przestał czuć ból, przestał czuć cokolwiek. Stracił świadomość.
Nie wiedział jak długo był nieprzytomny. Stracił poczucie czasu. Świadomość wrócił wraz z palącym pieczeniem. Nowym bólem oczu i starym gardła, płuc, serca i całej reszty na jaką się składał.
Ostrożnie powoli otworzył powieki. Bał się jak diabli. Bał się że nie dostrzeże różnicy. Że ciemność zamkniętych powiek nie zmieni się pomimo ich uniesienia.
Ulga … ogromna ulga. Widział. Niewyraźnie, zamazanie, ale widział … zaraz ...
Wzrok Hiddinka choć z każdą chwilą zyskiwał na ostrości zmienił się. To było … dziwne. Na jego pole widzenia nałożyła się, tak właśnie nałożyła się jakby stara klisza. Widział coś jeszcze. Jakąś jaskinię, grzyby. To nie była halucynacja, to jakby miał brudne okulary.
Herbert zamknął oczy z całych sił i otworzył. Zamrugał oczami, potarł je nawet, ale dziwny widok ni ustępował.
- To ta krew. – domyślił się.
Spojrzał dookoła. Jego remington zamienił się w bezużyteczny szmelc. Wtem dosłyszał jakieś odgłosy w dole. Wyjrzał ostrożnie za barierkę. Udało się. Ha. Udało się zatrzymać maszynę. Rozpadlina się zamknęła.
Szeroki uśmiech wystąpił na usta Herberta. A jednak wygrali. Jednak rozbawienie nie trwało długo. Sukces nie był pełen. Herbert widział czwórkę swoich towarzyszy. Rannego Lucę, otępiałą Emily, ubrudzonego Waltera i Dwighta, który … rozmawiał z Rash Lamarem.
Hiddink wytężył słuch. Na szczęście akustyka sali była na tyle dobra, że bez trudu słyszał o czym rozmawiali.
Mogli odejść, lecz bez Emily. Garrett jeszcze się targował. Herbert go rozumiał. Bestia okazała się być całkiem rozsądna, ale … pozostawała bestią.
Herbert wyciągnął ładunki i obcinacz do cygar skracając lonty. Ułożył je równo przy barierce. Obok nich położył zapałki. Wziął do ręki Wembley i odruchowo sprawdził magazynek. Klisza na jego oczach wciąż utrudniała widzenie, a rewolwer nie był tak celny, jak sztucer. Lecz Herbert podjął już decyzję. Rash Lamar nie może wyjść z tej sali żywy.
Dla Betty, dla Artura, dla Emmy, dla wszystkich ludzi. Robił to dla nich.
Żeby mogli żyć, żeby mogli się nie bać. Żeby nie czuli tego co on, Luca, Emily, Walter, czy Dwight.

Teraz jednak czekał. Czekał co zrobi bestia, bo może … może da się ocalić choć towarzyszy. Hiddink nie chciał mieć ich krwi na swych rękach. Mimo wszystko był im coś winien. Był winien lojalność.

- Niech tylko wyjdą z sali, niech tylko wyjdą. – powtarzał jak mantrę biorąc w dłoń zapałki.
- A jeśli nie? Co wtedy? – myślał gorączkowo.
- Trudno. On nie może wyjść. Trudno. – powiedział mocno, stanowczo chcąc odegnać wątpliwości. Chcąc zagadać sumienie.

To będzie koniec. Jakkolwiek. W tą lub w tamtą.
 
Tom Atos jest offline