Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2012, 20:51   #1
Fearqin
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
[New Earth] Efekt Motyla - SESJA ZAWIESZONA

Damian zatrzymał Land Rovera z piskiem opon i własnym wściekłym sykiem, który wyrwał mu się z suchych ust. Droga była nieprzejezdna. Kłody, powalone drzewa i skały zawalały podniszczony asfalt. Na bezdrożach miał albo gęste, grube konary cierni, albo skały, i tak zresztą niedostępne z powodu resztek wygiętej, metalowej barierki i zaległej ciężarówki.

Wiedział, żeby dobre dwadzieścia kilometrów temu skręcić w prawo. Coś mu tak podpowiadało. Ale jak dureń wybrał lewo. Chociaż może i to był lepszy wybór. Siedział nerwowo chwile w wozie. Zawrócić się i marnować paliwo? Sprawdzić alternatywną, pobliską drogę po poboczach? Spróbować coś zrobić z barykadą? Trząsł nogą i obgryzał paznokcie u prawej dłoni. Gdy spostrzegł się jak brudne się zaprzestał zarówno obgryzania jak i nerwowych ruchów nogą. Klasnął w dłonie i przygotował sprzęt. Sztylet w bucie - jest. Włożył jeszcze ten z ząbkami do pochwy przy pasie. Tomahawk odpuścił. Wziął zaśniedziałego Walthera. Cholernie obawiał się o jego stan. Jednak nie ma co ukrywać, na mutanty bywał lepszy od łuku. Przynajmniej na większość z nich, te szybkie i zwinne.

Wyskoczył z wozu. Jego trekkingowe buty miękko wylądowały na powierzchni, a on w nich i bojówkach takiego samego koloru jak wóz - khaki. Jednak spodnie nie miały śladów krwi i flaków na zderzakach. Na szarą koszule włożył czarną kamizelkę taktyczną. Pod karafką, na szyi, na kawałku rzemienia, miał zawieszone zęby różnych zwierząt, która pogładził palcami, których materiałowe rękawiczki nie pokrywały. Spojrzał na zegarek i kompas. Żadne z urządzeń nie wariowało, więc w pobliżu nie było żadnej bardzo silnej anomalii magnetycznej. Chociaż są i takie, które z odległości stu kilometrów, robiły za biegun dla kompasu.

Dotyk gładkich, wybielonych kłów go uspokajał. Nasunął karafkę tak by zasłaniała usta i nos. Wyciągnął przed siebie Walthera i nóż, układając dłonie w krzyż. Dobra metoda na szybkie pchnięcia nożem. No i stabilizował pistolet. Stawiał powolne i ostrożne kroki w drodze do ciężarówki. Jego zmienione przez promieniowanie oczy, dokładnie obserwowały otoczenie. Obydwie tęczówki dzieliły się na pół. Jedna połówka miała kolor czystej purpury, a druga była pełna ciemnoniebieskiego koloru. Teraz jednak zakrył oczy googlami. Już starczył mu jeden błysk z anomalii, z odległości pięciu centymetrów.

Zbliżając się do drzwi pasażera nie dostrzegł nikogo w środku. Przejście dziesięciu metrów zajęło mu minutę. Często przystawał i sprawdzał plecy, każdy mniejszy szelest liści ze strony lasu, czy też każde osunięcie się kamyczka ze skał po prawej. W końcu jednak dotarł do drzwi. Schował nóż do pokrowca za pasem. Prawą ręką trzymał pistolet, lewą bardzo szybkim i pewnym ruchem otworzył zardzewiałe drzwi, jednocześnie odskoczył do tyłu.

Nic.

Odetchnął. Zajrzał w głąb. Zaklął pod nosem. Brak kluczyków. No nic. Spięcie na krótko opanował do perfekcji. Jednak ten wóz trochę tu już stał. Jeśli zrobi takie spięcie i wyjdzie na to, że jednak ciężarówka jest zbyt spróchniała, to potem już jej nie ruszy. Jednak sprawa kluczyków nie była jeszcze przesądzona. Otworzył malutkie drzwiczki prowadzące do kabiny, w której sypiał niegdyś kierowca pojazdu. W środku było tylko posłanie, lampeczka i mała komoda, przymocowana do ściany. Wszystko obryzgane bardzo starą krwią i kawałkami ciała, już mocno nadgniłymi. Teraz były całe czarne, a muchy i larwy już prawie nie miały z nich pożytku. Chusta może i zakrywała nos, ale Damian i tak poczuł swoje. Jeszcze parę lat temu zwróciłby zawartość żołądka z ostatniego miesiąca. Teraz jednak znał gorsze zapachy, a sam węch osłabł. Cały jego organizm słabł. Miał dwadzieścia pięć lat. Czasem czuł się na pięćdziesiąt. Szuflady komody były wysunięte i puste. Darował sobie grzebanie w rozwalonej, zakurzonej i zakrwawionej pościeli.

Wyszedł z ciężarówki. Odsunął karafkę i zdjął gogle. Westchnął i prychnął ciężko. Wbił wzrok w ziemię i kopnął mocno mały kamyk, który poleciał w pożółkłą, smętną trawę, odbijając się od większych skał.

Czy w oddali, za skałami, zobaczył dym unoszący się znad małego zabudowania?
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^

Ostatnio edytowane przez Fearqin : 25-03-2012 o 21:38.
Fearqin jest offline