Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-03-2012, 19:20   #3
Lomir
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Sareth szybko zaklimatyzował się w klasztorze Chauntei. Mimo, że nie czcił Bogini Zbóż i większość rytuałów i obrządków była obca jego sercu to praca fizyczna i pomoc mnichom pozwalały mu przezwyciężyć tęsknotę za Świątynią Pana Poranka. Początkowo, czuł się trochę nieswojo, nigdy wcześniej nie pracował na roli ani przy wielkich kadziach do warzenia piwa, choć do samego wysiłku był przyzwyczajony. Co do przyczyn, z jakich go tu wysłano, to nie zastanawiał się nad nimi, zwłaszcza, że nie były sprzeczne z jego potrzebami duchowymi. Wysłano go tutaj z pomocą, a niesienie pomocy bliźnim było jedną z doktryn wiary Lathandera. Nawet mimo to, że przywykł do mniej „spokojnego” pomagania. Do tej pory był wysyłany przez swój kościół na misje, jako jeden z Czempionów Poranka, gdzie nie raz stawał w obronie słabszych i pomagał swoją wiedzą medyczną i mocą uzdrawiania.
Mimo tak odmiennego charakteru pomocy, młody kapłan, robił to z równym zapałem i ochotą.

Szybko opanował podstawowe zasady dotyczące warzenia piwa, które jemu samemu bardzo smakowało i wcale nie dziwił się, dlaczego jest tak popularne na cały Aglarond. Praca przy kadziach sprawiała mu zadziwiająco dużo satysfakcji, ale najprzyjemniejszym punktem dnia był moment kiedy mógł ćwiczyć wraz z innymi mnichami. Po pewnym czasie zaczął jednak odczuwać, mimo napiętego planu dnia i mnóstwa zajęć, monotonię. Pobytowi Saretha w kościele Bogini Zbóż brakowało akcji, dynamiki. Praca w polu, zbiory, praca przy kadziach, treningi, posiłki – to wszystko było interesujące, gdy robiło się to pierwszy, drugi raz. Kapłan Poranka zaczynał powoli wątpić w sens jego pobytu wśród murów kościoła Zielonej Pani. Iskierka nadziei zapłonęła wraz z przyjściem jednego z braci zakonnych, którego Sareth znał i czasami pracował z nim na polu. Sareth tego dnia obudził się jak zwykle przed wschodem słońca i przygotował wszystko do odprawienia rytuału Powitania Poranka. Przygotował swój symbol Lathandera, księgę z psalmami na jego cześć i odpalił świecę. Po chwili, przez okno jego celi wpadły pierwsze promienie porannego słońca, oświetlając jego twarz. Sareth nie musiał prosić o pokój od wschodniej strony, gdyż zakonnicy wiedzieli jaka jest jego wiara. Gdy kapłan odśpiewał psalm „O zwycięstwie Poranka nad Mrokiem Nocy”, zamknął księgę, zgasił świecę i schował wszystkie rzeczy do małej szkatułki, na której wieczku widniał symbol Pana Poranka. Chwilę potem rozległo się pukanie do drzwi. Odwiedziny najpierw zaskoczyły Aasimara, lecz gdy usłyszał, że ma zgłosić się do samego opata jego entuzjazm, wywołany nimi, opadł. Mimo, że nie obawiał się nagany to czuł nieprzyjemny stres związany z odwiedzinami u starszego kapłana. Podziękował za informację, przebrał się i ruszył w kierunku siedziby opata Correy’a.

Gdy wszedł do pokoju opata ukłonił się zwierzchnikowi klasztoru i wysłuchał w milczeniu tego co ma mu do powiedzenia. Lecz wraz z jego słowami podniecenie rosło w młodym kapłanie. Często musiał coś gdzieś zanieść, ale nie miał jeszcze okazji wyjść poza klasztor, więc taka odmiana była mu jak najbardziej na rękę. Gdy Correy skończył mówić Sareth wziął od niego pakunek i powiedział:
- Oczywiście, panie. – Ukłonił się po raz kolejny, starszy kapłan budził respekt w Sareth’cie – Jeśli to wszystko, to wyruszam natychmiast. – Nie doczekawszy się innych rozkazów, Aasimar pożegnał Correya i ruszył z pakunkiem, niesionym oburącz, w kierunku młyna, gdzie miał spotkać się z bratem Nuką. Droga z siedziby opata do młyna upłynęła mu błyskawicznie, gdyż głowę miał zaprzątniętą myślami o tym, co zobaczy w mieście i kogo spotka. Mimo, że to tylko głupie dostarczenie paczki do tawerny w dokach, to i tak, wyjście w miasto, możliwość obejrzenia zabudowań, ludzi i zgiełku towarzyszącemu temu wszystkiemu wywoływało u niego przyjemne ciepło w żołądku. W młynie zapytał jednego z pracujących tam mnichów, gdzie znajdzie brata Nukę. Gdy odnalazł go już, powiedział, przyglądając mu się wyczekująco:
- Witaj, bracie Nuka. Opat mówił, że masz coś co mam przekazać Corrikowi. -
 
Lomir jest offline