Doszło do ataku, rzuciły się na was miejscowe szczury mutanty. Drzewo zdołało odpędzić pierwszego z napastników, drugim grzmotnęło o mur, łamiąc kręgosłup. Po czym.. z niewyjaśnionych przyczyn popełniło harakiri, z zamachu źle wymierzając i łamiąc z hukiem własny konar o ścianę wąskiego tunelu [klątwa napastowania drowa za pomocą herbaty?]. Padło nieprzytomne [zwiędło???]. Kiti i Dirith ogarnęli jednak sytuację, klerk natłukł napastnikowi i odpędził go robiąc wiele hałasu [oj ?], a drow powalił rozprawił się z pozostałą dwójką za jednym zamachem. Poszło wam o wiele lepiej niż początkowo się spodziewaliście! Przewaga liczebna nic nie pomogła potworom. Problem tylko w tym, że podczas walki narobiliście mnóstwo hałasu, a i piszczące i kwiczące z bólu ranione i uciekające szczury nie zachowywały się ani cicho ani spokojnie. Pozostaje wierzyć, że przemytnicy chwilowo to zlekceważą i nie rzucą się w pośpiechu do wyjazdu. Lol. Tak więc Kiti the kleryk pozbierała Drzewo. Biedak wygląda coraz marniej, jeszcze nie w pełni wyleczony z poparzenia w pożarze, a już połamany dla odmiany... [przydałby się jakiś nawóz? I odżywka?]. Szybko jednak pozbieraliście się i ruszyliście dalej. Po błądzeniu w pachnącym niefajnie kanale, dotarliście w końcu do celu. Właz, zamknięty. Ostrożnie i cichutko odkryliście i uchyliliście zasuwę. Zobaczyliście wielkie podziemne pomieszczenie, zalane wodą, z wąskimi kamiennymi chodnikami przy ścianach. W podziemnym basenie w kanale coś.. pływało. Jakaś maszyna! Jej wierzchołek wystawał ponad wodę... A była to gnomia łódź podwodna!
Jeden z tych słynnych, niedawnych wynalazków! A więc to tak? Najwyraźniej przemytnicy korzystali z drogi morskiej pozostając poza wzrokiem postronnych obserwatorów, pod powierzchnią wody! Mieli swój własny tajny port pod miastem, w kanałach! Czy są już w łodzi? Zauważyliście dwóch z nich, jeden był wam znajomy, to ten, którego widzieliście już wcześniej. Drugi wyglądał na kolejnego z przemytników. A gdzie Silversting ? A Może By tak zaatakować nim odpłyną? A Może By Tak poczekać, by nie atakować za wcześnie i nie spłoszyć maga, by nie wyniósł się znów nikt-nie-wie-dokąd? Czas uciekał... łódź najwyraźniej szykowała się do odpłynięcia, bowiem dał się słyszeć zgrzyt maszyn i gródź zaczęła się podnosić, otwierając wyjście z podziemnego portu...