Siedziała skulona w zaciemnionym kącie, z czołem opartym o zimną ścianę kadłuba i podważała paznokciem łuszczące się płaty rdzy. Mamrotała pod nosem ochrypłym wysuszonym głosem. Przez tropiki, przez pustynię, toczył zając wielką dynię...
I wtedy rozległ się pierwszy krzyk. A po nim następny i jeszcze jeden aż urosły w upiorną śmiertelną kakofonię. Skuliła się jeszcze gorliwiej. Jej kręgosłup wygiął się groteskowo a głowa niemal całkiem schowała się w kościstych ramionach co sprawiło, że pośród tańczących półcieni jej sylwetka przypominała przyczajonego na starym zamczysku gargulca. Toczył, toczył dynie w dół, pękła dynia mu na pół.
Oczy błyszczały gorączkowo, strach telepał ciałem jak przepływający pod skórą bolesną pieszczotą prąd. Pestki z niej się wysypały, więc je zbierał przez dzień cały...
Sally zignorowała harmider i przylgnęła ciaśniej do ściany. Palce zanurzyła w strąkach włosów i przycisnęła z całych sił do uszu aby wytłumić hałas. Zdrowa powieka zacisnęła się a ta druga, spuchnięta i okolona brunatną pręgą, dla kontrastu nawet nie drgnęła. Raz, dwa, trzy, ile pestek zbierzesz Ty.
Tłum zakołysał się drapieżnie jak zrośnięta z sobą organiczna materia. Przez chwilę chmara to rozrastała się to kurczyła i zmieniała objętość jakby nie mogła się zdecydować w jaki oblec się kształt. Aż wreszcie naparła na strażników niczym wygłodzona bestia gotowa kąsać, drapać i szarpać pazurami. Przez tropiki, przez pustynię, toczył zając wielką dynię...
Sally odwróciła wzrok od ociekającej krwią podłogi. Palec wrócił do przerwanego zajęcia i z namaszczeniem zeskubywał kolejne warstwy rdzy. Toczył, toczył dynie w dół, pękła dynia mu na pół... * * *
Drgnęła dopiero wtedy kiedy czyjeś palce zacisnęły się na jej ramieniu.
- No rusz się! - ktoś podniósł ją do pionu za strzępy ubrań tak jakby była bezradnym nowo narodzonym kocięciem. - Uciekaj!
Odtrąciła dłoń a jej nic nie pojmujące oczy ześlizgnęły się z ładnej twarzy kobiety aż po jej stopy obute w podniszczone ale nadal eleganckie pantofle. Oczy Sally zwęziły się zazdrośnie. W tej jednej chwili nie mogła myśleć o niczym innym jak tylko o tych cholernych butach. Przeniosła wzrok na swoje bose pokryte strupami i brudem stopy.
Kobieta objęła ją w pół przyjmując na siebie większą część ciężaru jej ciała i zmusiła by spolegliwie powłóczyła nogami. Sally była słaba jak niemowlę i nie mogła choćby zaprotestować. Słaniała się z nóg a co gorsza nie była wcale pewna czy chce się stąd wydostać.
Woda sączyła się z roztrzaskanego kadłuba i stopniowo zalewała ładownię. Wstęgi wijące się na powierzchni wody wydawały się hipnotyzujące i wabiły swoim spokojem. Rozważała nawet czy nie oddać się w ich kojące objęcia ale kobieta uparcie ciągnęła ją z sobą.
Czy ty w ogóle chcesz żyć Sally Dean? Życie oznacza strach. Strach oznacza ból. Ból oznacza szaleństwo. A szaleństwo jest gorsze niż śmierć. Nie masz dość?
* * *
A później była już ciemność i przeraźliwy, sięgający szpiku kości ziąb. Ocean, zdradliwy mistrz marionetek szarpał za wszystkie sznurki jednocześnie a ona podrygiwała jak kukła w rytm jego podwodnej melodii. Ciężkie warstwy wody naciskały zajadle jakby za punkt honoru wzięły sobie zmiażdżenie jej na krwawą miazgę. Kiedy głowa na moment wynurzała się z kipieli aby zaczerpnąć błogosławionego tchu to fale raz za razem nakrywały ją wściekle i miarowo, wciągały głęboko w ciemny odmęt. W myślach zaczęła się modlić. I kiedy już czuła jak opuszcza ją życie, jak ostatnie bąbelki suną ku górze wdzięcznym korowodem a ciało tężeje i przestaje się szarpać... wtedy ktoś złapał jej dłoń i pociągnął zdecydowanie. Dałaby głowę sobie uciąć, że jej wybawiciela otaczała świetlista aura. Jakby sam anioł pofatygował się w ten kawałek piekła by wyrwać ją ze szponów śmierci. Wtedy, tam pod wodą, gorące łzy zapiekły ją pod powiekami.
* * * Oddech świszczał, zęby dzwoniły z zimna. Widziała blaknące gwiazdy i zarys palmowych koron falujących na wietrze. Wietrze pachnącym ułudną wolnością. Ciało Sally skręciło się w nieoczekiwanym spazmie a z ust chlusnęła słona woda. Nie miała siły się podnieść. - Pour les tropiques, le désert, se sont battus une citrouille lièvre grande... |