Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-03-2012, 00:12   #11
Bogdan
 
Bogdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie coś
Dlaczego do kurwy nędzy nie poleciał z wujem na Malaitę? Dlaczego?! Dlaczego?!! Kurr.. czego?!!! Doskonale wiedział dlaczego. Świetnie znał odpowiedź. I tak samo jak wtedy, głupi głąb nie zgodził się na przyjemnych kilka dni urlopu w towarzystwie Johnego Walkera, tak teraz kolejny raz powtarzał jak cholerną mantrę to durne pytanie na które doskonale znał odpowiedź. Bo jak pojebany kot w marcu już czuł w powietrzu zapach cipki!!… Nowa zmiana pielęgniarek. Oto, co było powodem całego jego nieszczęścia. Tylko tyle i aż tyle.
Kurważ jego mać!!! A teraz siedział w tym stalowym garku, okutany sprzętem, który przez ostatnie siedem miesięcy oglądał jedynie złożony równiutko na magazynowych półkach, pośród zakapiorów, spośród których najłagodniejszy wyglądał, jakby co dzień na śniadanie pożerał co najmniej jednego japońskiego starucha.
Nie podobało się to staremu Beny’emu, oj, nie podobało wcale. A jeszcze żeby tego było mało najbardziej wpieniało go to, że będzie musiał łazić wszędzie za tym pucem Piersem jak pies za suką i liczyć na ochłapy, bo oczywiście przydupas Pottera nie uznał za stosowne przed startem nawet na jotę podzielić się z podkomendnym w jakim właściwie cholernie tajnym celu kazano im tłuc się na tę wyspę. I to w taką pogadę!!

Trzy palce. Pięknie. Te wariaty z lotnictwa naprawdę miały zamiar kazać im skakać w taką pogodę! W noc!! Nie przeżyje tego! Jak amen w pacierzu, nie przeżyje. Nie przy takiej ilości oddanych skoków. Właściwie, to ze szkolenia niewiele już pamiętał.
White szybko, by nie tracić tych kilku cennych chwil zaciągał nieco drżącymi rękami wszystkie paski i troki. Kiedy skoczy, całą uwagę będzie musiał poświęcić na nie zaplątanie się w linki. Martwić się o osprzęt zwyczajnie nie będzie miał czasu.

Powstała w ułamku sekundy potężna wyrwa w poszyciu samolotu chlusnęła mu w twarz wiadrem zimnego, monsunowego deszczu i nie mniejszą ilością paniki, która oblała i ani myślała spłynąć na widok zassanego przez ciśnienie porucznika Piersea znikającego w ciemnościach dokładnie w miejscu gdzie powinien znajdować się ogon samolotu. Zawył niekontrolowanym krzykiem… i rzucił się w przeciwnym kierunku. Na próźno… Pasyyyy!!! Szarpnął się w panice mocując z klamrą. Boże! Prędzej!! Puściło. Wyszarpnął się z ławki tylko po to by paść bezwładnie na pokład wprost pod nogi kogoś, kto dotkliwie kopnął go w zamieszaniu w bark! Klątwy. Jęki. Bezładna szamotanina. Jakieś Wrzeski. Skakać!!! Co!! Wypierdalaj! Sam se skacz – przeleciała mu przez głowę paniczna myśl. Czołgał się niezdarnie jak krab deptany i poszturchiwany w kierunku kabiny pilotów. Byle dalej od tej ryczącej niczym huragan dziury nie wiedząc nawet czy dobrze robi, bo samolot podstawiał jak kaczka na wodzie. Obok ktoś upadł. Chryste!! Przez moment patrzył oniemiały w nieruchome oczy tamtego. Odsunął się z obrzydzeniem. Wprost pod czyjeś twarde nogi. Zamachał wokół rękami próbując się czego uczepić. Wstać. Byle dalej od tego nieruchomego spojrzenia. Złapał się czegoś. Dużego i ciężkiego. Palce same zacisnęły się kurczowo na parcianych pasach. Kolejny wstrząs szarpnął samolotem i White usłyszał złowieszczy odgłos dartego materiału.
Szarpnęło nim niczym słomianą kukłą.
Potem był mrok i zimne strugi deszczu na oniemiałej twarzy. Nim się zorientował co się właściwie dzieje, usłyszał trzask łamanych gałęzi i jakaś siła wgniotła go w brezent kurestwa, które wywlekło go z samolotu. Skulił się instynktownie oczekując uderzenia.
- O…kur…wa… - zdążył wystękać nim zamknęła się nad nim ciemność.

Kiedy się ocknął był cały przemoczony, a gdzieś dalej, o jakieś sto, może sto pięćdziesiąt jardów dały się przez ulewę słyszeć wrzaski oficera.
Przeżył!! Yeeaaa!!! Ale fart!
Szybko zrzucił z siebie spadochron, sprawdził osprzęt i dziwiąc się swojemu szczęściu na miękkich nogach powlókł się w stronę miejsca zbiórki.
 
Bogdan jest offline