Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-03-2012, 10:43   #517
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Wydawca, koneser dobrych cygar, szybkich aut, człowiek dobrze sytuowany, wpływowy członek socjety, mąż i ojciec. Jak do tego wrócić? Jak wrócić do czegoś co minęło? Co zginęło przez ostatnie miesiące? Jak? Jak wrócić do Herbert Josepha Hiddinka?

Mężczyzna przymknął oczy siedząc na leżaku górnego pokładu transatlantyku płynącego do Ameryki. Nie pomaga. Nic nie pomaga, ciągle widzi tą cholerną kliszę, a pomimo bryzy znad oceanu wciąż czuje
ten grobowy smród.
- Memento mori. – mruknął kpiąco się uśmiechając, by po chwili zanieść się kaszlem.
Zdrowie Herberta podupadło. Gdy wszystko się skończyło katowane tyle czasu ciało doszło do głosu przypominając ile ma lat. Hiddink większość podróży albo drzemał, albo leżał niezdolny do jakiegokolwiek ruchu. Ograniczając swe czynności tylko do tego co niezbędne. Po opuszczeniu świątyni ogolił się pierwszy raz dopiero na statku. Czuł się zmęczony, potwornie zmęczony.
- Gdyby nie Artur … - Herbert wyciągnął rękę by pogłaskać główkę Mini, która zwinięta w kłębek leżała na jego kolanach. – zostałbym kloszardem w Paryżu, a ty byś się stołowała w śmietnikach. Chodźmy mini czas się przygotować. Dopływamy do Ameryki. Schowam Cię do kufra. Bądź cichutko, bo inaczej wezmą Cię na kwarantannę.
Herbert poprawił przeciwsłoneczne okulary na nosie i dźwignął się ciężko pomagając sobie drewnianą laską. Miał nowy nieodłączny zestaw podróżny z którym się nie rozstawał. Okulary, laska i wembley w kieszeni. Przygarbiony jakby mu przybyło dwadzieścia lat powlókł się do kabiny. Zmarzł.


Taksówka wiozła go do domu przez zatłoczone ulice Bostonu, który ku jego śmiesznemu rozczarowaniu nie zmienił się ani trochę. Wciąż był tak samo gwarny, ludny, zabiegany. Mrowisko, gdzie mrówki biegają tam i z powrotem załatwiając swe małe mrówcze sprawy. Podjazd przed domem był porządnie odśnieżony. Zapłacił. Nagle drzwi się otworzyły i z domu jak z procy wybiegła Betty.
- Tato! – jej krzyk rozległ się w mroźnym powietrzu. Wpadła na niego omal go nie przewracając.
- Wróciłeś! Mamo! Mamo tata wrócił! – zawołała piskliwym dziewczęcym głosem.
- Ciszej dziecko. – mruknął Herbert zmęczonym głosem tuląc do siebie córkę. – Tak wróciłem.
Emma która wybiegła z domu była bardziej powściągliwa. Na widok męża załamała ręce.
- Herbert jak Ty wyglądasz? Boże co się z Tobą działo? – podeszła powoli i po raz pierwszy od niepamiętnych czasów pogładził go po policzku.
- Co z Arturem? Muszę jechać do niego. – spytał Hiddink idąc w stronę domu wsparty na ramionach obu kobiet.
- Artur jest w domu. W swojej sypialni. Śpi. Odzyskał świadomość, ale lekarz mówi, że ma kłopoty z pamięcią i jest bardzo osłabiony. Co Ci jest? – ostatnie pytanie Emmy było skierowane do Herberta, który zachwiał się i przygarbił jeszcze bardziej.
- Jednak … mówił prawdę.
- Kto tato? –
spytała nic nie rozumiejąc Betty.
- Nikt. Nieważne.
Herbert został wprowadzony do salonu, gdzie natychmiast lokaj Łosiek przysunął mu fotel i podnóżek. Po chwili nogi miał opatulone pledem, a Emma nalewała mu herbaty.

Nareszcie w domu. Tylko gdyby nie ten natrętny widok w kolorze sepii i ten smród i…

- Kim Pan jest. – spytał zdumiony Herbert dopiero teraz dostrzegając w salonie młodego, postawnego mężczyznę z mundurze sierżanta Korpusu Marines.
Mężczyzna wyprostował się jak struna, zupełnie jakby Herbert był jego przełożonym.
- Jonathan Selby, sir.
- Właśnie. –
Betty stanęła przy młodzieńcu przytulając się do jego ramienia z nieśmiałym uśmiechem. – To mój narzeczony. Jonathan i ja zaręczyliśmy się miesiąc temu.
- Zdaje się, że dużo straciłem przez mój wyjazd. Skąd Pan pochodzi Panie Selby?

- Jonathan, sir. Z Michigan, ale obecnie służę w Kalifornii.
- Selby … -
Herbert miał wrażenie, że skądś zna to nazwisko.

Przez następne miesiące Hiddink i Artur powoli dochodzili do zdrowia, jednak w przeciwieństwie do syna Herbert nie doznał błogosławieństwa utraty pamięci. Pamiętał wszystko. Z resztą naznaczenie krwią Haran Yakashipu nie pozwalał mu zapomnieć. Prócz wizji i smrodu było coś jeszcze. Jedno z oczu Hiddinka stawało się coraz bardziej złociste. Każdego ranka, gdy mył się przed lustrem zastanawiał się ile ma czasu nim będzie musiał użyć wembleya. Mini nie odstępowała go ani na krok. Z wyjątkiem jednego zdarzenia, które miało miejsce jesienią następnego roku podczas wesela Betty i Jonathana.
W pewnym momencie Herbert zorientował się, że nigdzie przy nim nie ma kotki. Było to tak niecodzienne i zaskakujące, że rozejrzał się zaniepokojony nie na żarty. Wstał zza stołu i o lasce zaczął przechadzać się po ogrodzie. Wtedy ją dostrzegł. Pod rozłożystym dębem, który gubił swe czerwone liście siedział mały, może kilkuletni chłopczyk i bawił się z Mini. Rzucał jej patyk, a ta mu go przynosiła zupełnie jakby była psem. Oboje się przy tym świetnie bawili.
- Ta kotka pochodzi z Egiptu. – zagadnął Herbert przystając nieopodal.
- A co to jest Egipt?
- Taki kraj daleko stąd, gdzie jest bardzo dużo piasku.
- Jak na plaży?
- Tak. Jak na plaży. Jak masz na imię?
- Mark, a Ty wujku.

Hiddink pogłaskał chłopczyka po główce.
- Herbert. Miło Cię poznać.

Minął od tego wydarzenia dokładnie rok, gdy Herbert po raz pierwszy został dziadkiem


Życie kpiąc sobie z przeszłości toczyło się dalej, a szalone lata dwudzieste dopiero nabierały rozpędu. Jednak przeszłości nie dało się od tak zapomnieć. Musiał się jeszcze raz zmierzyć z demonami.

Był wczesny marcowy wieczór, gdy Herbert usiadł przy maszynie do pisania. Długo się do tego zbierał, lecz cieszył się, że w końcu się na to zdecydował. Powolnym ruchem sięgnął po kartkę papieru którą wkręcił w rolkę. Zatrzymał się na chwilę w ostatniej chwili wahania i zaczął pisać wystukując litery:



A. R. Miel
„Zew Misterium”


„Cafe la Corte” była niewielką kawiarenką …
 
Tom Atos jest offline