Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2012, 09:07   #17
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Lało jak z cebra. Jak zwykle w tym pieprzonym klimacie. W dodatku było ciemno i za cholerę nikt z nich nie wiedział gdzie są. Mark zostawił graty do dźwigania innym i ruszył na szpicy. Szedł ostrożnie. Żółte sukinsyny lubiły zastawiać pułapki, a w tych warunkach nawet by nie zauważył, jakby wpieprzył się na minę. Na szczęście dżungla nie była tak gęsta by trzeba było wycinać drogę maczetą. Przejaśniało się. Na szczęście. Nagle zatrzymała ich komenda kapitana. Zniknęła tylnia straż. No pięknie. Trzeba było się po nich cofnąć. Może zabłądzili? Oby żółtki nie były tak sprytne, że już ich namierzyli i wykańczają cicho po jednym. Nie było przecież słychać strzałów.
- Oby się zgubili. – mruknął sierżant Selby do Blackwooda i Boonego, z którymi miał teraz iść.
Sanders czasem wydawał gówniane rozkazy. O ile jeszcze łapiduch mógł mu się przydać, to na cholerę przydzielał mu snajpera? Jednak odruchowo odparł:
- Sir, yes Sir. – kapitan tu rządził.
- Blackwood, Boone. Idziemy w szeregu. Blackwood po prawej, Boonie po lewej. Trzymajcie się ze dwa jardy ode mnie. Tamci szli w kolumnie. Nie było strzałów. Jeśli się nie zgubili, to wykończono ich pojedynczo. Do roboty. – wyrzucał z siebie rozkazy ściszonym głosem, w końcu był sierżantem.
Rzucił okiem na swojego garanda, czy wszystko w porządku i ruszył po śladach oddziału z powrotem.

Ten las był dziwny. Selby miał jakieś dziwne uczucie, było za cicho. Co prawda podczas deszczu las zawsze był cichy, ale ta cisza była jakaś … groźna. Coś czaiło się w mroku. Coś co nie bało się ludzi.
Po kilkunastu krokach Mark uniósł rękę zatrzymując towarzyszy. Jeśli ta trójka się odłączyła w mroku i deszczu łatwo było przegapić ich tropy. A na luksus zapalenia latarki nie mógł sobie pozwolić. Kucnął szukając śladów. Po chwili wyprostował się dając ludziom znak by szli dalej. Po jakimś czasie znów ich zatrzymał. Nieopodal leżał pień zwalonego drzewa z charakterystyczną wystającą ku górze gałęzią. Selby ją poznał. Przechodził koło pnia, gdy szedł na szpicy. Wytężył słuch wydawało mu się, że przez szum deszczu coś usłyszał. Jakby jęk. Choć może to było złudzenie.
Dał znak ręką i ruszyli dalej. Do miejsca gdzie się rozbili było już niedaleko, trzeba było być ostrożnym.
 

Ostatnio edytowane przez Tom Atos : 30-03-2012 o 11:25. Powód: Bonnie i Clyde.
Tom Atos jest offline