Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2012, 19:08   #19
Reinhard
 
Reputacja: 1 Reinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputacjęReinhard ma wspaniałą reputację
Mogło być gorzej – biorąc pod uwagę umiejętności Monka, fatalne oświetlenie i ręce, pod wpływem adrenaliny drżące mu jak altymetr w korkociągu, opatrunek na ranie Viggona spowodowanej ostrym strzępem blachy prezentował się nieźle. Gorzej było z psychiką – Zeb prasnął kilka razy kolegę po twarzy, ale zamiast nakryć się nogami pod zadanym z byczą siłą ciosem Viggona i z ulgą usłyszeć wiązankę górniczych przekleństw z Appallachów, Collins ze smutkiem musiał ująć marine pod ramię i podprowadzić do formującej się kolumny.

-Sir, szeregowi Collins i Viggon meldują się! Viggon ranny i w szoku, sir!

Ktoś przejął rannego, a Collins pobiegł, wykonać rozkaz dowódcy.
Patrol na szpicy trwał ledwie parę minut, lecz wystarczył, by Collins poczuł, jak opada z niego podniecenie, a wraz z nim chwilowa odporność na zmęczenie i obrażenia. Deszcz studził rozgrzane ciało i mile chłodził siniaki – przez pierwszą minutę, potem tylko denerwował, ograniczał i tak fatalną widoczność. Zeb wpijał wzrok w linię roślinności , szukając zdradzieckich ogników karabinowego ognia z zasadzki – gdzieś tu musiała się znajdować obsada działa przeciwlotniczego, które ich zdjęło. Tylko kto zadawałby sobie trud zakładania baterii przeciwlotniczej w takiej dziczy?

Okrzyk dowódcy i informacja o zaginięciu straży tylnej spowodowała dreszcz u Collinsa. Pomimo tylu lat służby, nadal bał się okrucieństwa Japończyków. Ten wydawałoby się schludny i grzeczny naród w jednej chwili, bez zrozumiałego dla białego człowieka powodu potrafił się zmienić w zwyrodnialca. Kiedyś, jako chłopiec na posyłki w rodzinnym miasteczku, bawił się z Napoleonem, mastiffem, wyprowadzanym na spacer z Biblioteki Uniwersytetu Miscatonic. Uwielbiał rzucać mu patyki i tarzać się z nim po trawie. Do czasu, gdy usłyszał, że kiedyś zagryzł człowieka – włamywacza, Wilbura Whateleya. Do Japończyków przed wojną miał takie samo podejście, jak do Napoleona – mieszankę serdeczności, szacunku i strachu. Dzięki temu trudno było uśpić jego czujność.

Podporządkował się nowemu rozkazowi ochrony tymczasowego obozu, zajmując pozycję po przeciwnej stronie do Jacky’ego i lustrując teren przed sobą i po bokach. W ręce trzymał nabitego i odbezpieczonego Colta. Zimno i wilgoć nie dawały dojścia zmęczeniu, ale stłuczenia miały czas, by dopomnieć się o uwagę.
 
Reinhard jest offline