Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-03-2012, 15:26   #24
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dżungla zawsze jest taka sama. Zielona, gęsta, mroczna,


i obca. Za każdym kolejnym metrem przypominała o tym Yamestu.
Oczy amerykańskiego potomka roninów próbowały przebić mroki nocy. Bez skutku.
Pocieszające było to, że i potomkom samurajów ta sztuczka też nie wychodziła.
Było ciemno, mokro i zimno. Dopiero dzień przyniesie spiekotę.
Yametsu to wiedział. W końcu to jego nie pierwsza akcja na Pacyfiku i nie pierwsza dżungla.
Byle dotrwać do dnia i nie wychylać się za bardzo. I być czujnym.
Dżungla była złowrogim środowiskiem, ale do obu stron. Złośliwym, acz bezstronnym sędzią tej wojny.
Przynajmniej jednak nie była ciasna.

Za to była cicha. A chyba nie powinna.

Yametsu zacisnął mocniej dłoń na karabinie i lekko skulił. Oni gdzieś tam byli, czekali i wypatrywali. Tak jak on teraz. W ciemnościach dżungli tylko jedno mogło zdradzić oczom obecność przeciwnika. Ruch.
I tylko to mogły w nocy odnaleźć oczy.
Dźwięki były bardziej zdradzieckie. Cicho się poruszać, kulić się i być ostrożnym, bardzo ostrożnym. Yamestu nie zaprzątał sobie głowy myśleniem na temat ich położenia w tej chwili.
Bał się. To prawda. Byli bowiem na terenie wroga i w dodatku rozbitkami.
Ale to był strach znany i okiełznany. Towarzyszył Harikawie podczas każdej misji. Bo co za różnica ilu jest żółtków. Do śmierci na polu bitwy wystarczy jeden, który wystrzeli śmiercionośną kulę.
Taki strach był dobry. Mobilizował, wyostrzał zmysły wzmagał czujność. Taki strach był dodatkową bronią w arsenale żołnierza.

-Stać!- ta komenda sprawiła, że Harikawa niemal zamarł. Stać oznaczało zawsze jakieś kłopoty. Tym razem oznaczało, że tylna straż znikła.
To zdziwiło nieco Yametsu, no bo jak mogła zniknąć ? Zgubiła się? Japończycy ich dopadli?
Jeśli to drugie, to czemu już nie zaatakowali reszty oddziału? Wszak nie tak znowu licznego. Rozbitków na wrogim terenie. Mając przewagę liczebną, Japończycy powinni ich po prostu zmieść.
Więc może komandosi tylko się zgubili? To obcy teren, a lasy i dżungle bywają zdradliwe, zwłaszcza nocą.
Yametsu usiadł pod drzewem, oparł się o nie plecami i nie wypuszczał z dłoni karabinu.
Rozglądał się w milczeniu wypatrując wroga, zwracał uwagę na każdy szelest i cień.
Świt już niedługo, wtedy będzie lepiej... a przynajmniej jaśniej.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline