Nick
Andrew siedząc fotelu postawił łokieć na jego poręczy podpierając czoło dłonią. Wyglądał jakby coś go gnębiło.
Erick opuścił garderobę i oddalił się korytarzem.
Dziewczyny dalej stojąc przy zlewie zajmowały się sobą, nie świadome w ogóle tego co się stało.
- Ale czy w ogóle coś się stało… - zastanawiał się Nick - Na pewno nic co mnie dotyczy. Bo niby w jaki sposób... Ale co teraz, idziemy na ten bankiet czy nie? - myślał sobie.
Andrew siedział dalej jak siedział, a dziewczyny...
Nick nie mógł ich dojrzeć przez parawan, więc korzystał z ich odbicia w lustrze.
Właśnie zdaje się kończyły swoje zajęcie i wymieniały spojrzenia, gdy Sylwia zrobiła krok w stronę Nicole i ze swobodą kochanki pocałowała ją w usta.
Lustro nagle pokryło się szronem ukrywając oglądany obraz i natychmiast pękło na pół. Jego górna połowa spadła niczym gilotyna i roztrzaskała się w drobny mak na długim blacie.
Nick zerwał się z krzesła jak oparzony nie wiedząc czego ma się spodziewać po takim zjawisku.
Dziewczyny pisnęły przestraszone za jego plecami.
Do zmysłów Andrew zdarzenie dotarło z pewnym opóźnieniem, jakby jego wewnętrzny świat rozjechał się z rzeczywistością o dobrych kilka sekund. Uwięziony między być, a nie być wstał niezdarnie z krzesła niemal wywracając się na odłamku szkła, który spadł mu pod stopy.
Nick w lekkim szoku omiótł wzrokiem pokój próbując dostrzec kogokolwiek lub cokolwiek i natychmiast odkrył zmianę jaka w nim zaszła. Z dolnej części lustra krzyczało do jego umysłu kolejne mordercze życzenie. - ZABIJ ZABIJ ZABIJ. |