Podczas, gdy reszta zajęła się przesłuchiwaniem. Robert zabrał się za rannych.
Co prawda medykiem nie był, ale podstawy opatrywania rannych zgłębił i... niczym magik cyrkowy wyciągnął z cholewy buta lniane bandaże.
Jak je tam ukrył ?
Chyba czarami je wcisnął. Tak czy siak zajął się ranny na tyle na ile potrafił.
Najgorzej było z postrzelonym przez de Banxa. Rana wyglądała paskudnie. -No cóż. Zaniosę tego biedaka na nasz okręt. Tam mu może pomogą.- rzekł szlachcic, choć nazywa okrętem łajby na której przypłynęli było mocno przesadzone.
Ale nie widział powodu, by zdradzać zbyt wiele faktów. Lepiej pozostawić resztę pokonanej kompanii w błogiej niewiedzy.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. |