Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2012, 01:49   #141
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Mont nawet w najgorszych sennych koszmarach, których ostatnio zaznał w nadmiarze, nie przypuszczał że powrót do cywilizacji wcale nie oznacza końca kłopotów...

Prawda, zgodnie z zamierzeniami pociupciał sobie zdrowo, trochę mniej zdrowo za to równie satysfakcjonująco popuścił pasa, a już gorzałą na pewno zredukował inteligencję swoją i chyba swych przyszłych dzieci również, ale pobyt w Nuln okazał się frustrująco bezowocny. Ani rozkazów, ani wskazówek, ani ... Pieprzony Diehler, przeklinany w zaciszu własnej czaszki od momentu gdy tylko Alfred usłyszał to nazwisko, nie raczył się pojawić tam gdzie czekać powinien i nawet kilka przedstawień teatralnych na które Mont się wybrał nie uśmierzyło jego złości. Faktycznie, na "Lustriańskiej zemście" Sendala Mitella nawet się uśmiał, "Zdrada Oswalda" tego dupka Siercka i "Ystareth" Brithana Cragga dały mu do myślenia, a na niewiarygodnie gwałtownym "Dzielnym Konradzie" zupełnie zapomniał o bożym świecie, ale co z tego, skoro przedstawienie się kończyło i w mgnieniu oka wracał do rzeczywistości. Wybrał się nawet na jakąś marną produkcję traktującą o losach własnej rodziny i wytrzymał na niej, choć tego kto pisał dialogi należałoby powiesić za jaja tak były drętwe, a w rozpaczy uznał że zdradziecki Manfred był jedyną jaśniejszą stroną przedstawienia. Modlitwy do Ulryka by ten jeden raz broń aktora okazała się wykonaną z prawdziwej stali i by w czasie “pojedynku” trafiła ona jakiś żywotny punkt "Felixa Jaegera" nie zostały jakoś wysłuchane. Fakt, udało mu się przelecieć jedną z chórzystek na zaimprowizowanym przyjęciu po spektaklu, ale jednak o nie było to samo.

Ktoś za nim łaził. Przez kilka dni miał tego świadomość, ale ktokolwiek to był znał się na swoim fachu ... a może Alfredowi odbiło? W końcu oberwał parę razy w ciągu ostatnich tygodni, głowy nie wyłączając. Co dodatkowo potęgowało jego irytację i był świadom że jego Mistrzowie, gdyby tylko go zobaczyli w tym stanie, natychmiast wyrzuciliby go z Kolegium i pewnie wygasili. Po prostu świetnie.

W sklepiku Van Niek’sa uzupełnił zapasy komponentów, dwie kusze również kupił u porządnego rzemieślnika z zapasem bełtów i jedną sprezentował Geroldowi, na dowód przyjaźni i w ten sposób choć odwdzięczając się za gościnę. Popijał z nim i z krasnoludem, gadał, a w nocy oglądał elfi klejnot pozostały mu po walce w grobowcu, wciąż i wciąż obracał w głowie słowa elfiego truposza i raz po raz analizował rozmowę z Magistrem Lotharem, każdy szczegół sobie przypominając i ważąc go, szacując i usiłując wydedukować co też Lektor mógł sobie myśleć. Łeb mu od tego pękał, tak samo jak od gorzały i poranki były naprawdę trudne.



Towarzyszom niedoli - czy oficjalnie podróży - zasugerował by nie pieprzyć się w czekanie na Diehlera i wrócić do Altdorfu, i chyba miarą stanu jego ducha było że nie machnął ręką na ich wahanie i samemu nie wyruszył do stolicy. Oczekiwanie zabijało go i gdy padła propozycja by szukać łącznika w jakiejś wiosce bez większych sprzeciwów spakował swe rzeczy i ruszył z pozostałą trójką. I dobrze się stało bo z nudów zaczynał wyciągać łapy do jednej ze służek w domostwie Sehladów, świeżo zaręczonej, i nie wiadomo czym by się to skończyło gdyby w niewłaściwym momencie usłyszał “nie”. Mógł nie lubić Gundulfa i Magnusa ale przynajmniej przekonał się że na odwadze im nie zbywa a i nikt nikomu w drodze gardła nie poderżnął, więc bez zgrzytów dopasował się do reszty “drużyny”. Źródło frustracji tkwiło gdzie indziej ...

- Ciskasz się jak niedźwiedź grizzly z hemoroidami próbujący wysrać szyszkę - rzucił mu raz poirytowany Gerold i całej siły woli Alfreda było trzeba by nie przyłożyć Alchemikowi. Prywatnie uważał opinię Sehlada za krzywdzącą dla misiów, ale oczywiście nie mógł tego przyznać. W rzeczywistości niemożność odnalezienia nie tylko człowieka, ale nawet WIOSKI w której miał się zatrzymać dla wyszkolonego zwiadowcy była niepojęta, tym bardziej że to był jego RODZINNY Wissenland - choć z tak bliskich Nuln stron nie pochodził - i znaleźć zasrane sioło powinno być banalnym zadaniem. To już nawet perorze Gundulfa przytaknął, samemu mając dość bezowocnych poszukiwań.

Gdy wreszcie okazały się owocne - o tyle o ile - i w ich łapy wpadł przedmiot nieożywiony zamiast jak najbardziej ożywionego - przytaknął reszcie. Demony jedne wiedziały co w garnku - czy tam jakiejś pogańskiej wazie - siedziało i nie było potrzeby kusić losu, tym bardziej że po Diehlerze nie było ani widu ani słychu.



- Wracajmy do Nuln, tam zdecydujemy co robić.

Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Wernerowi żołądek skręcił się w supeł gdy okazało się że ludzie hrabiny Emmanuelle, największej piękności Imperium (a zdaniem Monta starej łupy, o którą, gdyby zmyć jej makijaż, mogłoby się tłuc co najwyżej paru pijanych marynarzy) najwidoczniej ich szukają. Pierwszą reakcją było by szukać schronienia w lesie i stamtąd imać się łuku, kuszy czy czarów … ale towarzysze wybrali inaczej. Warknął tylko ale pozostał z nimi, od niechcenia obracając w palcach soczewkę. Nie otwierał gęby, wiedząc że pozostali są do tego bardziej przez Sigmara pobłogosławieni - zresztą już dwóch gadało, pytanie czy nie za dużo, biorąc pod uwagę że nijak nie było wiadomo o co chodzi.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline