Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2012, 11:46   #3
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Stary rycerz widział już zbyt wiele by dziwić się fanaberiom swego pana, ale i tak brwi zauważalnie mu drgnęły. Seneszal wzdrygnął się cały, jak pies strzepujący mokre futro. Błazen dalej tłukł kością o posadzkę próbując wybudzić ze snu przeżartego ogara. Yordan słuchał stojąc. Tylko po nim nie dało się niczego poznać.

- Wasza lordowska mość życzy sobie, bym zabił wszystkich rajców. Kiedy?

- Jest mi to serdecznie obojętne. Byle rychle. Nie mamy dużo czasu. Ja nie mam. Czyli ty również.

- Rozumiem.
- chyba tylko Yordan rozumiał z tego cokolwiek. Lord Edelbert Hunstaf był wszak udzielnym panem Criche i mógł wiele, bardzo wiele, ale nawet jemu zabicie wszystkich miejskich notabli nie mogło ujść na sucho. Stary rycerz, który widział już kilka wojen, więcej jeszcze wojenek i prawdziwą masę większych bądź większych buntów pewnym był, że coś takiego skończyło by się w mieście krwawą jatką. Zwłaszcza teraz, kiedy nadano im tak rozległe prawa. Spoglądając na nieprzeniknione oblicze szpiega stary rycerz wiedział jednak, że szpieg nie rozumie nic. I nie było w tym nic dziwnego.

- Gówno rozumiesz. - lord jednym słowem też znał swego szpiega jak łysą szkapę. Przełknął łyk czerwonego wina i splunął na kamienną posadzkę. To było trzecie wino, które dziś nie podeszło władcy. Z wiekiem coraz trudniej mu było dogodzić.

- Panie, jeśli mi wolno... zwrócić ci uwagę, to wywoła zamieszki. Wszyscy mieszczanie przecież wiedzą, że wy Panie w sporze jesteście z rajcami. To wam na podstawie nowej Karty Praw Miejskich odmówili urządzenia turnieju a nawet udziału w Radzie. Ludzie bunt podniosą, jak rozejdzie się, że ktoś zabija rajców. Wszyscy wiedzieć będą, że to wy Panie. Gdybym miał... - seneszal znał lorda od małego. Nie potrzebował więc słów, by dostrzec, że lord ma dość. Zamilkł w pół słowa i skłoniwszy się cofnął o krok.

- Nie powiedziałem, że masz latać po mieście i zarzynać ich jak prosięta. Chcę by zginęli wszyscy. Na raz. Zgromadzisz ich w jednym miejscu. Na okręcie jakim co zatonie, polowaniu, nie wiem. Gdziekolwiek. Pomyśl. Za to ci płacę. I tam ma ich spotkać nieszczęście. Myślisz że sobie z tym poradzisz?

- Tak Panie...

- Więc pospiesz się. Chcę by zginęli przed kolejnym nowiem. Łyczkowie muszą zrozumieć, że w Criche jest tylko jeden pan!

- Tak będzie, mój Panie...


- Nie zawiedź mnie...


***


- Mówią, że ma złe oko. Tak mówią. I czasem jak coś powie..., wiecie tak powie, że wie człek iż prawdę mówi. Albo gorzej jeszcze, że jak coś powiedział, to się... prawdą stanie. - pomocnik karczmarza rzadko obnażał sekrety gości gospody w której pracował. Kto by chciał gościć się gdzieś, gdzie wiedział by, że wnet będą o nim pletli przy każdym stole.

- Czyli czarownik? Może by się nadał... - zarośnięty rozmówca pomocnika karczmarza przypił doń uderzając drewnianym kubiem dzierżonym w sękatej dłoni w jego kubek. Mieli chwilę spokoju, bo pomocnik miał przerwę. Siedzieli z tyłu, za oberżą, zajmując dwie puste, czekające na odbiór w dniu jutrzejszym beczki. Znali się nie od dziś.

- A ja wiem? - pomocnik splunął i zaciągnął się fajką. To była ta chwila w czasie której wolałby być sam. Chwila odpoczynku od słyszanego gwaru dochodzącego z oberży. - Ale elfa ma. Miast jak psa zostawić go w oborze wlecze go ze sobą do karczmy i jak człeka sadza przy stole.

- Hmmm...
- zarośnięty drab zasępił się. Myślał. To był trzeci kandydat. Nie trwało to długo. Elf przeważył. - Nada się zatem. Obsłuż go...

Pomocnik skinął głową. Splunął po raz wtóry. Tym razem po to by odpędzić zły urok. Nie musiał nic więcej słyszeć a drab nie mówił nic więcej. Miast tego rzucił na wierzch beczki solidną sakiewkę. Pobrzękującą przyjemnie...



***


- Jak zamierzasz go teraz wyciągnąć? - Konus musiał niemal zmuszać się by zapytać przywódcy o los Grimma.

- Nie zamierzam.

- Ale nie taka była umowa.

- Tyś ją zawierał?!
- krzyknął mu z odległości kilkunastu centymetrów w twarz Greteer - Więc się nie wpierdalaj! Wiedział na co się pisze, nie udało się, nie zabiliśmy wszystkich, za dużo straży tam jest byśmy mogli go zdjąć...

Davos załzawionymi oczyma rozglądał się wkoło zastanawiając się, kiedy go uwolnią. Kiedy będzie mógł dołączyć do powstania, które właśnie gromkim hukiem rozpoczęło się na głównym rynku w Criche.

- Wolność dla ludu! - krzyknął Grimm czując podniosły nastrój chwili. Podniosły tym bardziej, że stos rozniosło na kwartale niemal całym a on sam przykuty łańcuchem do pala wciąż żył.

Plan im się udał, co samo w sobie zakrawało na cud. Nikt przy zdrowych zmysłach nie mógłby założyć, że w jednej chwili niemal wszyscy rajcy miejscy mogą wyzionąć ducha. Z ocalałych Bernard Murhe, starszy nad cechem złotników, leżał w kałuży krwi z niedowierzaniem obserwując wypływającą z urwanego ramienia posokę. Anonus Glum miotał się próbując otrzeć krew z twarzy krzycząc, że nic nie widzi. Nie mógł widzieć. Nie miał oczu bo całą twarz jego znaczyły rany z siekańca. Hugo Hern i Jonas Birbian pełzli na czworakach, byle dalej od miejsca kaźni. Znacznie więcej było jednak ciał. Ciał, które otaczały pal z każdej strony. Od strony zamku dał się słyszeć narastający łoskot końskich kopyt.

Grimm nie musiał być znawcą, by się domyślić, że jadą zbrojni. Szczęk pancerza mieszał się z krzykiem ludzi. Stojący jednak na środku miejskiego rynku w Criche Davos Grimm miał znacznie większy problem, niż zbliżający się oddział zbrojnych. Kiedy bowiem spojrzał w dół, na podstawę stosu zastanawiając się, że nie nadpalił się na tyle, by wyłamać go, przewrócić i zdjąć okowy, którymi umocowano go do drewnianego pala, dostrzegł trzy nie odpalone słoje. Trzy bombardy, które roznieść miały rajców, wciąż jeszcze czekały na swój czas. Tlące się lonty, które znikały u podstawy słoja, jarzyły się słabym blaskiem wskazując na to, że lada moment zaplanowana eksplozja będzie miała miejsce.

W sumie nie było w tym nic, czego by Davos spodziewać się nie mógł. No może poza tym, że jeden ze słojów, który lada chwila miał eksplodować, wycelowany jest dokładnie w jego dupę...


.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline