Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2012, 22:25   #171
Qumi
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
-Takiej szansy nie możemy przepuścić-krzyknął Alukard i wyciągnął dłoń w kierunku smoka. Z palców wystrzeliły smugi nekrotycznej energii i pomknęły w kierunku przeciwnika by spowić go i zacisnąć się wokół niego jak pętla.

Chwilę później skorzystał z eterycznego kroku by przemieścić się w kierunku smoka.

Krwisto-czarna smuga energii zbliżając się do smoka przypominała raczej paszczę z ociekającymi krwią kłami. Po chwili owe kły zanurzyły się głęboko w ciele smoka, który krzyknął z bólu i złości, Alukard natomiast został napełniony siłami witalnymi swojego wroga. Spojrzał na swoje oprawcę, uniósł skrzydła w górę, schował je i ruszył w stronę grupy. Wziął głęboki wdech. Dym zaczął unosić się z kącików jego ust i wiedzieliście co ma zamiar zrobić. Ogień pochłonął tych, którzy stali blisko smoka. Zielony ogień parzył, ale nie z powodu gorąca - był nieco jak kwas.

Draugdin zacisnął zęby i lekko się otrząsnął z zielonej mazi, która została na jego zbroi. Zmierzył smoka gniewnym wzrokiem, a w odpowiedzi jego miecz zapłonął. Ruszył w stronę smoka i zrobił potężny zamach - niestety w ostatniej chwili stracił równowagę potykając się o kamień. Cios chybił, ale miecz wciąż płonął, a Draugdin wciąż stał na nogach. Gestem naznaczył też smoka tajemnym symbolem swojej profesji.

Adrian z mieczem w jednej i sztyletem w drugiej ruszył na smoka, zachodząc go od boku.

- Zachodzicie go od boków! - zawołał i pchnął pokrytym lepka trucizną sztyletem w nie opancerzone skrzydło.

Niestety cios sztyletem nie przebił łuski smoka, choć było blisko! Adrian nie tracił jednak nadziei i szykował się do kolejnego ataku wkrótce.

Carric tymczasem przybrał postać bestii, którą najbardziej lubił: tygrysa. Podbiegł do smoka i zaczął atakować go pazurami w szale. Okrążony smok wyglądał na nieco zdezorientowanego sytuacją, jakby nie mógł zdecydować kogo ma zaatakować.

Unsung wykonał parę magicznych ruchów nad swoją kuszą, przekazująj część swej mocy. Gdy tylko skończył, naładował czym prędzej broń, która zmieniła swój kolor na lodowaty. Po czym ustawił się tak (S2), by mieć jak najczystszy strzał w smoka. Wystrzelił…

Bełt trafił cel i wbił się w ciało smoka. Krople krwi zaczęły zamarzać dookoła rany, choć bełt nie wbił się zbyt głęboko.
Cholerne berło, ale w sumie sam był sobie winien. Logicznym było, że po badaniu odda berło Alucardowi, nie było mu potrzebne, a bez odpowiedniego zabezpieczenia, byłby głupcem wystawiająć się na długotrwałe działanie mrocznego artefaktu. Teraz wiedział, że berło musiało zacząć na niego działać już w trakcie badania.

Z drugiej strony, teraz mieli szansę z smokiem, kto wie jak zadziałało by w rękach Alucarda.
Co by jednak nie myśleć, przez berło, pozbyli się wielu kryształów, a on sam nagle stał w pierwszej linii co już naraziło go na obrażenia. Kusiło go wykorzystanie mocy płaszcza, ale instynktownie czuł, że to jeszcze nie ten moment.

Z miejsca, w którym stał miał idealną okazję, aby użyć ognistego stożka, bo teraz jeszcze mógł znaleźć kąt z którego nie zrani towarzyszy.W jego ręku błyskawicznie pojawiła się kula, zdobyta w grobowcu, a zaraz potem wystrzeliły płomienie. Podmuch jakby go odrzucił, a on wykorzystując to, odskoczył w tył.

Płomienie Theodora spadły na smoka niczym sztormowe fale. Smok piszczał i syczał gdy języki ognia starały się go upiec żywcem. Smok przeżył, był w końcu smokiem. Ale czuć było od niego zapach spalenizny, a oczy obficie mu łzawiły.

Erik natomiast wypowiedział słowa modlitwy do Oghmy prosząc go o łaskę i błogosławieństwo wiedzy jak zniszczyć swoich wrogów. Strumień boskiego światła ogarnął całą grupę i każdy zaczął słyszeć szepty Oghmy podpowiadające gdzie trafić smoka, aby ten nie mógł uchylić się przed ciosem.

Tabor wyciągnął miecz, który wcześniej dostał. Drżał mu w dłoniach, ale wziął głęboki wdech i ruszył w stronę smoka . Wykonał cios niesiony intuicją w nogę potwora. Miecz przebił łuskę, choć niezbyt głęboko. Jednak ryk smoka był potężny, dużo bardziej niż wskazywała na to rana.

Po trującym zionięciu Alukard uznał, że najwyższy czas dać posmakować smokowi swojego najsilniejszego czaru. Wyciągnął dłoń i wykonał gest po którym na smoka spłynęła struga płynnego ognia ten jednak rozpostarł swoje skrzydła i zaczął nimi szybko machać. Płomienie natrafiwszy na ścianę wiatr rozprysnęły się na boki, o mało nie przypalając Draugdina. Po wykonaniu ataku wykorzystując przesuniecie fazowe przemieścił się nieco w tył. Nie mógł jednak uciec przez trucizną, którą dał mu zakosztować smok. Czarnoksiężnik poczuł nieprzyjemne mrowienie i soczysty ból w klatce piersiowej.

Rozwścieczony smok skupił swoją uwagę na bestii obok siebie, którą był Carric. Wyprostował się stojąc na tylnich łapach i zrobił potężny zamach pazurami na przednich łapach. Ciało Carrica zostało niemal rozerwane przez ostre jak brzytwa pazury. Bestia krwawo zakaszlała. Bez pomocy długo nie pożyje, choć nadal stała na czterech łapach.

W odpowiedzi Draugdin uniósł wysoko swój miecz wokół którego płomienista aura zaczęła rosnąć aż zamieniła się w ognisty wir. Mag miecza zrzucił tenże wir szybkim ruchem na głowę smoka. Smok został ciężko raniony, ale ogniste ataki zdawały się go niesamowicie denerwować. Był wściekły, ciężko dyszał i wydał z siebie potężny ryk.

Ociekający trucizną sztylet ponownie spróbował sięgnąć smoczego ciała. Tym razem jednak Adrian miał okazje dokładniej wycelować, trafienie w tętnice tylnej nogi powinno poważnie dać się we znaki smokowi.

Choć atak Adriana był celny to nie miał on wystarczającej siły aby przebić się przez łuski. Carric natomiast zebrał swoje rezerwy i poczuł przypływ dodatkowych sił.

-On jest niemal niewrażliwy na trucizny! - krzyknął Draugdin.

Unsung widząc w jakich tarapatach znalazł się Carric, czym prędzej ruszył w jego kierunku . Bestia, w którą się zmienił krwawiła, mocno krwawiła. Musiał mu pomóc, uzdrowić go, gdyż jak tak dalej pójdzie, to czeka go niechybnie koniec żywota.

Konstrukt otworzył wieko niewielkiego flakonika z którego wydostała się srebrna mgiełka. Kierowana ręką swojego władcy, mgiełka okryła Carrica, wchodząc w jego rany i zasklepiając je.

Mag odskoczył jeszcze w tył , i z pomocą kuli posłał w smoka dwa magiczne pociski. Smugi fioletowej energii poleciały w stronę smoka i przeszyły jego ciało wywołując u niego wściekły ryk. Erik tymczasem stanął naprzeciwko smoka, pomiędzy swoimi sojusznikami. Wzniósł w górę swój święty symbol, który zaczynał coraz mocniej jaśnieć. Święte światlo ogarnęło zarówno smoka jak i sojuszników. Smoka jednak chroniła Tiamat i jej mroczne światło bijące z kapliczki pochłonęło zaklęcie kapłana. Tabor wykonał kolejny atak, tym razem mierzony w podbrzusze gada, ale tym razem spudłował.

Alukard nie zwlekając zaatakował smoka kolejnym swoim czarem. Wyciągnął dłoń i skomplikowanym gestem sprawił, że smoka ogarnęły niebieskawe płomienie. Ten jednak wciąż był chroniony przez światło Tiamat i piekielne płomienie zdawały mu się nie robić żadnej krzywdy. W końcu światło znikło wraz z płomieniami. Tym razem po wykonaniu ataku postanowił nie ruszać się z miejsca.

Wściekły, ranny, ale pocieszony łaską Tiamat, smok wziął kolejny głęboki wdech i zionął swym zielonym ogniem w grupę przed nim. Mimo chwilowej łaski mrocznej bogini, tym razem jego oddech nie zdołał zrobić krzywdy dzielnej drużynie walczącej z nim. Wszyscy na drodze zielonych płomieni zdołali uskoczyć.

Draugdin zaczerpnął część płomieni smoka, ku zdziwieniu bestii, i wykorzystał je w swoim pchnięciu, które jednak minęło cel.

Adrian skoczył za smoka dobył miecza i chlasnął płonącym ostrzem po tylnej nodze. Po czym odskoczył na miejsce. Cięcie może i nie wyglądało na zbyt finezyjne, ale znajomość punktów witalnych czyniła atak groźnym. I takim też ten cios był. Ostrze przecięło mięśnie smoka i wykrzywiło jego ryj w spazmie bólu. Ostrze weszło głęboko w jego ciało i upuściło sporo krwi.

Z rozwścieczonego pyska smoka zaczął kapać jad. Zanim jednak uderzyły o ziemię - spalały się. Potężny podmuch zielonych płomieni pochłonął wszystkich, którzy stanęli na jego drodze - Draugdina i Erika. Ból po ranie był jednak zbyt wielki i smok stracił równowagę, upadając na jeden bok.

W ramach odwetu, Carric skoczył na smoka zanurzając głęboko w nim swoje kły, starając się oderwać część łusek i odsłonić podatne na rany ciało. I rzeczywiście, parę łusek odpało.
Unsung, by mieć lepszy ‘dostęp’ do smoka zmienił nieznacznie swą pozycje. Przymierzył w gadzinę i wystrzelił. Próbował trafić w miejsce, które przed chwilą atakował Carric. Niestety, bełt wyleciał zbyt wcześnie z kuszy, zanim Unsung zdołał ją odpowiednio naprężyć, i poleciał wysoko w niebo.

Theodor ponownie podniósł dłoń, i po raz kolejny wystrzeliły z niej dwa pociski. Magiczne pociski poleciały w stronę smoka. Jeden z nich trafił go w gardło... drugi niestety przeleciał obok głowy smoka i trafił w kamienne schody do posągu Tiamat.

Alukard ponownie postanowił spróbować tego czaru co ostatnio. Wyciągnął dłoń i wykonał gest próbując poczęstować smoka piekielnym skarceniem. Tym razem nie było mrocznego światła, które mogłoby uratować smoka - piekielne płomienie wdarły się do ust i ran smoka poważnie go raniąc.

Smoka powstał i był bardzo wściekły. Ponownie rzucił się z pazurami na Carrica i ponownie niemal rozszarpał go na miejscu. W zgiełku walki usłyszeliście syknięcia berła i krzyki starca, starającego się je poskromić. Jak na razie dawał sobie radę, ale berło zdawało się mieć nieskończone zasoby mocy...

Jednak nie to najbardziej was zaniepokoiło. Tym co wywołało zaskoczenie na waszej twarzy to bełt w ramieniu Carrica. Część koboldów wróciła. Wyglądało na to, że niektóre z nich były bardziej lojalne niż przestraszone... oby to były jedyne jakie miały wrócić. Koboldzi kapłan pojawił się za plecami smoka, krył się do tej pory w cieniu kamiennych schodów. Wyrecytował słowa modlitwy do Tiamat a smok zalśnił purpurowym światłem odzyskując siły. Kusznik stał niedaleko Theodora, wdrapał się z powrotem po zboczu. Kobold z olbrzymimi pazurami natomiast biegł w stronę Adriana, również wdrapał się po zboczu ale z drugiej strony. Ostre niczym brzytwa pazury przecięły skórznię zbroi zabójcy i mocno poraniły człowieka.

Draugdin nie interesował się za bardzo koboldami. Całą uwagę poświęcał smokowi, w którego brzuch miał zamiar wbić swój miecz. Niestety, ostrze tylko otarło się o łuski nie robiąc bestii żadnej krzywdy.

Adrian ponownie zaatakował smocza łapę chcąc przewrócić bydlę. Samo ukłucie łapy niewiele by dało gdyby nie potężny kopniak gdy bestia uniosła przednie łapy w grymasie bólu.

Carric był ranny, ale ranne zwierzę jest jeszcze bardziej zaciekłe - a był teraz bestią. W świecie bestii były tylko ofiary albo drapieżniki - on był tym drugim. Nie ustąpi innej bestii, nie ustąpi nawet jeśli ma zginąć - tak przemawiała przez niego bestia. Jednak w środku był również druid, a on wiedział, że należy podążać za mądrością, a kontynuowanie ataku taką rzeczą nie było. Druid rzucił się co prawda na bestię... ale wykorzystując smoka jak trampolinę - odskoczył do tyłu, zadając smokowi przy tym całkiem spore obrażenia.

Unsung widząc ponownie mocno rannego Carrica, ignorując w tym momencie nowoprzybyłe koboldy, skupił swą energię i działania na kompanie. Kolejny raz lecznicza mgiełka okryła towarzysza.

Mag widząc powracające koboldy, wyciągnął lewą rękę, a prawą naciągnął jak do strzału z łuku. Celował w koboldziego kapłana, wstrzymał oddech, i wypuścił jadowicie zieloną strzałę, która pojawiła się znikąd. Zaraz też sięgnął do kieszeni, namacał pozostający tam kryształ magicznej esencji, który z rozmachem cisnął w stronę kusznika, posyłając za nim kuglarską sztuczkę w postaci światła. Liczył, że kryształ wybuchnie, a przynajmniej oślepi kobolda, wtedy mógłby dobiec i pchnąć go mieczem. Kwasowa strzała rozprysła się głośnym plaskiem na twarzy kapłana, który krzyczał z bólu nawet głośniej niż smok. Tymczasem kryształ rzeczywiście zdawał się oślepić kobolda. Kusznik przecierał swoje małe oczka, podczas gdy Theodor biegł w jego stronę...

Erik wypowiedział słowa kolejnej modlitwy i w jego dłoni pojawił się srebrny niczym gwiazdy płomień - który natychmiast poleciał w stronę kobolda z pazurami. Ogień pochłonął kobolda, porządnie go raniąc. Adrian tymczasem poczuł tylko przyjemne ciepło rozchodzące się po całym jego ciele gdy obserwował płomienie w działaniu.

Tabor wyglądał na bardzo skupionego, chwycił swój miecz i ciął pod ukosem w podgardle smoka. Cios trafił cel jednak... wtedy stało się coś dziwnego. Smok jakby się zachwiał, rozejrzał dookoła i potrząsnął głową. Tabor dalej trzymał gardę.

Alukard tym razem postanowił zaatakować jednego z koboldów. Ten z pazurami atakujący Adriana był akurat najbliżej więc padło na niego. Wyciągnął ręce i splótł zaklecie. Ogień co prawda doleciał do kobolda, ale ten uskoczył w bok paskudnie się uśmiechając i drwiąc z czarnoksiężnika.

Smok uderzył mocno swoim długim ogonem w ziemię, a następnie zrobił nim potężny zamach dookoła własnej osi. Jedynie Tabor zdążył uskoczyć. Wszyscy inny w pobliżu smoka zostali z dużą siłą uderzeni twardym niczym stal ogonem. Nikt nie zdołał utrzymać się na nogach po takim uderzeniu.

Koboldzi kapłan tymczasem uniósł swój konstur, na którego czubku pojawiła się ognista kula. Następnie uderzył w nią mocno jednocześnie posyłając ją w stronę Theodora. Syczał przy tym z bólu, bo kwas wciąż sączył się na jego skórze. Ognista kula jednak nie nadążyła za czarodziejem, który biegł w stronę kusznika i uderzyła w ziemię nie robiąc nikomu krzywdy.

Pazur tak jak poprzednio rzucił się na Adriana, ale ten przeturlał się w bok i cudem uniknął pazurów kobolda.

Draugdin wstanął i splunął gniewnie na spragnioną ziemię. Zrobił kolejny zamach, ale i tym razem nie zdołał przebić łuski smoka. To nie był jego dzień.

Gdy tylko wstanął Arian zwinął się w piruecie, w drugiej dloni pojawił sie kolejny sztylet pokryty lepką mazią. Skoczył w bok markując cięcie mieczemi i podstepnie ciął sztyletem, by poprawić na końcu kopnięciem pod kolano. Choć atak Adriana był bardzo wymyślny i niezwykle dobrze zaploanowany to jednak kobold przejrzał jego plan i uniknął wszystkich ciosów.

Theodor zdążył dobiec do kobolda i tak jak planował - zdezorientowany kobold nie był zbyt wielkim wyzwaniem i wystarczyło jedno celne pchnięcie w głowę aby zakończyć jego żywot.
Mag będąc na bezpiecznej pozycji, wyciągnął przed siebie obie ręce i wystrzelił z każdej po magicznym promieniu, które pomknęły w stronę smoka.

Erik ponownie wezwał srebrne płomienie, które ponownie ogarnęły kobolda z pazurami i wzmocniły Adriana.

Wzmocniony, Carric postanowił wrócić do walki. Pobiegł jednak w przeklinającego na kwas kapłana. Choć kobold był nieco rozproszony to jednak zauważył Carrica i w porę uskoczył przed jego atakiem.

Tabor ponownie zrobił zamach mieczem w stronę smoka, ale tym razem jednak spudłował.

Unsung pobiegł w stronę kapliczki tak by z jednej strony mieć smoka, a z drugiej kapłana koboldów. W trakcie biegu wymierzył w kobolda, zatrzymał się, a chwilę później z jego broni wyleciał kolejny lodowy bełt. Bełt poleciał z głośnym świstem w stronę kobolda tworząc niewielki obłok pary za sobą - jednak nie trafił w cel a w skałę nieopodal.

Alukard ponownie zaatakował kobolda z pazurami piekielnym skarceniem. Smok został ogarnięty płomieniami, które skupiły się na ranach smoka.

Smok po raz kolejny skupił swoją uwagę na Carricu rozrywając jego ciało swoimi pazurami. Druid ledwo trzymał się na nogach. Tymczasem, idąc za przykładem swego pana, koboldzi kapłan stworzył kulę ognia nad swoją głową, którą posłał w stronę druida. Ogień wybuchnął ogarniając Carrica, który wygiął się nienaturalnie w bólu. Po chwili ogień ugasł, a Carric leżał na ziemi.

Kobold pazur kolejny raz rzucił się na Adriana, ale powtarzalność jego ataków sprawiła, że zabójca bez problemu uniknął jego szponów.

Adrian tym razem bardziej się przyłożył, szybko odskoczył od smoka i błyskawicznym piruetem ominął pazurzastego kobolda biorąc go miedzy siebie i kobolda z pazurami. Płonący miecz zatoczył zwodniczy łuk, zaś uderzenie barkiem miało wytrącić kobolda z równowagi. Zanim pokurcz zareagował Adrian odskoczył w tył.

Erik wymierzył w smoka kolejny święty pocisk, który uderzył smoka w pierść. Tymczasem Tabor... Tabor gdzieś na chwilę jakby zniknął. W zgiełku walki łatwo było stracić kogoś z wzroku, ale w tym samym momencie smok stanął dęba, próbując krzyczeć - tyle że miecz Tabor w grdyce bardzo mu w tym przeszkadzał. Smok padł na ziemię. Nastąpiła cisza. Ocalałe koboldy znowu zaczęły uciekać, starzec wskazał na kaplicę, ciało smoka zaczęło błyszczeć i mienić się.

-Szybko! Kapliczka! - krzyknął starzec.

Draugdin ruszył biegiem w stronę posągu, nie zatrzymał się nawet na schodach. Wkońcu wbiegł z impetem w posąg. Statua zachwiała się lekko, przechyliła do tyłu i w końcu spadła w otchłań, odbijając się echem od ścian, tracąc skrzydła i inne części ciała. Smok przestał błyszczeć, pochłonęła go czarna poświata, a on sam zamienił się kałużę czarnego śluzu.
 
Qumi jest offline